niedziela, 29 marca 2020

Dieta wiosenna


Po zgryzionych przez bobry drzewkach rosnących nad brzegami rowów pozostają smutne kikuty które jednak z czasem, kiedy upadnie na nie jakieś nasionko zaczynają żyć nowym, wspólnym z owym nasionkiem życiem. Tak się trafiło młodym brzózkom przy bobrowym rozlewisku nieopodal Krętej Góry. Porosły miękkim mchem , ten dał schronienie przeróżnym przybagiennym żyjątkom, a te z kolei w słoneczny wiosenny poranek stały się śniadaniem prześlicznej pary czyży.









Do tej pory stada czyży można było zobaczyć i usłyszeć w w obwieszonych małymi czarnymi szyszeczkami koronach olch, albo w modrzewiach gdzie wspólnie ze szczygłami objadały nieco większe modrzewiowe szyszki.


Teraz jak to każdej wiosny bywa wszystko się zmieniło, zamiast stad są pary, a w diecie zamiast owoców pojawiło się białko.
Tuż za bobrową tamą


żurawie krok za krokiem przeszukiwały podmokłe łąki mając nadzieję na myszy, ślimaki.


Nieco dalej w tym samym celu, a to głową w dół, a to w bok oraz tradycyjnie, starą brzozę pilnie lustrował kowalik.




Na oziminie para czajek gotując się do lęgów szukała tłustych robali które zapewnią ich potomstwu zdrowie i siły. 



Na przydomowej brzozie korzystając z nieobecności paszkotów pojawiły się droździki, te jednak wierne były owocowej czyli jemiołowej diecie. 


Rudzik niby wygrzewał się w słońcu, ale tak naprawdę wypatrywał skrytych w drzewnych szczelinach much i pająków, 



przegryzając je w międzyczasie sałatką owocową z ligustra. 


Z rudzikiem była też ciekawa sprawa, otóż widziałam na własne oczy jak trzymał w dzióbku dłuższą niż on sam rosówkę i zachęcał panią rudzikową by skosztowała. Niestety nie wiem jak się sprawa skończyła bo pobiegłam po aparat i wiadomo, jak wróciłam już ani ptaków ani robala nie było. Istnieje podejrzenie, że paszkoty wierne wysokobiałkowej diecie wyciągały z ziemi tłuste dżdżownice i jeden z nich zobaczywszy chyba jednak smaczniejszego ślimaka porzucił robaka, a rudzik skorzystał.


Mysikróliki stosownie do własnych rozmiarów i chociaż lajtowo to jednak białkowo, wybierały spod kory owadzie jaja.




Można by pomyśleć, że ptasie życie nabiera z każdym dniem zwariowanego tempa, jednak nie dla wszystkich, bo samiczka dzwońca przyglądając się tej całej krzątaninie, bieganinie, a raczej lataninie, przechyliła za zdumieniem główkę i powiedziała
- Po co to wszystko kiedy można skorzystać z wciąż zasobnego w słonecznik karmnika:)