środa, 31 grudnia 2014

Noworoczny keks

Dwanaście miesięci i dwanaście kolejnych fotografi. Nie było okazji do umieszczenia ich w którymś poście. Każda to maleńka historia którą można zawrzeć w jednym, dwóch zdaniach . Na więcej trzeba będzie poczekać do kolejnych spotkań, być może w już w przyszłym roku, Czego sobie i Wam życzę.

W styczniu sosna przy starej piwnicy była ulubionym miejsce żerowania dzięcioła.

Nad Marunką mieszka norka amerykańska, spotkałam ją w lutym.


W marcu przydomowa łączka należała do szpaków.



Dudek był u nas tylko jeden dzień, 22 kwietnia.


W maju żurawie pasły sie na Dużej Łące i podchodziły niemal pod bramę.


W czerwcu nad stawem królowała świtezianka dziewica


Bardzo trudno jest zrobić zdjęcie rozłożonych skrzydł żywego cytrynka. Udało mi się to? ... w lipcu.


W pasie drzew za Dużą Łąka gniazdował w tym roku trzmielojad. Młode wyprowadził w sierpniu.


We wrześniu udało mi sie zrobić zdjęcie pustułki. 


Październik był tak ciepły, że bez problemu można było spotkać dostojkę latonię, która zwykle lata do początków września.


Listopadowa wyprawa nad bagienko - para traczy nurogęsi.


Już trzeci rok w grudniu przylatuje pod dom zięba.


 Szczęśliwego Nowego Roku!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Trochę śniegu i od razu inaczej



Napisałam w poprzednim poście, że zima to nie jest moja ulubiona pora roku. A no tak. Najgorsze jest to, że żeby wyjść z domu trzeba zakładać mnóstwo różnych rzeczy, bo zimno. Chodzić trzeba ostrożnie, bo się człowiek przewróci. Okulary zaparowują od oddychania i nic nie widać. Czapka przytępia słuch i nie wiadomo gdzie trzasnęła gałązka i gdzie stuka dzięcioł, że o zwykłym ptasim wierceniu się nie wspomnę. Ale jak przychodzą takie dni jak ten dzisiaj to tak się jakoś dzieje, że ubieranie się zajmuje moment, nie pamiętam o okularach, tylko ta czapka, ale tyle jest w koło do oglądania.




Łąka posypana diamencikami, lasy nagle jakieś inne, gęste i tyle ich, jakby wcześniej nie było. Szron usiadł na każdej gałązce, na każdym źdźble trawki, na płocie. Wszystko takie strojne, takie piękne w tej eleganckiej bieli. 


W karmniku królują sikory, pod karmnikiem mazurki i trznadle pasą się niczym kury. 


Czasem któryś dla odpoczynku i spokojnego trawienia przysiądzie na świerku, popije jedzenie odrobiną śniegu. 


Czasem w odwiedziny przyleci dzwoniec. 


Kowalik i dzięciołek szukają jedzenia na sośnie nad stawem. 



A na łące poluje lis. 


Piękny dzień zakończony różowym zmierzchem, więc noc nie będzie zbyt mroźna a jutro, znowu od rana słońce! 

piątek, 26 grudnia 2014

Świat posypany cukrem pudrem


Zima to nie jest moja ulubiona pora roku, choć swoje zalety ma. Jedną z nich jest brak komarów, much, kleszczy… no właśnie. Wczoraj po późnym świątecznym śniadaniu wybrałam się na spacer na Maruńskie Łąki. Cisza! Wszyscy, jak przystało w pierwszy dzień świąt spędzali ten czas z rodziną w domowych pieleszach cokolwiek by to miało znaczyć. Przeszłam jakieś dwa kilometry i nic, żywego ducha, dopiero w moim własnym stawie spotkałam żerujące karasie. Zadowolone, że woda nie zamarzła, rozpuszczone dodatnimi temperaturami a może przeczuwające nadejście nocnego mrozu pasły się sporym stadkiem przy brzegu.


Było +1 a to znaczy, że kleszcze w żaden sposób nie były uprawnione do występowania, a jednak nie wchodząc w szczegóły, tuż po powrocie znalazłam na sobie dorodnego rudego kleszcza. I jak to się ma do naukowych opracowań o ich aktywności. Świat chyli się ku upadkowi. Na dworze siąpił niewielki deszcz, który nagle zamienił się w drobny śnieg. Padało może pół godziny a potem wypogodziło się, na niebie pokazały się gwiazdy a na termometrze -7 stopni. Myślałam, że to zapowiedź dzisiejszej pięknej pogody, ale ostatnio aura bywa kapryśna i ostatecznie słońca dziś było tyle, co na lekarstwo a śniegu tyle by świat wyglądał jak posypany cukrem pudrem świąteczny piernik. I o tyle dzisiejszy spacer był bogatszy od wczorajszego.

