Od czasu, kiedy zaczęły owocować leszczyny był u mnie częstym
gościem.
Przylatywał tak trochę potajemnie, trochę nagle. Nurkował w krzew i
tyle go widziałam. Wylatywał chyba z drugiej strony i po jakimś czasie
powtarzał manewr. Kiedyś pod wieczór spotkaliśmy się nad stawem. Ja siedziałam
pod sosną, on na sośnie. Może miał tam dziuplę. W styczniu zeszłego roku zjawił się pod domem. Skusiła go słonina wisząca na starym winogronowym rusztowaniu.
Najpierw próbowałam zrobić zdjęcie przez szybę, ale nie bardzo to wychodziło,
więc kiedy na chwilę odleciał schowałam się pod kosodrzewiną i udało mi się.
Potem były jeszcze dwa przypadkowe spotkania. Pod rosnącą
nad bagienkiem polną gruszą i w młodniku za łąką Marii. Nawet nie
przymierzyłam się do zdjęcia. A w tym roku, w zeszłą środę zadzwoniła
koleżanka. Odebrał mąż i na pytanie, co robię odpowiedział, że od rana stoję na
kompoście. Kiedy przyniósł mi telefon, ona drążąc temat spytała, na co jest to
stanie na kompoście? Tu muszę wyjaśnić, że lubię różne rzeczy wiedzieć i dzielę
się swoją wiedzą, kiedy potrzeba. Na przykład, że szałwia zaparzona mlekiem
dobrze robi na gardło, że nalewka ze szczeci pomaga przy boreliozie, że na
bolący kręgosłup dobrze jest powisieć na trzepaku i takie tam różne różności.
Więc nic dziwnego, że spytała, a ja na to
- Na bzika i szczęście. Na bzika, że lubię zobaczyć i na szczęście, że mogę trzasnąć fotkę i zachować na zawsze.
I miałam to szczęście. Stojąc na pryzmie kompostowej ustrojona
w zieloną moskitierę, nie zostałam rozpoznana przez tego tu Dzięcioła zielonosiwego który przeleciawszy mi przed nosem usiadł na chwilkę na dębie. Dzięcioł
zielonosiwy tym się różni od Dzięcioła zielonego, że zamiast trójkątnej czarnej
plamy przy oku ma tylko czarne wąsy. Więc, po wąsach go rozpoznacie.
Gratuluję spotkania i już tradycyjnie - miejsca zamieszkania. Osobiście widziałem wąsacza tylko raz nad Biebrzą, ale niestety zdjęć nie udało mi się zrobić, więc z tym większą przyjemnością oglądam ten post.
OdpowiedzUsuńDziekuję. Mieszkamy na kolonii a miedzy nami i wsią leśnictwo, Bogu dzięki, utrzymuje pas starych drzew obrosłych tarniną. Mają więc ptaszory gdzie poszaleć.
UsuńJak zwykle gratuluję lekkości podejścia do tematu. Uwielbiam to, że w Twoim przypadku wszystko dzieje się niejako ... przy okazji :) Ja na każde zdjęcie muszę wyrobić określoną normę kilometrów. Ale to może z powodu różnic w kodach adresowych ... ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję ale tak jakoś mam. Nie umiem usiąść w jednym miejscu i czekać. Ciągle mnie coś wabi i żebym tak idąc łąka wytrwała przy wypatrywaniu sarny zamiast leźć za pokląskwami które akurat przyleciały to by z tego było więcej pożytku. Przyznaje, że z dzięciołem miałam farta bo zasadziłam się na pierwiosnka co buszował w moim koprze. Czyli jak zwykle masz rację choć wszystkie moje sarny są mocno "wychodzone"
Usuń