czwartek, 5 stycznia 2017

Spryciula

Dostać się do karmnika nie jest trudno, wystarczy doczekać swojej kolejki. Zawsze pierwsze przylatują bogatki zaraz potem czarnogłówki i modraszki, ale kiedy o pełnej stołówce dowie się kowalik to już na żaden porządek liczyć nie można. 



Kowalik głośnym siit siit siit oznajmia, że leci i większość ptactwa umyka nie chcąc wchodzić mu w drogę. No chyba, że w karmniku jest akurat kilka mazurków to i kowalik musi troszkę poczekać. 


Ostatnio wśród odwiedzających wiszący na jarzębinie karmnik pojawiła się sosnówka. Wybrała sobie dzień, kiedy kowaliki i mazurki były bardzo aktywne, w dodatku, w przeciwieństwie do innych sikor była sama, więc rzadko udawało jej się zdobyć słonecznikowe ziarnko. 


Samemu jest zawsze trudniej, chyba…, że się ma jakiś pomysł. Dłuższy czas kręciła się w gałązkach jarzębiny i obserwowała ptasie głodomory, 



a kiedy obok przysiadła bogatka i spytała ją, co kombinuje, 




sosnówka odparła,
- patrz i ucz się, to będzie majstersztyk, po czym zaczęła wrzeszczeć wniebogłosy, zupełnie tak jakby ją gonił krogulec. 


Ptaki nigdy nie żerują bezmyślnie, zawsze kilka par oczu obserwuje okolicę i kiedy usłyszały zawodzenie sosnówki zmartwiały zdumione. Był w tym lamencie jakiś fałsz, cos w rodzaju Pawlakowego „odyniec, uciekajmy!”. Krogulca ani śladu, ale czy to można być pewnym. Kowalik wyskoczył na brzeg karmnika i mając pełen dziób tylko patrzył. 


Siedzący na kołeczku mazurek przechyliwszy głowę mruczał,
-zwariowała, czy co?


Czarnogłówka pomyślała, że skorzysta z zamieszania i skubnie co nieco. 


Drugi kowalik siedział na gałązce i z niepewnością w głosie pytał, 
- gdzie ona widzi tego krogulca?



A ona, wykonawszy najprawdziwszy gimnastyczny zwis, wpadła do karmnika i zaczęła jeść. 



Trzeba to było widzieć. Ziarnko za ziarnkiem znikało w dziobie. Siadała na beleczce, wślizgiwała się pod beleczką, rozłupywała na gałązce lub na brzegu karmnika, jeszcze raz i jeszcze, a kiedy dołączyła do niej zdumiona bogatka, rzuciła krótkie,
- a nie mówiłam?








Kowalik nie mógł uwierzyć i sam siebie pytał
- co tu się dzieje?


A sosnówka najadłszy się słonecznika jak gdyby nigdy nic przeniosła się na słoninową skórkę. 



Tego było już za wiele. Siedząca w rokitniku modraszka napuszyła się ze złości, 


podleciała do sosnówki i krzyknęła,
- oszukujesz, żadnego krogulca nie ma,
- na razie nie ma, ale może zaraz przyleci. 



Oczy sosnówki błyszczały tryumfem, 


a w duszy wojowniczej zwykle modraszki zakiełkował ziarno strachu o  i zamiast sprać oszustkę wróciła w gałązki rokitnika by jeszcze raz rozważyć sytuację. 




Dopiero, kiedy kowalik zdecydował się na ponowna wizytę w karmniku wszystko wróciło do normy. 


No, może nie wszystko, bo siedząca w rokitniku czarnogłówka ze wzrokiem utkwionym w sosnówce powtarzała w kółko,

- spryciula, spryciula, spryciula….