Słońce oświetlał górne partie lasu, wąskie paski łąk.



Gałązki, owoce i baldachy ustrojone płatkami śniegu wyglądały uroczo. 







Marunka po ostatnich deszczach trochę przybrała i nocny mróz nie dał rady jej zamrozić. 


Za to dał radę kałuży malując ją w esyfloresy.


Raniuszki, które jeszcze miesiąc temu odwiedzały moje dęby i rokitniki dziś żerowały w pasie rosnących nad Marunką olch.


Amerykanie twierdza, że mróz potrzyma do Sylwestra, a od Nowego Roku zaczną się lekko dodatnie temperatury. Dobra wiadomość jest taka, że w styczniu czeka nas czternaście śnieżnych dni. Może uda się pobiegać na nartach, a póki, co proponuję całuski pod jemiołą. 


środa, 24 grudnia 2014

W imienu Maruńskich Łąk i wszystkich mieszkających tam zwierząt oraz w swoim własnym imieniu życzę Wam radosnych Świąt Bożego Narodzenia i szczęścia w Nowym Roku.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Scyzorro

Kiedy w sierpniu tego roku „przykleiliśmy” do stajni przybudówkę na siano i jak w starych stodołach zostawiliśmy niewielki otwór w desce by ptaki mogły się tam zimą schronić to kowalik wypróbował go już pierwszej nocy. Pewnie sprawdził czy użyte do budowy drewno było zdrowe. Spotykam go na rosnących nad stawem dębach, w starodrzewiu za pastwiskiem albo nad bagienkiem za drogą. 





Nieustannie przemieszcza się w górę lub w dół wyjadając napotkane owady, larwy, pająki. Ma długie ostre pazurki, dzięki którym może chodzić nawet po mokrym gładkim pniu. Jeśli coś go zaniepokoi nieruchomieje na chwilę, spogląda to w jedną to w drugą stronę i albo odlatuje albo wraca do jedzenia.



Jego charakterystyczne siit, siit, słychać przez cały rok, ale zobaczyć go najłatwiej późną jesienią i zimą, kiedy bezceremonialnie wpada do karmnika płosząc sikory. Obserwowałam go wczoraj przez dłuższy czas i zauważyłam, że jęczmień podjadał na miejscu a orzechy i słonecznik wolał na wynos. 





Czasem większe ziarna słonecznika wynosił na zewnątrz, wciskał w szparę w pniu, rozbijał je dziobem i dopiero zjadał. 






Od czasu do czasu skubał też słoninę. Ale takie spokojne jedzenie w karmniku lub tuż obok odbywało się, co trzy, cztery loty a normalnie wpadał na chwilkę, chwytał ziarno i odlatywał to na sosnę, to na dęba.

Właściwie za każdym razem odlatywał na inne drzewo. Pomyślałam, że jest strasznie żarłoczny i, że denerwuję go pstrykaniem, więc odlatuje, aby zjeść w spokoju. A tu (po przeczytaniu w literaturze fachowej) okazuje się, że robił sobie zapasy na trudne czasy chowając część ziarenek pod korą. Pewnie je potem odnajduje, bo nie zauważyłam by na którymś z okolicznych drzew skiełkował jęczmień czy słonecznik. Zeszłej wiosny widziałam kowalika jak wylatywał z malutkiego otworu w drzewie, siadał kawałek dalej w poszyciu, po chwili wracał i coś majstrował przy wejściu. Latał tak szybko, że zdjęcia nie nadają się do pokazania. Potem wyczytałam, że gniazdując w dziuplach lub budkach lęgowych potrafi zamurować gliną otwór wejściowy tak by był on dopasowany do jego wielkości. Mam nadzieję, że zechce wiosną zasiedlić moją szpaczą budkę i obronić ją przed wiewiórką. Pelerynkę ma wprawdzie niebieską, ale z czarną opaską na oczach wygląda jak Zorro, porusza się szybko jak Zorro, może i niechcący, ale wspomaga zapasami ubogie zimą sikory, więc także jak Zorro i dziób ma długi i ostry jak … Scyzorro. Ma szansę.