Trzy tygodnie temu kolega powiedział mi, że w wipsowskich
lasach byki już porykują. Potem dowiedziałam się, że i w maruńskich lasach
zaczęło się rykowisko. Ale tak na dobre zaczęły ryczeć w nocy z wtorku na środę. 7
stopni, mgły i pełnia księżyca. Usłyszałam je koło 21.00.
Przypuszczalnie cztery, jeden koło Biedowa, jeden koło starego cmentarz, jeden przy
drodze do Lamkówka i jeden na Maruńskich Łąkach tuż przy wsi.
Wiedziałam, że ze względu na dużą mgłę zdjęć nie będzie, ale co się nasłucham to moje. Przemieszczały
się te głosy, oddalały a ja krążyłam po łące wokół domu wytężając wzrok, że może,
choć sylwetkę ryczącego byka zobaczę. Nic! Aż wreszcie koło pierwszej w nocy
rozległ się potężny ryk tuż za bramą. Jeden, drugi, trzeci a po chwili jeszcze jeden,
już słabszy i już z końca łąki. Normalnie słuchałabym do 22.00 , ale Gapa rano rozchorowała się na babeszjozę. Pojęcia
nie mam, kiedy ugryzł ja kleszcz. Od lutego nosi obroże przeciwkleszczowe, ale
teraz podobno aktywne są tzw. nimfy i nie muszą wpijać się i opijać żeby
zarazić wystarczy, że ugryzą. Psa ratuje tylko szybkie podanie leków. Gapa jest
już zdrowa, ale leki zaraz po podaniu źle znosiła i wojowałam z nią do 2 w
nocy. Dzięki temu nasłuchałam się ryczenia byków. Rano postanowiłam wybrać się na
Maruńskie Łąki za szosą. To właściwie jedna, długa śródleśna łąka podzielona
rowami melioracyjnymi na kilka kwater.
Każdej nadałam nazwę i tak pierwsza to Łąka
przy Kępie, druga to Łąka Brzuchata, trzecia i czwarta to Łąki Pełnikowe a
piąta to Borowikowa Polana. Doszłam do drugiej Łąki Pełnikowej na której po raz
drugi w tym roku zakwitł pełnik europejski – piękna rzadka chroniona roślina.
No,
ale nie pełnik chciałam oglądać a jelenie. A tu byka ani na lekarstwo. Zawróciłam,
2,5 kilometra pieszo (w jedną stronę) o 6 rano to niby nie jest wielki wyczyn, ale kiedy człowiek
ciągle nasłuchuje i rozgląda się czy czasem gdzieś może jakieś jeleń wyskoczy, a
tu nic, to jest troszeczkę męczące. Kiedy zrezygnowana dochodziłam do Brzuchatej
Łąki, przez rosnące na rowie olchy zauważyłam jakiś kasztanowaty zad. Czyżby ktoś
tak rano wybrał się konno. Zatrzymałam się i wtedy on wyszedł zza olch, stanął
na wybrzuszeniu pod lasem i popatrzył w moja stronę.
Z emocji jak zwykle nie mogłam
wyostrzyć, trzasnęłam trzy razy na oślep i Bogu dzięki, że to zrobiłam, bo bym
wróciła z niczym. Cały dzień o nim myślałam. Czy to był przypadek, czy może
ciągle wraca na odpoczynek w to samo miejsce? Czy leży tam do wieczora? No i
oczywiście koło 18.00 poszłam tam jeszcze raz. Stanęłam w olchach naprzeciw
wybrzuszenia i czekałam. Byka ani śladu. Deszcz zaczął przepadywać, z każdą jego falą w lesie zaczynały gadać żekotki
- pada, pada, pada, pada…… pada, pada, pada, pada…
Przed 19.00 uznałam, że jest ciemno i nic nie zwojuję. Ja
wychodziłam z łąk a wchodzili na nie myśliwi. Rano postanowiłam znowu pójść. Ciśnienie lekko skoczyło na Brzuchatej bo coś
na mnie w krzakorach fuknęło. Poszłam dalej, tym razem aż do Borowikowej
Polany.
