sobota, 24 września 2016

Skarb

W połowie września rykowisko było na tyle zaawansowane, że byki ryczały noc w noc i od czasu do czasy zaglądały na moją Dużą Łąkę. Zawsze tak robią na początku, gdy konkurują o względy łań. Jeden z nich ryczał wyjątkowo potężnie i bardzo, bardzo chciałam , choć z daleka zobaczyć go. Wiedziałam, że to jest prawie niemożliwe, bo byki im starsze, tym więcej maja doświadczenie, mądrości i przebiegłości w unikaniu spotkań, szczególnie z ludźmi. Tamtej nocy ryk byka, potężny, niski, niczym pomruk niedźwiedzia słychać było to z jednego to z drugiego końca mojej łąki. Nad ranem przeniósł się za miedzę, ale jeszcze był blisko. Słońce krwawo wzeszło i po chwili schowało się za szerokie pasmo chmur. 


Zalegająca nad łąkami mgła nie zachęcała do spaceru, ale byk kusił bardzo. A może na łąkach mgła jest niżej, może chociaż czubki poroża da się zobaczyć? Poszłam, a raczej pobiegłam mając nadzieję, że zdążę nim wejdzie do lasu. Nie zdążyłam, na łące zastałam sarnią parę i dobywający się z gęstwy leśnej pomruk byka. 


Nie byłam przygotowana na dłuższą wędrówkę, właściwie na żadną, a jednak to coś, co tkwi w nas od najmłodszych lat do późnej starości, coś, co tłumi głos rozsądku i każe podążać za marzeniem spowodowało, że przeskoczyłam rów i weszłam w wysokie, pełne kleszczy, mokre od mgły i rosy trawy. Zapadła jakaś dziwna cisza, zrobiłam kilka kroków, gdy z miejsca skąd wcześniej dochodził ryk byka wybiegły trzy łanie. Nie czekały by mi się przyjrzeć tylko popędziły w stronę starego lasu. 


Przez głowę przemknęło błyskawicznie, że on tam ciągle jest, a jeśli to TEN BYK i jeśli to jego harem, to za chwilę za nimi podąży. Stałam nieruchomo jak skała i doczekałam się, wysunął się spokojnie z gęstwiny i patrzył na mnie. 




Oj byku niemądry pomyślałam, gdyby na moim miejscu był myśliwy już by było po tobie. Odwrócił głowę szukając wzrokiem łań i wreszcie dotarło do niego, że jest w niebezpieczeństwie. Porwał się do galopu i po kilku susach nie było po nim śladu. 





Wracając obejrzałam sobie dokładnie trasy nocnej wędrówki jeleniego stadka. Byłam szczęśliwa, że już drugi raz w tym roku udało mi się bezpośrednie spotkanie z jeleniami, szczęśliwa i nieświadoma, kogo udało mi się upolować. Prawda jest taka, że nic nie wiem o jeleniach, nic według mojego pojmowania zwierzęcego świata. Zdjęcie pokazałam Leśnemu i tylko dzięki niemu wiem, że to był byk doskonały, stary byk w tzw. trzeciej klasie wieku, że dlatego miał przy sobie tylko trzy łanie i stąd też jego potężny głos, że kark potężny, że wysoki w kłębie, że oczniaki szeroko rozstawione… i jeszcze wiele, wiele więcej. Blog Krzysztofa Leśne opowieści to kopalnia wiedzy nie tej encyklopedycznej, którą każdy znajdzie w googlach, ale tej najpiękniejszej, pełnej emocji i miłości do przyrody wiedzy człowieka, który jest w lesie codziennie po to by ten las ciągle poznawać. Dziękuje Ci Krzysztof, gdyby nie Ty, nie wiedziałabym, jaki jeleni skarb udało mi się zdobyć.

czwartek, 22 września 2016

Znalezione nie kradzione

Poznałyśmy się, kilka lat temu w Dużym Lesie, kiedy wracałam z jakiejś późnojesiennej wycieczki. Siedziała na świerkowej gałęzi zdumiona obecnością ludzi o tej porze. Potem przelotnie bywała w młodych świerkach przy łące Marii. Wiadomo, że jak już raz się ptaka rozpozna to podczas następnych spacerów łatwiej go zobaczyć, było wiec spotkanie przy bagienku, było na leśnej drodze, a ostatnio podczas leśnej wycieczki w celu spotkania w podszynowskich lasach jeleni. Za każdym razem rozpoznawałam ją po mocniejszym i bardziej płaskim skrzeczeniu niż sójka czy sroka i za każdym razem miałam ten sam problem. Wśród leśnej gęstwy, w słabym świetle jej nakrapiany brzuszek powodował, że auto fokus szalał i zdjęcia były marne. Najbardziej żałowałam tej ostatniej wyprawy, bo obserwująca całe zajście sikora śmiała się do rozpuku widząc moje szamotanie się z aparatem i nie odmówiła sobie komentarza,
- a nie trzeba było przełączyć na manual?


