To miejsce z gatunku ulubionych. Nawet, jeśli jadę tam po
„coś” i „cosia” nie zobaczę to i tak każdy wypad jest pełen niezwykłych wrażeń.
Najpiękniej jest wiosną.
Wszystkie te ptasie sprawki, pośpiech, zaloty, budowa
gniazd i zdobywanie jedzenia. Te wszystkie śpiewy, skrzeczenia, pochrząkiwania,
nawoływania na widok intruza.
- idzie, idzie, idzie,
-patrzy tu, patrzy tu,
- ojj, ojj, ojjojoj
- precz, precz, precz,
- szybko, szybko, dalej, dalej dalej,
- go, go, go,
- poszła? poszła?
Mogłabym tam siedzieć gapić się i słuchać ich bez końca.
Najpierw są podenerwowane,
a za chwilę siła instynktu każe im dalej wabić
samiczki, szukać robaczków czy zbierać trzcinki na gniazdo.
Wiele można
zobaczyć i usłyszeć siedząc przy moście, a jeszcze więcej idąc prawym brzegiem
Kiermasu miedzy polem a trzcinowiskiem.
Suszka obok mostu to ulubiony punkt obserwacyjny pary kwiczołów
karmiących młode w gniazdeczku uwitym w rozwidleniu klona.
W młodych trzcinach szaleją
trzcinniczki, trzciniaki, rokitniczki i potrzeszcze.
Jest ich najwięcej i
potrafię je rozpoznać. Możliwe, że są tam łozówki, a nawet zaroślówki i wiele
innych, ale nie umiem wyłowić ich śpiewu. Nagle nad wodą pojawia się bardziej
kolorowa puchata kulka i głos ma inny niż reszta.
Przelatuje na moją stronę rzeki
i okazuje się, że to młoda wąsatka zapuściła się tu na śniadanie.
Kilka kroków
dalej z gęstwy zeszłorocznych trzcin wychylają się potrzeszcze by upewnić się,
że nic im nie grozi, a w razie czego lecą w głąb pola odciągnąć napastnika od
gniazda.
Taką samą strategię mają rokitniczki.
W trzcinowisku spotykam
pokląskwy które uznały, że w tym roku to lepsze miejsce do gniazdowania od
pobliskiego ugoru, który zwykle zajmowały.
Wystraszona czymś kaczka nadlatuje z drugiego
końca rzeki,
by po chwili wracać wpław do dzieci ukrytych gdzieś w wodnych
zaroślach.
Towarzystwo pokrzyw i czarnych bzów lubi łozówka, ale czy to na
pewno nie trzcinniczek, trudno powiedzieć.
Każdy kolejny metr to niespodzianka,
czasem tak wielka, że aż dech zapiera. Ze środka wielkiego mokradła na drugim
brzegu słychać tubalne buczenie. To bąk, nawet nie marzę, że kiedyś go zobaczę,
bo skryty jest bardzo. Idę dalej, gdy wtem daleko, niemal ze skraju trzcin
podrywają się dwie… chyba czaple tylko, dlaczego takie brązowe i szyje
niewygięte?
Patrzę i wciąż nie wierzę i wreszcie do mnie dociera, że oto
spełniło się to, o czym nie marzyłam, to właśnie bąki.
Po chwili ten, którego
słyszałam blisko, znowu się odzywa, czyli jest ich więcej. Docieram powoli do miejsca,
w którym rzeka Kiermas wpływa do jeziora tworząc szerokie i płytkie rozlewisko.
Krzyki śmieszek,
szybkie jak błyskawica loty rybitw czarnych,
kormorany,
a przy
polu znowu trzcinniczki, rokitniczki potrzeszcze
i zatrzęsienie różnych głosów,
z których tylko trznadla rozpoznaję i widzę.
Kiedy nadlatuje błotniak stawowy
wszystko nagle przycicha z nadzieją, że może nie zauważy.
