Buczenie bąków ucichło
już na początku lata, rokitniczki, potrzosy, trzcinniczki śpiewały
jeszcze przed miesiącem, a teraz? Teraz nad Kiermasem panuje cisza,
cały ten cudowny, wiosenno-letni ptasi rejwach zniknął i z rzadka
tylko można usłyszeć pierwiosnka czy sikory. Za to zawsze można
liczyć na wiatr grający w berka z trzcinami lub popędzający
wodę, by szybciej płynęła.
I kiedy się nie wypatruje i nie
nasłuchuje, a tylko zwyczajnie słucha i patrzy, niczego nie
oczekując, wtedy może nas spotkać niespodzianka. Najpierw dociera
do mnie delikatny, trochę monotonny brzęk szarpanych pojedynczo
strun. Nie jest łatwo wśród szarzejących, kołysanych wiatrem
trzcin, poprzetykanych rudawymi pałkami dostrzec źródło owego
dźwięku
i dopiero po jakimś czasie, całkiem blisko dostrzegam
obejmującego łapkami trzcinową gałązkę beżowego samczyka
wąsatki.
Po chwili tuż obok przysiada samiczka oraz drugi samczyk.
Niespodziewanie cała trójka daje nura w dolne partie trzcin.
Wszystko ucicha na dłuższą chwilę
i dopiero gdy siedzący w zakolu
wędkarz opuszcza stanowisko okazuje się, że wąsatki żerując
nisko w trzcinach zatoczyły spore koło i znowu są w pobliżu mostu
i znowu słychać ich nawoływanie. Wolą prawy brzeg bo wiatr
pędzący z górki gładko przelatuje przez pierwsze napotkane
trzciny i z impetem wpada w te lewobrzeżne, targając nimi
niemiłosiernie. Tym razem pierwsza pokazuje się samiczka, dalej oba
samczyki i niespodzianka, jest i druga samiczka, więc są dwie pary.
Pewnie za pierwszym razem przegapiłam. Krótka narada, jakieś
niesnaski między samczykami i ponowny nur w trzciny.
Mając
nadzieję, że znowu przylecą postanawiam schodkami zejść z mostu
i poczekać na nie trochę bliżej wody. Przylatują i zaraz zaczynają żerować,
od czasu do czasu zerkając, czy nie zamierzam wejść na ich teren.
Kolejny wędkarz ma dosyć siedzenia na wietrze i wtedy odlatują w
stronę jeziora Isąg. Jesień nad Kiermasem wypełnia się powoli i
dokładnie. Listek po listku żółknie, płowieje trzcina za
trzciną, taka jest kolej rzeczy.
Pocieszające jest to, że w
krótkie jesienne i zimowe dni tęsknotę za ptasim gwarem koić
będą łagodne pobrzękiwania wąsatek.
Jest za co przyrodzie
dziękować.
Ooo! Pora pod most się udać ;-)
OdpowiedzUsuńPora, bo i bobra i wydrę można spotkać, chociaż ostatnio, pod mostem właśnie zalegają wędkarze i coraz więcej śmieci.
UsuńJestes i to takim przepieknym postem! Wąsatka! jaki to sliczny ptaszek i chyba bardzo trudny do zoczenia. Podejrzewam, ze bedzie to Twoje stale miejsce wizyt a my bedziemy czytac Twoje teksty i ogladac cudne zdjecia. Jestem Twoja fanka!!! pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa Twoją też. Prawdę mówiąc to dzięki Tobie wychylam nos z tej swojej wsi. Wąsatki są urocze, a teraz kiedy prawie nie ma tam innych małych ptaków, znacznie łatwiej je usłyszeć i zobaczyć. Może uda mi się z powrotem do pisania, ale pracy dużo i nie jest łatwo. Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńO, a już myślałam, że i ten blog umarł, człowiek już powoli nie ma co czytać... Wąsatki śliczne, ja niestety jeszcze tych cudeniek nie spotkałam ;)
OdpowiedzUsuńwww.mgliste-szlaki.blogspot.com
Nie umarł, ale czasu nie chce być z gumy, a pracy ogrom. Sama zastanawiałam się dlaczego nie idzie mi pisanie i wniosek jest następujący: jestem wiecznie czymś zajęta, ciągle pojawia się coś nowego do remontu i coraz rzadziej patrzę w chmury, w drzewa, a coraz częściej pod nogi. Staję się niczym stary Piotruś Pan "piratem", no może nie do końca i mam nadzieję wrócić. Zaglądam do Ciebie jak tylko coś napiszesz, a ostatnio także rzadko to robisz.
UsuńPS
Do spotkania wąsatek potrzebne są mokradła, płynąca woda i morze trzcin. Odzywają się inaczej niż reszta ptactwa i w dodatku tak samo przez cały rok. Życzę powodzenia bo są naprawdę prześliczne.
Brawo Grażka! Ja wąsatek w życiu na oczy nie widziałem więc wnioskuję, że nie jest to ptak środka lasu :))))
OdpowiedzUsuńAle, jak pamiętam zapuszczasz się czasem w okolice Skajbotów, a stamtąd do mostu na Kiermasie może 2 kilometry, a one tam ciągle są. Naprawdę warto, są bardzo miłe i w dodatku śliczne.
Usuń