Taka sikora to umie człowieka dobić zwłaszcza, że orzechówka była bardzo blisko. Kiedy się uporałam z ustawieniami po ptaku nie było śladu. Sezon na orzechy i żołędzie w pełni, znam jeszcze jeden rewir orzechówki, więc miałam nadzieję, że prędzej czy później uda mi się ją spotkać. Nie przypuszczałam jednak, że nastąpi to właśnie dzisiaj. Gdyby nie piękny wschód, kto wie czy przy 4 stopniach i mgle wyściubiłabym nos z domu. 



Żeby obejrzeć wschód wystarczyło wyjść za bramę i stanąć na łące, a żeby zobaczyć orzechówkę wystarczyło spojrzeć na świerkowy czubek.
Przyleciała nagle i pojęcia nie mam, czy tego orzeszka przyniosła ze sobą, czy podpatrzyła jak tam właśnie chowały go dzięcioł, albo sójka. Bardziej prawdopodobne jest to drugie, bo po chwili w jej dziobie pojawił się kolejny smakołyk.











Przed odlotem wrzasnęła,

- znalezione nie kradzione, nie oburzaj się tak, przecież on i tak dawno zapomniał, że je tam schował.




Więc chyba jednak obrobiła dzięcioła.

poniedziałek, 19 września 2016

Sokoły

Są ptaki przytulaki, jak wszelkiej maści drobnica, co to są ciekawskie, zaczepne, w okno zajrzą, do domu wlecą, można powiedzieć, że troszkę się przyjaźnimy. Są te wodne i nadwodne może nie tak łagodnej natury jak maluchy, ale jak się człowiek postara to tez można mieć z nimi jakiś kontakt. I są drapieżcy, mający nieufność w genach, bezwzględnie utrzymujący dystans, ale to właśnie pośród drapieżców, a konkretnie sokołów spotkałam w tym roku spokojnego, ciekawskiego niemal przyjaznego kobczyka. 


Jednak pierwsze z sokołów, jeśli dobrze pamiętam były kobuzy. Zaczęło się od tego, że widywaliśmy je o zmierzchu jak w locie łowią łapą owady i także w locie wkładają je sobie do dzioba. 


Wieczorem nie było widać ich pasiastych brzuszków, a kształtem skrzydeł przypominały wielkie jaskółki i trochę trwało nim doszukałam się, że to kobuzy właśnie. Nigdy nie wiedziałam kiedy przylatują, nie widziałam toków, ani gdzie jest gniazdo. Dopiero pewnego lata odkryłam, że gniazdowały w lasku za łąką Marii, na starej sośnie nad Maruńskimi Łąkami i samczyk lubił sobie przed południem przysiąść na suszce z drugiej strony łąki. Jednak już następnego roku zniknęły i dopiero dwa lata temu, gdy znalazłam Żurawi Staw dowiedziałam się, że moje kobuzy tam właśnie się przeniosły. Tam też są stare wysokie sosny, a okolice jest bezludna i przez to bardziej spokojna, taka, jaką kobuzy lubią najbardziej. I wtedy i rok temu para dochowały się potomstwa. Niestety w tym roku chyba się to nie udało. Widziałam je osiemnastego czerwca, dzień po koszmarnej wichurze, która zniszczyła mnóstwo drzew w okolicy. Zawodziły latając nerwowo nad gniazdem, potem już ich nie spotkałam, ani nie słyszałam.




Drugie były pustułki. Do dziś nie wiem gdzie gniazdują, może na skraju starego lasu za Maruńskimi Łąkami, a może na miedzy. 



Jeden z ptaków pojawia się pod koniec lipca, po zakończeniu okresu lęgowego, siada na linii energetycznej by polować na urzędujące na pastwisku myszy, nornice, lub duże owady. Czasem wybiera pole pod lasem, albo łąki przy szosie, rok temu polowała przysiadając na wielkim słupie energetycznym. 


