Staw marzył mi się od dawna. Kiedy wreszcie postanowiłam oczyścić i pogłębić stare bagnisko na którym
pasły się konie sąsiada, nie sądziłam, że będzie tam aż tyle wody. Wyszło całkiem ładne, jajowate, małe jeziorko o głębokości w porywach do
2 metrów w zależności czy lato mokre, jesień deszczowa, zima
śnieżna a wiosna sucha. Najpierw była to glinianka, bez roślin w
wodzie i bez trawy na brzegu.
Za to na piasku można było dokładnie zaobserwować,
komu ten mój wynalazek się spodobał. Już jesienią sarenki przychodziły napić się wody i zostawiały ślady malutkich kopytek. Zimą na śniegu charakterystyczne ślady zostawiały zające, a lis sznurkowy trop. Wiosną,
gdzieś w maju, zobaczyłam dziwaczne ślady - poduszka i pięć długich
palców
oraz dwa wyleżane w piasku miejsca jakiś metr od wody. Okazało
się, że to dwa borsuki, być może para, przychodziły z oddalonego o pół
kilometra lasu i delektowały się widokiem wiosennego księżyca, a
właściwie dwóch księżyców i tego na niebie, i jego odbicia w stawie. Skąd wiem o borsukach? Otóż wnuk sąsiadów lubił wieczorami
obserwować sarny pasące się na przyleśnej łące i pewnego dnia zobaczył borsuki. Para wyszła z lasu i nieśpiesznie wędrowała w kierunku mojego
stawu. Widywał je kilkakrotnie zawsze po zmierzchu. Tamtej wiosny jeszcze
dwa razy znalazłam nad stawem takie wygniecione borsucze ślady. Zawsze
je zagrabiałam, żeby wiedzieć czy przyjdą jeszcze raz. Potem wszystko
porosło trawą i nie wiem czy borsuki rozmarzone kolejną wiosną
przychodziły popatrzeć na księżyc. Myślałam raczej, że zapomniały o moim
stawie. Ale okazało się, że nie. Borsuk żywi się bardzo rozmaicie. Lubi
owoce, orzechy, młody owies, pszenicę, kukurydzę, ale lubi też ślimaki,
krety, myszy, szczury, żaby, dżdżownice i …,
no właśnie, lubi osy. Dwa
lata temu osy ziemne ulepiły sobie ogromne gniazdo na skłonie drogi
niedaleko stawu i pewnego ranka okazało się, że gniazdo jest
kompletnie zrujnowane, a resztki os krążą nad nim nawet nie złe, ale
zrozpaczone. Kolejny taki szturm na gniazdo os odbył się zeszłego lata.
Tym razem zbudowały je także na skarpie
20 metrów od stawu. Zrobiłam kilka zdjęć. Jest to fascynująca
budowla, jama w ziemi wielkości piłki do koszykówki, a w niej misternie
ulepione celulozowe gniazdo. Gdy po kilku dniach zajrzałam sprawdzić co
tam słychać u moich os, zastałam ruinę. Widocznie borsuki
uznały teren wokół stawu za znakomite łowisko, stołówkę dostarczającą
dóbr wszelakich, ale czy się jeszcze tu pojawią? Wczoraj koło 5 rano w
pobliżu stawu borsuka napadły znajome, skądinąd sympatyczne, psy
sąsiadki Marii - owczarka niemiecka Axa i owczarkowaty kundel Pączek. Oba cywilizowane,
regularnie karmione, zadbane, ale ze skłonnością do podkopywania się pod
ogrodzeniem i nocnych potajemnych włóczęg. Dopadły borsuka, a ten jak
wiadomo silny jest bardzo, pazury ma ostre, ale porusza się dość wolno,
więc zamiast ucieczki wgramolił się pod gęsto, nisko rozłożone
wierzbowe gałęzie. Psy próbowały się do niego dostać szczekając przy tym
w charakterystyczny sposób. To szczekanie usłyszał mój mąż. A ponieważ
psy go znają, dały się odwołać. Pączek mniej ufny został w
krzakach po drugiej stronie drogi, Axa natomiast poszła karnie do domu. Nie na
długo, po chwili usłyszeliśmy przywołujące szczekanie Pączka. Suczka starym podkopem
wydostała się znowu poza ogrodzenie i w kilka chwil była przy
borsuku. Wróciliśmy i tym
razem odwołana Aksa została zamknięta w
kojcu, a i Pączek nie mając odwagi wojować samotnie, wrócił do domu. Kiedy poszliśmy
sprawdzić, co z borsukiem, wierzbowe zarośla były już puste. Borsuk
pewnie wrócił do swojej nory wykończony koszmarnym porankiem. Zwierzęta
te znane są z siły i determinacji w obronie, i tak naprawdę to psy miały
więcej szczęścia niż rozumu, że wyszły z tej potyczki bez szwanku.
Martwię się, że borsuki więcej nad mój staw nie przyjdą, a zagnieździł
się w nim karczownik ziemnowodny. Zeszłego roku ukradł mi z warzywnika
kilkanaście porów, kilka pietruszek i ze dwa rzędy marchewki, nie
wspominając o pięknym kaczeńcu na brzegu stawu. Wolałabym żeby go
upolował borsuk, a
tak będę musiała skurczybyka otruć. Żartuję:))
A to jeden ze sprawców napaści na borsuka, Pączek. Leżał
sobie na drodze do domu, a gdy podeszłam bliżej żeby mu zrobić zdjęcie i powiedziałam
- co bambaryło, myślałeś, że upolujesz borsuka?
Bambaryła odwrócił się na pięcie, podniósł ogon jakby chciał powiedzieć:
„Całuj psa w nos” i poszedł do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz