Dostać się do karmnika nie jest trudno, wystarczy doczekać swojej
kolejki. Zawsze pierwsze przylatują bogatki zaraz potem czarnogłówki i
modraszki, ale kiedy o pełnej stołówce dowie się kowalik to już na żaden porządek
liczyć nie można.
Kowalik głośnym siit siit siit oznajmia, że leci i większość ptactwa
umyka nie chcąc wchodzić mu w drogę. No chyba, że w karmniku jest akurat kilka
mazurków to i kowalik musi troszkę poczekać.
Ostatnio wśród odwiedzających wiszący
na jarzębinie karmnik pojawiła się sosnówka. Wybrała sobie dzień, kiedy kowaliki
i mazurki były bardzo aktywne, w dodatku, w przeciwieństwie do innych sikor była
sama, więc rzadko udawało jej się zdobyć słonecznikowe ziarnko.
Samemu jest
zawsze trudniej, chyba…, że się ma jakiś pomysł. Dłuższy czas kręciła się w gałązkach
jarzębiny i obserwowała ptasie głodomory,
a kiedy obok przysiadła bogatka i
spytała ją, co kombinuje,
sosnówka odparła,
- patrz i ucz się, to będzie majstersztyk, po czym zaczęła
wrzeszczeć wniebogłosy, zupełnie tak jakby ją gonił krogulec.
Ptaki nigdy nie żerują
bezmyślnie, zawsze kilka par oczu obserwuje okolicę i kiedy usłyszały
zawodzenie sosnówki zmartwiały zdumione. Był w tym lamencie jakiś fałsz, cos w
rodzaju Pawlakowego „odyniec, uciekajmy!”. Krogulca ani śladu, ale czy to można
być pewnym. Kowalik wyskoczył na brzeg karmnika i mając pełen dziób tylko
patrzył.
Siedzący na kołeczku mazurek przechyliwszy głowę mruczał,
-zwariowała, czy co?
Czarnogłówka pomyślała, że skorzysta z zamieszania i skubnie
co nieco.
Drugi kowalik siedział na gałązce i z niepewnością w głosie pytał,
- gdzie ona widzi tego krogulca?
A ona, wykonawszy najprawdziwszy gimnastyczny zwis, wpadła
do karmnika i zaczęła jeść.
Trzeba to było widzieć. Ziarnko za ziarnkiem
znikało w dziobie. Siadała na beleczce, wślizgiwała się pod beleczką, rozłupywała
na gałązce lub na brzegu karmnika, jeszcze raz i jeszcze, a kiedy dołączyła do
niej zdumiona bogatka, rzuciła krótkie,
- a nie mówiłam?
Kowalik nie mógł uwierzyć i sam siebie pytał
- co tu się dzieje?
A sosnówka najadłszy się słonecznika jak gdyby nigdy nic przeniosła
się na słoninową skórkę.
Tego było już za wiele. Siedząca w rokitniku modraszka
napuszyła się ze złości,
podleciała do sosnówki i krzyknęła,
- oszukujesz, żadnego krogulca nie ma,
- na razie nie ma, ale może zaraz przyleci.
Oczy sosnówki błyszczały tryumfem,
a w duszy wojowniczej zwykle modraszki zakiełkował ziarno strachu o i zamiast sprać oszustkę
wróciła w gałązki rokitnika by jeszcze raz rozważyć sytuację.
Dopiero, kiedy
kowalik zdecydował się na ponowna wizytę w karmniku wszystko wróciło do normy.
No, może nie wszystko, bo siedząca w rokitniku czarnogłówka ze wzrokiem
utkwionym w sosnówce powtarzała w kółko,
- spryciula, spryciula, spryciula….