Po zgryzionych przez bobry drzewkach
rosnących nad brzegami rowów pozostają smutne kikuty które jednak
z czasem, kiedy upadnie na nie jakieś nasionko zaczynają żyć
nowym, wspólnym z owym nasionkiem życiem. Tak się trafiło młodym
brzózkom przy bobrowym rozlewisku nieopodal Krętej Góry. Porosły
miękkim mchem , ten dał schronienie przeróżnym przybagiennym
żyjątkom, a te z kolei w słoneczny wiosenny poranek stały się
śniadaniem prześlicznej pary czyży.
Do tej pory stada czyży można było
zobaczyć i usłyszeć w w obwieszonych małymi czarnymi szyszeczkami
koronach olch, albo w modrzewiach gdzie wspólnie ze szczygłami
objadały nieco większe modrzewiowe szyszki.
Teraz jak to każdej wiosny bywa
wszystko się zmieniło, zamiast stad są pary, a w diecie zamiast
owoców pojawiło się białko.
Tuż za bobrową tamą
żurawie krok za krokiem przeszukiwały
podmokłe łąki mając nadzieję na myszy, ślimaki.
Nieco dalej w tym samym celu, a to
głową w dół, a to w bok oraz tradycyjnie, starą brzozę pilnie
lustrował kowalik.
Na oziminie para czajek gotując się
do lęgów szukała tłustych robali które zapewnią ich potomstwu
zdrowie i siły.
Na przydomowej brzozie korzystając z nieobecności
paszkotów pojawiły się droździki, te jednak wierne były owocowej
czyli jemiołowej diecie.
Rudzik niby wygrzewał się w słońcu, ale
tak naprawdę wypatrywał skrytych w drzewnych szczelinach much i
pająków,
przegryzając je w międzyczasie sałatką owocową z
ligustra.
Z rudzikiem była też ciekawa sprawa,
otóż widziałam na własne oczy jak trzymał w dzióbku dłuższą
niż on sam rosówkę i zachęcał panią rudzikową by skosztowała.
Niestety nie wiem jak się sprawa skończyła bo pobiegłam po aparat
i wiadomo, jak wróciłam już ani ptaków ani robala nie było.
Istnieje podejrzenie, że paszkoty wierne wysokobiałkowej diecie
wyciągały z ziemi tłuste dżdżownice i jeden z nich zobaczywszy
chyba jednak smaczniejszego ślimaka porzucił robaka, a rudzik
skorzystał.
Mysikróliki stosownie do własnych rozmiarów i chociaż lajtowo to
jednak białkowo, wybierały spod kory owadzie jaja.
Można by pomyśleć, że ptasie życie
nabiera z każdym dniem zwariowanego tempa, jednak nie dla
wszystkich, bo samiczka dzwońca przyglądając się tej całej
krzątaninie, bieganinie, a raczej lataninie, przechyliła za
zdumieniem główkę i powiedziała
- Po co to wszystko kiedy można
skorzystać z wciąż zasobnego w słonecznik karmnika:)
Ależ piękny zbiór ptasiej drobnicy :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Od jesieni tylko ciągle dzwońce, mazurki, grubodzioby i sikory, no i nareszcie coś się ruszyło.
Usuńo
UsuńAleż piękny zbiór.
Masz piękna wiosnę i zazdroszczę Ci, że możesz się nią cieszyć. Mnie zostało podziwianie Twoich zdjęć.
OdpowiedzUsuńTo jest niewątpliwie zaleta mieszkania na wsi, a nawet "za wsią". Przykro mi że Ty nie możesz. To co się dzieje jest straszne i miejmy nadzieję, że szybko minie. Trzymaj się ciepło:)
UsuńCudnie odpowiedziałaś o wiosennej ptasiej krzątaninie. "Mięsko" wyłazi z kryjówek, więc trzeba je łapać i zapełniać wychudzone brzuszki.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Dokładnie tak, ciepło obudziło muchy, komary i ziemia pełna jest małych dziurek po dżdżownicach, strasznie ich dużo w tym roku.
UsuńHurraaa!! Jestes! no i mozemy nacieszyc sie ptasim swiatem, ktory robi sie bardzo barwny i aktywmy, nas w miescie zakotwiczono w mieszkaniach, wiec Twoje opowiesci sa tym bardzoej cenne. Dobrze ,ze wrocilas! sliczne ptaki, mja faworytka tym razem to czajka...sciskam Cie i prosze nie znikaj!
OdpowiedzUsuńCiągle mało czasu i mnóstwo pracy, ale od tej całej epidemii można dostać pomieszania zmysłów i uznałam, że muszę, choćby nie wiem co, raz dziennie odbyć wyprawę. Dziękuję i ściskam:)
UsuńJakie złocistości!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu, wcześnie rano samo takie złotawe wychodzi, a już czyże szczególnie.
Usuń