Na wiosnę 2013 roku czekaliśmy bardzo długo i dopiero dwa piękne, słoneczne, kwietniowe dni, sobota i niedziela dały nadzieję, że jednak przyjdzie. Kalendarzowo spóźniona o
ponad dwa tygodnie, a przecież zwykle przychodziła już na początku
marca, więc i zwyczajowo spóźniona o miesiąc. Zawiodła żurawie, które
przyleciały 2 marca
i przez cały miesiąc w starym wysokim lesie czekały o głodzie i chłodzie na ciepło, które pozwoli znaleźć coś do jedzenia, zregenerować siły i zacząć zakładać gniazda.
Ich wołanie było coraz słabsze, aż nagle w sobotę dały głośno i wyraźnie znać, że żyją i że będą składać jaja.
W sobotę rano wyszłam z domu, a tu na słupie elektrycznym siedzą sobie dwa szpaczki i mówią do mnie
i przez cały miesiąc w starym wysokim lesie czekały o głodzie i chłodzie na ciepło, które pozwoli znaleźć coś do jedzenia, zregenerować siły i zacząć zakładać gniazda.
Ich wołanie było coraz słabsze, aż nagle w sobotę dały głośno i wyraźnie znać, że żyją i że będą składać jaja.
W sobotę rano wyszłam z domu, a tu na słupie elektrycznym siedzą sobie dwa szpaczki i mówią do mnie
- Fiuuuuu, fiuuuu, jesteśmy, może trochę spóźnieni, ale jesteśmy.
I
tak sobie fiukały, po czym przeleciały na dach, na komin, sprawdziły
swoje gniazda pod dachówkami i zadowolone, że wszystko jest na swoim
miejscu poleciały szukać wiatru w polu. W ciągu dnia nad domem leciały gęsi, żurawie i łabędzie.
Mniejsze ptaki zapamiętale żerowały na pniach drzew lub pławiąc się w słońcu czyściły piórka i zaczynały godowe śpiewy. Na łące nad rzeczką znalazłam płaty jeleniej sierści.
Tak było w sobotę i niedzielę, a w poniedziałek mimo przelotnych, ale obfitych opadów mokrego śniegu cały ten wiosenny spektakl nadal trwał. Najpierw w krzakach tarniny zobaczyłam pasącego się zająca.
Za chwilę stado gęsi zdezorientowane nagłą śnieżycą leciało nisko nad łąką.
Na dębowych gałązkach raniuszki wyprawiały przedziwne akrobacje.
Dzięcioły przepychały się z kowalikami szukając owadzich larw, trznadle pospołu z mazurkami przemierzały końskie pastwisko w poszukiwaniu ziarenek owsa.
W przerwie między opadami śniegu nad stajnią pojawił się bocian. Kołował, kołował i stwierdzając, że jeszcze nie pora, odleciał do wysokiego lasu.
Nagle obok kopyt spacerującej po pastwisku klaczy zobaczyłam pliszkę.
Więc i one nie zapomniały o nas i o naszych koniach, które latem wożą pliszki na grzbiecie, a te bezpośrednio z tegoż grzbietu zjadają uprzykrzające końskie życie muchy. To moje wiercenie się po łące wyprowadziło z równowagi myszołowa obserwującego okolicę, zerwał się, zatoczył łuk i poleciał w inne miejsce wypatrywać obiadu.
Na to tylko czekała mieszkająca w próchniejącym dębowym pniu mysz. Wyszła sobie na spacer, co natychmiast zauważyła sójka i mysz w ostatniej chwili zdołała się schronić w jakimś, sobie dobrze znanym, tunelu pod śniegiem.
A późnym popołudniem, kiedy wyszło słońce, sikora bogatka wzięła kąpiel, by móc jeszcze przed zachodem słońca wysuszyć piórka i czyściutka pójść spać.
Wiosno, wiosno przychodź szybko. Wszyscy na ciebie czekamy.
Mniejsze ptaki zapamiętale żerowały na pniach drzew lub pławiąc się w słońcu czyściły piórka i zaczynały godowe śpiewy. Na łące nad rzeczką znalazłam płaty jeleniej sierści.
Tak było w sobotę i niedzielę, a w poniedziałek mimo przelotnych, ale obfitych opadów mokrego śniegu cały ten wiosenny spektakl nadal trwał. Najpierw w krzakach tarniny zobaczyłam pasącego się zająca.
Za chwilę stado gęsi zdezorientowane nagłą śnieżycą leciało nisko nad łąką.
Na dębowych gałązkach raniuszki wyprawiały przedziwne akrobacje.
Dzięcioły przepychały się z kowalikami szukając owadzich larw, trznadle pospołu z mazurkami przemierzały końskie pastwisko w poszukiwaniu ziarenek owsa.
W przerwie między opadami śniegu nad stajnią pojawił się bocian. Kołował, kołował i stwierdzając, że jeszcze nie pora, odleciał do wysokiego lasu.
Nagle obok kopyt spacerującej po pastwisku klaczy zobaczyłam pliszkę.
Więc i one nie zapomniały o nas i o naszych koniach, które latem wożą pliszki na grzbiecie, a te bezpośrednio z tegoż grzbietu zjadają uprzykrzające końskie życie muchy. To moje wiercenie się po łące wyprowadziło z równowagi myszołowa obserwującego okolicę, zerwał się, zatoczył łuk i poleciał w inne miejsce wypatrywać obiadu.
Na to tylko czekała mieszkająca w próchniejącym dębowym pniu mysz. Wyszła sobie na spacer, co natychmiast zauważyła sójka i mysz w ostatniej chwili zdołała się schronić w jakimś, sobie dobrze znanym, tunelu pod śniegiem.
A późnym popołudniem, kiedy wyszło słońce, sikora bogatka wzięła kąpiel, by móc jeszcze przed zachodem słońca wysuszyć piórka i czyściutka pójść spać.
Wiosno, wiosno przychodź szybko. Wszyscy na ciebie czekamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz