wtorek, 31 marca 2015

Niedzielny poranek nad Żurawim Stawem

Wiedziałam, że to będzie piękny poranek, wstałam o piątej, czyli z powodu zmiany czasu o szóstej i pomaszerowałam nad Żurawi Staw. Już w drodze słyszałam nawołujące się żurawie a kiedy dotarłam na miejsce, w powietrze wzbiła się ostatnia nocująca tam para. 


Nie szkodzi, bardziej chciałam zobaczyć narodziny porannych mgieł, srebro rzucane na wodę przez wschodzące słońce, złote poświaty nad szuwarami, cały ten bizantyjski przepych wschodu słońca nad wodą. I tak się stało. Ale najpierw 


siedząc pod świerkiem widziałam jak dwa dorodne bobry wyszły na chwilę z żeremia, przepłynęły kawałek, jakby skoczyły po szczypiorek do warzywnika i wróciły do domu. Po chwili przyleciała z powrotem para żurawi, a ptaki w lesie śpiewały coraz głośniej. Słońce idąc w górę grzało coraz mocniej i słychać było jak cichutko, pieszczotliwie szepcze

Tyś jest jezioro moje,
ja jestem twoje słońce,
światłami ciebie stroję,
szczęście moje szumiące.
(K.I.Gałczyński)


I wtedy na staw zaczęły wypływać kaczki. 




















sobota, 28 marca 2015

Miękkie serce mysikrólikowej mości

Dzisiejszy, pierwszy od niemal dwóch tygodni rekonesans po łąkach i lesie przyniósł kilka ważnych ważności. A to, że rudzik przyleciał, że pani żurawiowa siedzi na gnieździe i pomrukuje ostrzegawczo na kruka i krogulca, co to także siedzą tyle, że na świerku i gapią się, komu by tu zwędzić jajo, że dwie pary gągołów wciąż są na Żurawim Stawie, że paszkot ma gniazdo w niedużym głogu przy drodze, że gęsi wciaż lecą, a mniejsze ptaki już urządzają wieczorne koncerty i sto innych spraw, z których trzy udało się udokumentować. Zaczęło się od tego, że na piaszczystej drodze między łąkami spotkałam żabę. Może trawna, a może dalmatyńska, ale oczy miała piękne, złote.


Pomyślałam, że to na szczęście i tak właśnie było. Czułam się szczęśliwa szwendając się po lesie, mimo, że okazji do zdjęć nie było i kiedy już się z tym pogodziłam, w rosnących przy drodze świerkach usłyszałam znajome dzwonienie.


Mysikrólik przeglądał gałązkę po gałązce w poszukiwaniu jedzenia. Niestety jak to mysikrólik śpieszył się bardzo, by do zmierzchu zdążyć napełnić brzuszek, w związku z czym na większości zdjęć wygląda tak jakby był on i jego duch. Jednak zauważywszy, jakie sztuczki wyczyniam by zrobić mu zdjęcia, zmiękło serce mysikrólikowej mości, okazał łaskę i czasami przystanął.














Tuż przed zachodem wybrałam się jeszcze raz na spacer mając nadzieję podejść od strony łąki żurawie wyjadające wysiany na polu owies. Jednak, jak to wiosną bywa, zasłuchałam się w ptasie śpiewy, a kiedy dotarłam na skraj pola okazało się, że żurawie widząc mnie od dawna, oddaliły się. 



Nagle, gdy słońce schowało sie za dużą chmurę, gdzieś między ową chmura a niebem rozległ się donośny klangor. Jakieś spóźnione stado leciało, może na nocleg a może gdzieś dalej na wschód, przecież to dopiero koniec marca. 


czwartek, 19 marca 2015

Takie ładne foty ...

Czyli zdjęcia które chce mi się robić bo światło, bo kwiatki, listki, chmurki, cień, mgła. Ulotne chwile bez specjalnej historii, choć gdyby się przyłożyć to kto wie?

19 marca 2015

Jaszczurka żyworodna

Leszczyna czerwonolistna

Dereń jadalny



Przylaszczka pospolita

Podbiał pospolity

Pigwowiec japoński


poniedziałek, 16 marca 2015

Niebieskie szelki Krzysia


Marzyłam o tym by je zobaczyć od pamiętnej śnieżnej zimy 2011, kiedy spiętrzyły wody Marunki tak, że na Łosim Rozlewisku, które dzisiaj jest marnym bagienkiem było prawdziwe jezioro.


Znam cztery miejsca, w których mieszkają. Bobrze Bagno na górce gdzie są dwa ogromne żeremia, przepust na Marunce z tamą od południowej strony, nowe bagienko, które mogę nazwać Żurawim Stawem ( a dlaczego to się wkrótce okaże) z jednym żeremiem i ich najnowsze dzieło, bobrowe jamy przy rowie za Dużą Kępą. 


Chodziłam w te wszystkie miejsca, rano, wieczór, we dnie, ale w nocy nie i pewnie, dlatego wszystko, co mi się udało zobaczyć to jedno klaśnięcie ogonem na Marunce i zmykający cień na Bobrzym Bagnie. Dzisiejszy kapryśny, jeśli chodzi o słońce poranek spowodował, że dopiero po 11 poszłam, na taki raczej relaksacyjny spacer, co nie znaczy, że bez sprzętu. Pierwsza niespodzianka trafiła się zaraz za łąkami Marii, na linii siedziały srokosz i chyba lerka.



Na łąkach za szosą pasła się para żurawi.


Kiedy dotarłam do nowej bobrowej siedziby słońce cudnie grzało, pod lasem wiatr bawił się suchymi listkami, łudząc oczy, że to ptaki lecą. Było pięknie! Nagle przykuł moją uwagę ślad rysujący się na wodzie. 


Uszy i policzki zaczęły mi płonąć jak Prosiaczkowi, kiedy nareszcie zobaczył Krzysiowe niebieskie szelki, gdy ten zdjął kurteczkę.

To był bóbr, płynął z odnogi pod Kępą, minął tamę i dalej w kierunku małego rowu, po czym za brzózkami wylazł na łąkę i sobie stał. Kto wie, co by było dalej, gdybym udawała kamień, drzewo, słup, ale ruszyłam w jego kierunku i boberek wrócił do rowu. Myślałam, że to już koniec, a tu z rowu pod Kępą wypłynął drugi. Pokręcił się trochę, podpłynął do mnie i powiedział
- Tak marudziłaś i marudziłaś no to masz swoje zdjęcia, tylko nie mam za dużo czasu, bo tama przecieka i muszę ją uszczelnić.
Odwrócił się podpłynął do tamy, położył się na niej, nie wiem, nie znam się na bobrzej robocie, ale dość szybko skończył, zanurkował i to był koniec. 














Jak dla mnie i jak na ten pierwszy, tak długo wyczekiwany raz, starczy. Jeszcze tylko fota bobrowej rzeźby, 


jeszcze lecące akurat stado gęsi 


i rzut oka na bobrze gospodarstwo.





Wracałam do domu przez przepust. Bobrów nie było za to na nagrzanych słońcem stokach wąwoziku kwitły przylaszczki. Piękny dzień!