środa, 30 października 2019

Paździorki


Ładnych kilka lat temu kolega przeniósłszy się z rodziną za miasto, jak każdy ogrodowy neofita zaczął kopać, grabić siać, nasadzać. I wiadomo co się stało kiedy o nowym, nieskażonym opryskami żerowisku zwiedziały się różne małe stworzonka. Na przykład igły iglaków zaczęły gwałtownie żółknąć. Kolega ów przyszedł do mnie jako doświadczonej ogrodniczki z pytaniem kto, czy co pastwi się nad jego roślinami. Wiadomo powszechnie, że odpowiedzialnym za taką szkodę jest czerwony pajączek przędziorek i trzeba udać się do sklepu ogrodniczego by zakupić środek taki, a taki. Po dwóch dniach kolega wpada i przeprasza, ale zapomniał co to za środek jest na tego PAŹDZIORKA. Lata całe tkwiło bezużytecznie w moich zasobach słownych to rozkoszne określenie i pewnie nadal by tak było gdyby nie fantastycznie ciepły tegoroczny październik w którym roiło się od obserwacji małych i dużych, a bohaterem każdej z nich był... nie, nie szkodnik, a jakiś uroczy "paździorek"
Zaczęło się od paszkota co to zasmakował w wodzie z mazurkowego poidła.

Do połowy października stałym gościem przy poidełku była młoda pleszka.

Z kąpieli codziennie korzystał rudzik.

Na orzechy nawet w deszczu zalatywały dwie orzechówki.


Stada raniuszków, mysikrólików i sikor do tej pory dwa, trzy razy dziennie przeczesują rokitniki, sosny, świerki. Niektóre mysikróliki i czubatki robią to bardzo szybko.






Trafił się też piękny świt z kaczkami.


Nie pamiętam, by przez te wszystkie lata życia na wsi równie pięknie przebarwiała się papierówka.

Młoda samiczka kopciuszka i strzyżyk razem buszowały w stertach drewna i paletach. Jak widać, kierownikiem w tym zespole był strzyżyk.






Przepięknie kwitły marciny, a z tego upału to i mak chiński zaszalał całkiem niejesienną czerwienią.


Sójki po wrześniowym sadzeniu dębów, w październiku pilnie sprawdzały, czy już kiełkują.

Zdarzył się też piękny zachód i wschód księżyca w pełni.


Leśne grzyby wszystkie naraz postanowiły wyrosnąć, łąkowe kanie nie pozostały im dłużne.

Rusałki osetniki mocno opóźniły wędrówkę nad Morze Śródziemne.

Rosnący koło domu różowy kasztanowiec długo nie mógł się zdecydować na nasiona. Pękł dopiero w październiku.


Brzoza wciąż jeszcze trzyma listki i szczególnie uroczo wygląda świtem różowym.


Ozimina wzeszła łagodnie i cichutko czeka na zimno.

Róże może niezbyt obficie, ale powtarzają kwitnienie.

Najbardziej emocjonujące spotkanie, niestety z lekka przegapione to to sprzed dwóch dni kiedy spore stadko krzyżodziobów siedziało mi niemal pod nosem, czyli na sośnie nad stawem. Ostatecznie obserwowałam je wysoko na starym świerku.


Dzisiaj  niespodziewanie wyszedł na skraj lasu młody, bardzo ciemno umaszczony daniel i bez emocji jadł późne śniadanie nic sobie nie robiąc z obecności człowieka.

Takie to były urocze, wyjątkowe i tak prześliczne jak mijający październik, moje tegoroczne „paździorki”.