W tym roku odwiedziła mnie tylko raz. Może to z powodu udanego lęgu myszołowów, w końcu to dla pustułki poważna konkurencja.










W tym roku doszedł trzeci sokół, wspomniany na początku kobczyk. Sylwetkę i zachowanie ma podobne do kobuza, ale pazurki ma pomarańczowe, a kobuz czarne. Przyleciał pod koniec sierpnia i przez niemal dwa tygodnie widywałam go na linii nad pastwiskiem, pozwalał blisko podejść i przyglądał mi się przekrzywiając lekko głowę. 





Nie uciekał też, gdy ciekawska Gapa podchodziła pod linię i szczekając usiłowała zmusić go do zmiany miejsca. Spoglądał na nią z góry dziwiąc się czarnemu stworowi. 






Kobczyki można u nas spotkać wiosną, gdy lecą na lęgowiska na zachód i północ Europy i późnym latem, gdy wracają by zimę spędzić we wschodniej Afryce lub południowej Azji. Koników polnych było w tym roku wyjątkowo dużo, myszy i nornic także i wyjątkowo dużo jaszczurek. Kto wie czy przyszłej wiosny nie spodoba się kobczykowi jakieś opuszczone srocze gniazdo i nie złoży w nim jaj.

W okolicy bywa jeszcze czwarty sokół, który raz tylko, późną jesienią zaszczycił mnie wizytą. Przysiadł na stojącym obok tarasu pniaku, a potem odleciał dziwnym dość wolnym lotem metr nad ziemią. Szukając informacji, co to za dziwadło odprawia takie sztuczki dowiedziałam się, że to drzemlik próbował zapolować na moje trznadle. Gdyby tak jeszcze udało się zaobserwować sokoła wędrownego i raroga to byłby sokoli komplet i mogłabym powiedzieć, że na Warmię wracają stare dobre czasy. 

niedziela, 11 września 2016

Wymarzony

Mąż dzisiaj rano spytał mnie, czy mu się śniło, czy stałam w nocy w oknie. No cóż, nie śniło mu się, ostatnio niemal każdej nocy stoję w oknie i nasłuchuję, a byk wędruje to bliżej to dalej i ryczy. Tylko słuch podpowiada mi gdzie jest, bo mgła nie pozwala zobaczyć nic. Kilka dni temu miałam nadzieję na spotkanie na łące pod lasem, ale kiedy wychyliłam się zza górki on był już za następną a w dolinie stała tylko łania. 


Do tej pory jedyne prawdziwe rykowiskowe spotkania z jeleniami były przypadkowe i w dodatku w czasach, kiedy nie fotografowałam. Pomyślałam sobie czy jeszcze kiedyś, tak właśnie przypadkowo uda mi się zobaczyć byka zestrojonego na galowo z chmarą łań, jak to zdarzyło się parę lat temu na łące za Marunką. Niestety dzisiaj od rana znowu była gęsta mgła, a byk skończył ryczeć tuż po czwartej. Trudno, jeśli nie byk to przecież są jeszcze ważki, motyle, pajęczyny, ciągle aktywne jaszczurki i jeśli się tylko chce wiele można zobaczyć. Na relaksowy spacer wybrałam się koło jedenastej. Zaraz na początku trafił się siedzący na łące myszołów, wyglądał jak wystający z trawy pień niewielkiego drzewa i nim się zorientowałam i złożyłam do zdjęcia, odleciał. I co, znowu mówi się trudno? Nie! Zrobiłam parę kroków i najpierw usłyszałam szum w chaszczach a zaraz potem jak dar niebios, nagroda za tęsknotę, spełnienie marzeń, zbyt realny na zjawę ukazał się on. 














Wygląda na to, że po upojnej nocy odpoczywał leżąc w chłodnym bagienku, a ja mu ten odpoczynek zakłóciłam, za co najmocniej przepraszam. Mam nadzieję, że do wieczora zapomni o tym, że go człowiek wystraszył i jeszcze raz lub dwa się spotkamy. Może na Dużej Kępie, może przy moim stawie, albo w Dużym Lesie na mokradełkach, a dzięki tym dzisiejszym kilkunastu sekundom szczęścia będzie mi łatwiej czekać.