Błotniak leci w
stronę mostu, ptasi gwar narasta. Wracam i dopiero teraz widzę pod nogami
dorodne chabry,
polną różę kwitnącą na skraju rozlewiska,
kalinę
i wszechobecne ważki.
Już niemal południe, nenufary otworzyły kwitnące rozety,
kwiczoł ciągle w
locie,
a nad polem zawisa myszołów.
Chociaż termometr pokazuje 28 stopni, to
wciąż wiosna, a nad Kiermasem wyjątkowo bogata i piękna wiosna.
Tez bym tam lubila chodzic i obserwowac, duzo sie dzieje. Powiekszylam sobie zdjecia, maja swietna rozdzielczosc, czego na malych nie widac. Wąsatka! jaka ona sliczna. Masz tam raj na ziemi. Dzieki za kolejny nadzwyczajny spacer...
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię, ale tam jest PRAWDZIWY teren. Glina, dzicze wykroty, osty, pokrzywy i wysoka trawa.
UsuńPS To RAW przerobiony na JPEG i o dziwo, zdjęcia wychodzą nawet przy wysokim słońcu. Ściskam:)
Świetne zdjęcia. Własnie takie lubię - naturalne - bez "czatowania", bez nęcenia i podkarmiania zwierzyny. Czuć wtedy, że jest się nad brzegiem Kiermasu i własnymi oczami widzi tych wszystkich mieszkańców trzcin i zarośli. Dziękuję za taki wspólny spacer.
OdpowiedzUsuńA co do bąków, to faktycznie miałaś szczęście - to jakby zobaczyć coś niewidzialnego ;)
Dziękuję! To zdjęcia robiona na gorąco w czasie spaceru, ale lubię czasem usiąść na pieńku pod świerkami gdzie mnie nie widać i obserwować zachowanie zwierząt. To dopiero jest fascynujące i tego bez ukrycia nigdy nie zobaczysz. Oczywiście żadnego nęcenia. A z bąkami tak do tej pory było. Równie dobrze mogłam myśleć, że ktoś siedzi w trzcinach i dmucha w butelkę:))
UsuńJakże ja bym się chciała kiedyś wybrać z Tobą na taki wiosenny spacer. Coś wspaniałego, ile życia i le energii. Zdjęcia cudowne.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Marysiu! Taka wyprawa to pół kilometra katorgi w koszmarnym upale, ostach i dziczych wykrotach zakończona dojściem do miejsca w którym i tak nic nie widać (zdjęcie z mewami stojącymi na kłączu), ale po drodze dużo się dzieje to fakt i ogarnia mnie jakieś dziwne znieczulenie psycho-fizyczne, a nawet znieczulica i idę. Warto nawet wtedy kiedy nie uda się zrobić ani jednego dobrego zdjęcia. Może kiedyś wybierzemy się razem, kto wie co przyniesie los:)
UsuńZnam trochę te okolice (czyli przejeżdżałem autem), ale nie podejrzewałem że to taki ptasi wyraj. OK. wodniczkę jeszcze Ci daruję, ale te BĄKI?! W LOCIE?! Niestety jestem realistą i wiem, że musiałbym tam zamieszkać, żeby trafić na coś takiego. Lecącego bąka widziałem tylko raz w życiu i to tylko dlatego, że prawie na niego wlazłem:))
OdpowiedzUsuńWodniczkę!!! Myślałam, że to pokląskwa. Dzisiaj już zbyt późno by tam pójść,(udar i wstrząs termiczny gwarantowany) ale jutro rano na bank bo sobota i niedziela to zatrzęsienie wędkarzy. Wcześniej bąków nie słyszałam, a w tym roku szok, może dlatego, że woda wyjątkowo wysoka i duża część trzcinowiska jest zalana. Teren atrakcyjny, bo jakby nie było, to właściwie Kośna, tylko przez kilka regulacji przemianowana na Kanał Kiermas. Ech...:))
Usuń