wtorek, 8 sierpnia 2017

Spotkanie w łanie

„Tej nocy mrok był duszny i od żądzy parny,
I chabry, rozwidnione suchą błyskawicą,
Przedostały się nagle do oczu tej sarny,
Co biegła w las, spłoszona obcą jej źrenicą, —
A one, łeb jej modrząc, mknęły po sarniemu,
I chciwie zaglądały w świat po chabrowemu.”

(B.Leśmian  Łąka)



Już w lipcowe poranki widywałam na łąkach sarnie pary. Takie tam wspólne spacery, śniadania czy poobiednie drzemki. Teraz zaczęło się na dobre. Ona wabi go zapachem i głosem, on z pyszczkiem przy ziemi szuka tego zapachu i nasłuchuje. Niby jest zajęty jedzeniem, niby obojętny, ale cały czas zmierza do celu. Kiedy nadchodzi właściwy moment, czyli ów „mrok duszny i od żądzy parny”, prawie nie rozstają się ze sobą. Pędzą po łąkach w szalonym galopie przerywanym przez nagłe zwroty, udawane ucieczki, zawsze z sygnałem „jak mnie nie dogonisz, to będę za drugim z brzegu krzaczkiem tarniny”. Ta gwałtowna faza zalotów odbywa się późnym wieczorem, albo jeszcze przed wschodem słońca. Potem przychodzi zmęczenie i czas na regeneracje sił. Czasem kolejna porcja amorów zaczyna się już koło południa. Jednak minionej niedzieli koło południa odbywało się pławienie w prześlicznych okolicznościach przyrody. 


Ona na górce, zatopiona po uszy w miękkim łanie żyta delikatnie zgryzała co dojrzalsze kłosy. 













On w dolince wylegiwał się po zapewne upojnym poranku. 







Dzisiaj wczesnym rankiem w lucernie spotkałam pana kozła samopas. 










Tak to już u nich jest, wykonał obowiązki małżeńskie, zaraz potem bezszelestnie i bez żalu rozwiódł się, wpadł do domu na śniadanie, po czym ruszył na poszukiwanie nowej partnerki. 


Czy mu się to udało opowiem innym razem.