Wiosenne, wyjątkowo ciepłe popołudnie. Słońce jeszcze na
tyle wysoko by długie cienie drzew kładły się tylko na połowie stawu. Na tej wschodniej, oświetlonej samiec
cyraneczki drzemał na wystającej z wody kłodzie,
a przy brzegu żuraw raz po raz
wyciągał spod wody butwiejące części roślin i rzucał za siebie jakby chciał
zbudować gniazdo.
To dziwne, bo kilka metrów dalej ONA już chyba siedziała na
gnieździe.
Tak się przez ostatnie lata poukładało, że życie na Żurawim Stawie
przeniosło się do wschodniej części, a zachodni basen czy to rano, czy po
południu był pusty. Żurawie zwykle gniazdowały w trzcinach rosnących od
zachodu, a tu gniazdo w zupełnie nowym miejscu. Może to przez pilarzy, co trzy
lata temu nieopatrznie spuścili sosnę wprost na stare gniazdo, może przez wiatr,
co dwa lata temu obalił inną sosnę, a ta zabiła młodego łabędzia, a może przez bobry,
co przez ludzką głupotę wyniosły się z Żurawiego Stawu na nowe bagienko leżące
dwieście metrów na północ. Dzięki bobrom z wody ciągle wystawały jakieś kłody,
na których można było przysiąść, odpocząć i natłuścić pióra. Ich brak nie jest przeszkodą dla stada moczarowych żab, im było sielsko,
ale wodne ptactwo nie było zadowolone. Żuraw, może coś zobaczył, może usłyszał, uznał
nagle, że musi sprawdzić, co się dzieje w trzcinach przy starym gnieździe.
Wylądował,
pusząc pierś dodał sobie animuszu,
przekąsił co nie co i
konsekwentnie zmierzał w kierunku skąd dochodziły niepokojące odgłosy.
Niemal w
tym samym czasie samica krzyżówki podniosła alarm kwacząc, że coś się święci.
Żurawka uznała, że nic się nie dzieje, opuściła gniazdo i zabrała się za
popołudniową toaletę,
a on nagle czymś spłoszony poderwał się do lotu, zatoczył
koło nad stawem i co tu dużo mówić, dał dyla na łąki.
W sytuacji, gdy kaczka wciąż
wieściła niebezpieczeństwo i do kaczki dołączyły latające i krzyczące nerwowo brodźce,
Żurawka wróciła na gniazdo.
Samiec cyraneczki obudził się i zdziwiony szukał
przyczyny zamieszania,
a do kłody, na której pojawiła się żona pana cyraneczki podpłynął
perkozek, bo to przecież w kupie zawsze raźniej.
Tymczasem prawdopodobna przyczyna niepokoju, czyli
myszołów przysiadł na złamanym brzozowym kikucie, bez najmniejszego wahania
zlokalizował dziwne czarne kółko wśród świerkowych gałązek, spojrzał jeszcze w
bok i odleciał do lasu.
Kwacząca kaczka, wrzeszczące brodźce i maszerujące brzegiem
lasu jelenie każdemu odebrałyby apetyt na jajecznicę.
Kiedy jelenie zniknęły w
lesie Żurawka postanowiła dokończyć namaszczanie piór,
a brodźce usiadły przy
cyraneczkach i długo opowiadały, jaki to z tego myszołowa złodziej i zbój.
I
kto by pomyślał, że aż tyle emocji przyniesie takie zwykłe, choć niezwykle
ciepłe i słoneczne sobotnie popołudnie.
Popołudnie z emocjami
Ach, zazdroszczę :-)
OdpowiedzUsuńEch, gapiąc się na żurawia przegapiłam przylot myszaka i dobre 50 metrów marszu jeleni, no i wszystko bardzo daleko, ale rzeczywiście dawno już nie było tam tak bogato:)
UsuńTe popołudnie nie jest zwykłe, bo to słowo czasem na ma bardziej negatywny niż pozytywny wydźwięk, tylko raczej typowe - taki wycinek z typowej, europejskiej wiosny w centrum kontynentu. A takie klimaty podobają mi się najbardziej. Brodźce to samotniki btw.
OdpowiedzUsuńFakt, zresztą sobotnie nigdy nie jest zwykłe:)Tak to samotniki, gniazdują tam od lat.
UsuńTakie piękne słońce. i wszystko w słońcu.
OdpowiedzUsuńSłońce i brak wiatru który ostatnio wiał tak, że strach było wchodzić do lasu.
UsuńJedno popołudnie i tyle dobra? Grażynko, zrób tam czatownię, gdyż miejsce jest więcej, niż fajne! Sami chętnie byśmy postawili tam budę, tyle źr trochę daleko:( Gratuluję zdjęć!
OdpowiedzUsuńTo zdjęcia ze starej czatowni, a nowej na tamtym brzegu nie ma gdzie postawić, bo tam idą trasy dzicze, jelenie, sarnie. Dzięki:)
UsuńTwoje opowieści niezmiennie wprawiają mnie w pogodny nastrój. Bez nich zdjęcia nie byłyby takie "żywe". To jak piękna rama do dobrego obrazu. Pozdrawiam - M:)
OdpowiedzUsuńTo bardzo miłe:) Dziękuję i pozdrawiam.
Usuńchyba w tym roku jadę na mazury a nie w góry, dziękuję bardzo za inspirację do miejsca w którym można wypocząć od miejskiego zgiełku i podziwiać piękno polskiej natury.
OdpowiedzUsuńMiło mi! Góry są piękne i ich uroku nie da się z niczym porównać, ale na wakacje najlepsze jest jezioro i las:) Pozdrawiam!
Usuńbardzo cenię, gdy ktoś potrafi serię obserwacji zamienić w powiązaną historię, a Ty zrobiłaś to po mistrzowsku. Zresztą nie pierwszy raz :)
OdpowiedzUsuńZnasz to, tylko Ty idziesz, a ja ostatnio lubię usiąść na pieńku i niby nic się nie dzieje, a jednak... :))
UsuńZnowu sie spoznilam ale jestem! jakie intensywne popoludnie, ile sie dzialo w zlotym swietle. Powiekszylam sobie zdjecia by nie tracic detali. Siodme zdjecie przepiekne, a zab to rzeczywiscie jest tam moc, Historyjka cudna , jak to u Ciebie. :)
OdpowiedzUsuńJa też miałam ostatnio przerwę. Natłok prac i takie tam. Dzięki, to takie kradzione małe chwile szczęścia kiedy można wreszcie usiąść, popatrzeć i się zachwycić.
Usuń