Znowu nic . Wracałam zmęczona, zrezygnowana. Wyłączyłąm aparat bo
pomyślałam, że jak dojdę do kępy, to zmienię obiektyw i zrobię kilka zdjęć zaglądającego
do lasu słońca. Gdy dochodziłam do miejsca gdzie coś na mnie furczało,
jakieś
sto metrów dalej wyskoczył z lasu piękny ciemnobrązowy byk z kudłatą szyją i wspaniałym porożem. Chciałam zrobić zdjęcie… o kurka wodna! Aparat wyłączony. I wtedy zobaczyłam co znaczy
„rączy jeleń” i „pomknął jak strzała”. Dlaczego to zrobiłam, dlaczego mam ten
idiotyczny odruch wyłączania. Oczywiście obeszłam kępę dwa razy dookoła i w
poprzek i coś tam w gęstwinie trzaskało, ale
wtedy pomyślałam, dlaczego mu to robię? Całą noc tłukł się z kolegami, uganiał za łaniami, uciekał od myśliwych, a teraz jeszcze ja mu włażę na głowę z tymi
swoimi zdjęciami. Wróciłam do domu. Wieczorem już nie poszłam, ale dzisiaj rano
i owszem. I znowu nic! Jak to nic? A poranne mgły, a krople rosy na trawie, a piękne światło w lesie.
Ale w głowie huczało jedno - zmarnowałaś dwie szanse na piękne zdjęcia byka
podczas rykowiska. I gdy byłam już bliska szaleństwa z pomocą przyszedł sąsiad
ornitolog informując mnie, że na stawie p.poż w Marunach pływa kokoszka zwana
inaczej kurką wodną. Poszłam, usiadłam na pół godziny w trzcinach i proszę.
Jutro
ona tam też będzie , więc świtem zamiast
płoszyć byki spróbuję podejrzeć kurkę wodną która o tej porze dnia podobno lubi
paść się na łące niczym gęś. A byki? Poczekam aż będą mniej płochliwe, może
trochę wychudzone, ale spokojniejsze i wtedy się spotkamy.
Można by rzec, na bezbyczu i kokoszka byk! Znam aż za dobrze te wszystkie napięcia i emocje. Dwa dni temu, gdy schrzaniłem okazję sfotografowania byka z bliska, odwet wziąłem na ... wróblach!!! Też mi ekwiwalent :) Ale co zrobić, jak się nie ma wkadrze to co się lubi, to się lubi co się ma ... wróble znaczy :)))
OdpowiedzUsuńBardzo polubiłam te kokoszkę i lubiłam ją do wczoraj, kiedy to wieczorem dowiedziałam się, że na bagnach w okolicach Nowej Rudy (2,5 km od mojego domu) są łosie i znowu wszystko się wywróciło.
UsuńNo proszę, a mój komentarz zniknął! Napisałem w nim (odpowiadając na Pani komentarz), że na stawku przy Wojska Polskiego oprócz zimorodka można obserwować również kurki wodne i co zobaczyłem w Pani poście? Właśnie rzeczoną kurkę. I jak tu nie wierzyć w przyrodnicze przeznaczenia?
OdpowiedzUsuńNo przecież, nie zniknął, tylko jak sie gawędzi na wielu stronach to trudno spamiętać gdzie się co napisało. W każdym razie już po napisaniu tego tekstu, przeglądając Pana posty jakoś tak kliknęłam na ten z nadbiebrzańskimi duchami, a potem pojawiła się Pana odpowiedź na mój komentarz do zimorodka i ... dostałam, kurka wodna, gęsiej skórki. Nie ma opcji, żebyśmy wiedzieli kto o czym pisze przed opublikowaniem. Chyba, że te warmińsko podlaskie duszki ... ja w takie różne rzeczy wierzę.
OdpowiedzUsuńNo tak, miałam napisać, że zazdroszczę łąki tak blisko, a kokoszki miałam w stawie w samym centrum Olsztyna (obok starego basenu) i że zwłaszcza cieszą oko ich tak paskudne, że aż piękne młodziaki ;-)))
OdpowiedzUsuńA tu w komentarzach czytam o łosiu!!! Aaaa, nigdy nie spotkałam łosia na żywo! Muszę, ach muszę tej Nowej Rudy poszukać...
Z tą Nową Rudą to jest tak, starzy miejscowi mówią na to Neu Rhode, młodzi miejscowi, odcinając sie od zniemczonych nazw, mówią Nowa Ruda a w rzeczywistości na mapach np. geoportal.gov.pl jest to osada Żarek i jest tam kilka bagienek gdzie łoś był widziany. Ale najnowsze wiści sa takie, że kilka łosi widziano na polach w okolicy Łapki po lewej stronie drogi Barczewo - Jeziorany. Tylko gdzie je dokładnie widziano muszę jeszcze wypytać.
UsuńO, dzięki wielkie! Łikend się zbliża, trzeba będzie wcześnie wstać ;-)
Usuń