Na mojej łące, w tych bardziej ogrzanych przez słońce miejscach, pojawił się szczaw.
Jeszcze kilka dni, nich trochę podrośnie a będzie można zafundować sobie pyszna zupę szczawiową. Ja to robię tak: zbieram dwie, trzy
duże garście szczawiu, myję z kurzu zimną wodą, kroję na centymetrowe kawałki
(bez ogonków). W rondelku rozpuszczam łyżkę masła dodaję szczaw, mieszam,
zagotowuję i niech czeka. Gotuję jaja na twardo i też czekają. W 1, 5 litra
wody gotuję włoszczyznę – marchew, pietruszkę seler i por w całości oraz kilka
ziaren pieprzu, dwa ziarnka ziela angielskiego i listek laurowy. Wersja dla leniwych - 2 kostki rosołowe. Po 20 minutach
wyjmuję warzywa i dodaję szczaw, gałązkę lubczyku i łyżkę posiekanego
koperku. Śmietanę 18 %
łączę w osobnym kubeczku z dwiema łyżkami zupy, żeby się nie zwarzyła,
dokładnie mieszam i wlewam do garnka. Dodaję sól i pieprz do smaku. Na talerzu
układam ugotowane na twardo jaja pokrojone w ćwiartki – sześć ćwiartek na
głowę. Zalewam gorącą szczawiową. Pyszne zwłaszcza, jeśli się to robi raz
do roku z młodego szczawiu. Można go nazbierać więcej, umyć, osuszyć, zamrozić
i zrobić sobie w listopadzie wspomnienie wiosny, ale to już nie to samo, to tak
jak pączki najlepiej smakują w karnawale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz