To się zdarzyło dwa lata temu na początku czerwca. Chodziłam sobie
nad stawem w poszukiwaniu motyli. Na kwiatostanie rdestu wężownika trafiła sie
pszczoła,
W pewnym momencie zauważyłam w wodzie sporego owada. Duży jak szerszeń,
ale to nie był szerszeń. Widać było, że nie utonie. Machał nogami tak, że
powinien dopłynąć do brzegu bez problemu, a jednak tylko kręcił się w kółko i
wciąż tkwił w tym samym miejscu. Zamiast zrobić zdjęcie, pobiegłam po kij, żeby
nieszczęśnika wyłowić. Chwycił się go błyskawiczne i po kilku sekundach już był
na brzegu.
I wtedy zobaczyłam, czemu nie mógł wydostać się z wody. Otóż
siedział mu na głowie chrząszcz – Ogrodnica niszczylistka. Siedział, a raczej
wpił się szczękami w kark.
Trudno pojąć, kto kogo chciał zjeść. Bez
uszkodzeń oddzieliłam ogrodnicę od tego dużego i każde poszło w swoją stronę,
chociaż, ten duży dłużej dochodził do siebie.
Ten mniejszy, czyli Ogrodnica niszczylistka wraz z towarzyszkami nieźle dały mi się we znaki zjadając wszystkie liście czereśni w moim sadzie tak, że w końcu drzewko uschło i trzeba było je wyciąć. Długo nie wiedziałam, co to za stwór, któremu uratowałam życie aż wreszcie udało mi się dojść, kto zacz. Stworzenie nazywa sie Bryzgun brzozowiec. Jest wielkości szerszenia, zamieszkuje w koronach drzew zwłaszcza brzóz, ogromnymi szczękami nacina gałązki i spija wypływający z nacięcia sok. Zamiast żądła ma taką sprytna malutką piłę, która służy mu do nacinania brzozowych listków by w nacięciu złożyć jajeczko. Owad dorosły nie jest niebezpieczny dla ludzi. Zwykle siedzi wysoko na gałęziach jednak zdenerwowany podrywa sie do lotu. Wszystko wskazuje na to, że mieszkał sobie ów Bryzgun na moich brzozach nad stawem a gdy zechciała tam zamieszkać Ogrodnica wzięli się za łby i w końcu wylądowali w stawie.
Ten mniejszy, czyli Ogrodnica niszczylistka wraz z towarzyszkami nieźle dały mi się we znaki zjadając wszystkie liście czereśni w moim sadzie tak, że w końcu drzewko uschło i trzeba było je wyciąć. Długo nie wiedziałam, co to za stwór, któremu uratowałam życie aż wreszcie udało mi się dojść, kto zacz. Stworzenie nazywa sie Bryzgun brzozowiec. Jest wielkości szerszenia, zamieszkuje w koronach drzew zwłaszcza brzóz, ogromnymi szczękami nacina gałązki i spija wypływający z nacięcia sok. Zamiast żądła ma taką sprytna malutką piłę, która służy mu do nacinania brzozowych listków by w nacięciu złożyć jajeczko. Owad dorosły nie jest niebezpieczny dla ludzi. Zwykle siedzi wysoko na gałęziach jednak zdenerwowany podrywa sie do lotu. Wszystko wskazuje na to, że mieszkał sobie ów Bryzgun na moich brzozach nad stawem a gdy zechciała tam zamieszkać Ogrodnica wzięli się za łby i w końcu wylądowali w stawie.
Jak się okazało dość paskudną nazwę Bryzgun nosi nie od
parady. Otóż z jajeczka wykluwa się larwa, która żywi sie listkami brzozy i
dość szybko rośnie, osiągając nawet 5 cm długości. Jeśli ktoś lub coś ją
zaniepokoi podnosi przód ciała i bryzga owadzią krwią na odległość nawet 20
centymetrów. Taki bezzapachowy owadzi skunks, więc zdjęcia larwy Bryzguna nie mam
i nie będę się o nie starała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz