Wiedziałam,
że tak będzie odkąd go zobaczyłam na tym dębie. Słabe, zrobione z daleka zdjęcie dzięcioła zielonego spowodowało rosnącą z dnia na dzień potrzebę chodzenia na Dużą Łąkę do
zakątka przy dębie i czekanie, że może przyleci i będę mogła zobaczyć go z
bliska. Już siedzący na świerku pod domem czyżyk mówił
- Daj
spokój, nie przyleci.
Nie
posłuchałam i poszłam. Napotkany po drodze niebieski żuk też mówił
- Po co tam
idziesz, sójki mówiły, że widziały go dzisiaj w leszczynach za Marunką.
- A ile
dzięciołowi potrzeba żeby przelecieć dwieście metrów, może właśnie już siedzi
na dębie.
W końcu do
całej tej zniechęcającej gadki przyłączyły się znajome sarenki
- Właśnie stamtąd
idziemy i dobrze wiemy, że zielonego na dębie nie ma.
Spojrzałam
na pięknie rudziejącą miedzę,
zajrzałam głęboko w oczy sarnom i pomyślałam, że
coś kręcą i wtedy usłyszałam jego krzyk.
Sarny zdumione najpierw niepewnie
zawróciły
a potem w podskokach pognały na łąkę.
Kiedy już były daleko starsza
odwróciła się i powiedziała
- Naprawdę nie
było go, kiedy tamtędy przechodziłyśmy.
Jakoś tak
wiedziałam, że kiedy i ja tam dotrę, także go nie będzie i rzeczywiście na dębie i obok w brzozach i olchach było pusto.
Zrezygnowana wcisnęłam się w kolczastą tarninę i postanowiłam poczekać.
Cóż, dzięcioł zielony nie przyleciał jednak po dłuższej chwili usłyszałam
znajome ostrzegawcze gdakanie i całkiem blisko, na starym rosnącym za tarninami
głogu usiadł czarny jak węgielek, najprawdziwszy, dziki kos.
Na dzięcioła
zielonego trzeba będzie jeszcze poczekać, ale trafić leśnego kosa to też nie
byle co.
Zawsze takie spacery owocuja w cos fajnego, chocby taki zuczek. a sarenki dla mnie to cud nad cudami, te biale zadeczki sa sliczne...dzisiaj moja sasiadka pokazala mi mala biedroneczke, czarna w cztery czerwone kropki, byla w jej mieszkaniu, pewnie chciala przezimowac, okazala sie biedronka azjatycka, ktore zaczynaja wladac swiatem...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie i zawsze czekam na nowe wpisy, a cos ostatnio nie sa tak czeste
Dziękuję! Te dwie gwiazdeczki niemal codziennie przychodzą pod stare jabłonki na jabłka, niestety tam nie mogę ich złapać, ale na łące łatwiej. Trochę ciężko ostatnio, koń stłukł staw skokowy, rehabilitacja jest uciążliwa i absorbująca, ale powoli dochodzi do siebie. Do tego jeszcze kilka innych sprawek i wyskoczyć z aparatem mogłam na kilka minut, a na pisanie prawie nie było czasu, jednak powoli sie przejaśnia. Pozdrawiam serdecznie!
Usuńno to niech ten staw skokowy powroci szybko do sprawnosci...
UsuńDzięki! To już prawie 5 tygodni, koń leciwy i jest raz lepiej raz gorzej. Muszę czekać.
UsuńI jakie piękne pogaduszki tworzące piękną opowieść. Dzięcioł przyleci, wie, że czekasz :)
OdpowiedzUsuńU nas na osiedlu widziałam takiego z czerwoną czapeczką.
Dziękuję! Trochę byłam na niego zła, że nie poczekał, no ale z ptakami tak jest, ciągle się gdzieś spieszą. Dzięcioł zielony ma właśnie dużą czerwoną czapeczkę.
UsuńTen mój był niewielki i miał trochę koloru czarnego, niebieskiego i białego.
UsuńDzięcioł Ursynowski :)
Trochę niebieskie policzki i dużą czerwona czapeczkę ma dzięcioł średni, ale nazwa Dzięcioł Ursynowski jest o wiele lepsza.
UsuńGdakanie - tego słowa mi brakowało w powiązaniu z kosem :-) Piękny, czarny królewicz, prawdziwie leśny :-)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, wiosną śpiewają najpiękniej na świecie, ale jak są przestraszone to gdaczą. Mam ich pod domem spore stadko, ale te leśne są jakby ciemniejsze, to pewnie tylko złudzenie z powodu cienia pod drzewami, ale na pewno są bardziej ostrożne, ten rzeczywiście wyglądał jak leśny królewicz.
UsuńGrażynko, kiedyś nawet chciałem ufundować nagrodę pieniężną temu, któremu uda się zrobić kosowi leśnemu zdjęcie z bliska. To histeryk, daj spokój! Ile razy wybudzony przyprawiał mnie niemal o zawał! ;) świetne zdjęcia saren!
OdpowiedzUsuńNie było łatwo, usiadł dopiero za trzecim podejściem i to na chwilę. Z tym wrzaskiem masz racje, można dostać zawału jak się go niespodziewanie spotka, a za sarny dziękuję.
UsuńCo prawda początkowo myślałem, że zaczęła Pani polowanie na kol. Mikundę, ale doczytałem do końca i wyprowadziłem się z błędu. Najbardziej podoba mi się sarnia sesja. B. lubię taki nastrój i światło. Co do kosa? No cóż, proszę się nie gniewać, ale z powodu ciągłego natykania się na niego w Kortowie ... no właśnie:)
OdpowiedzUsuńNajpierw napisałam, a potem pomyślałam tak jak Pan, ale np. dziki kos nie jest takim fajnym określeniem jak leśny. Kosy to taki psychiczny odwet za brak zielonego, i dobrze, że tam mazurki nie latają bo i tak sie mogło skończyć, ale co robić jak nie mogę sie ruszyć dalej jak na 200m od domu:)) Te dwie sarny doczekają się pewnie osobnego posta, bo spotykam je od dawna, ale potrzebuję jeszcze trochę fotek. Dziękuję!
Usuńjuż nie chciałem tego pisać, ale zimny pot mnie obał gdy przeczytałem tytuł :))))
OdpowiedzUsuńDaj spokój, przecież bym napisała z dużej litery, a poza tym, kto by tam za Tobą zdążył latać po PNR.
UsuńDołączam do grona myślących, że upolowała Pani Leśnego :). Jednak jak widzę i tym razem Krzysztofowi się udało :).
OdpowiedzUsuńLusterka sarenek powalające, to są tak urokliwe stworzenia, że mogłabym wgapiać się w nie godzinami, tylko jakoś nie mają cierpliwości do tak długich sesji. Te, które ja spotykam nawet gadać ze mną nie chcą, hyc i tyle je widziałam :). Plenery piękne, jesienne, uwielbiam jej rudości. A kos? Przystojniak! Bardzo mocno trzymam kciuki za konika, będzie dobrze, są bardzo dzielne. Potrafią walczyć :). Czy to jest ten konik z Pani awatara?
Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna.
Dziękuję! Moje mają cierpliwość pod warunkiem, że zbyt blisko nie podejdę:)) Nie, to nie jest ten sam, to była źrebówka sąsiada, mój jest kary i ciągle walczymy, aż mi się pisać nie chce, nie mówiąc o zdjęciach.
UsuńRozumiem aż za dobrze, dorzucam swoje grosiki do ratowania koni w Fundacji Centaurus. Wiem ile trzeba trudu, pieniędzy i sił... Szczególnie wtedy, gdy trzeba się poddać i pozwolić im odejść... Jestem dobrej myśli i mocno trzymam kciuki. Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna.
UsuńDziękuję za współczucie, ale nie jest aż tak żle. Dzisiaj zdjęcia wykazały, że nie ma żadnego złamania, ale koń ogólnie miał ciężki życiorys zanim do mnie trafił, jak to w skokach i stawy są dość zrujnowane więc z każdej kolejnej kontuzji dłużej wychodzi.
Usuń