Zaczęło się od tego, że jeszcze przed siódmą, usłyszałam
przed domem znajomy, uroczy świergot. Na linii siedział samczyk makolągwy i
puszył się i pysznił czerwoniutką piersią.
Niestety nie wiem, kiedy
wyprowadziły pierwszy lęg, ale musiało to być jakiś czas temu, bo idąc w
poniedziałek nad jeziorko spotkałam je siedzące na linii, rodziców i czwórkę
młodych. Zapytałam
- To jak to, kiedy, i dlaczego nic nie widziałam.
I nasłuchałam się,
- Tylko Żurawi Staw jest ważny, tylko jelenie, łosie,
żurawie, a już my, choć tak pięknie śpiewamy, to nic cię nie obchodzimy.
- Przepraszam i pięknie proszę wracajcie, tęsknię za wami i zostawiłam
specjalnie dla was kawał nieskoszonej łączki pod domem.
Jak widać długo nie musiałam czekać. Chyba pora na drugi
lęg. Obeszłam w koło gospodarstwo, kolejne gniazda budowały mazurki i
nic sobie z mojej obecności nie robiąc pozwalały podejść na metr.
W sadzie
sroka chodziła piechotą,
a na modrzewiu wyśpiewywał samczyk pleszki.
Z dębu nad
stawem wypłoszyłam… chyba myszołowa.
Kiedy wróciłam pod bramę, żeby wreszcie
wyjść na łąki, makolągwy omawiały, jak się później okazało
strategię budowy nowego lokum.
Obserwacje przerwał zając.
Wykicał na drogę, rozejrzał się i
pyta
- Idziesz na łąkę czy na pastwisko?
- Na łąkę, ale muszę poczekać aż się makolągwy zdecydują
pokazać gdzie budują gniazdo.
- To ja wracam na pastwisko, a jak się nie odsuniesz to się
nie dowiesz gdzie to gniazdo.
No i rzeczywiście wystarczyło zrobić pięć kroków do przodu,
by sprawa stała się jasna.
Postanowiły zbierać budulec przy drodze i zamieszkać
w moim żywopłocie, ale z oddzielnym wejściem od drogi. Słońce było już wysoko i
pomyślałam, że najlepiej będzie podglądać Maruńskie Łąki z lasku. Zwierzaki nie
będą mnie widziały, będą czuły się bezpiecznie, a ja nie dostanę udaru. Nim
weszłam do lasku nad głową przeleciała mi czapla informując wszystkich, że idę,
a po chwili nie wiadomo skąd pojawił się bocian.
Kiedy wreszcie dotarłam na
brzeg łąki, zobaczyłam żurawią parę opiekująca się całkiem już sporym
kurczakiem. Gapiłam się na nie z lubością dopóki nie trzasnęła mi gałązka pod
butem. Rodzice jednocześnie zarządzili
- Biegiem marsz
I młody nieźle sobie z tym marszobiegiem poradził.
Śledząc,
dokąd zmierzają chyba trafiłam na przedwczoraj poznaną sarnią mamę.
Najspokojniej i najciszej jak się dało wycofałam się i wracałam do domu.
Jeszcze tylko pod płotem spotkałam całkiem nowiutkiego modraszka amandusa.
Czyż nie
był to niezwykle bogaty poranek?
Grazyno, bardzo bogaty, jak ja takie ranki lubie!!! nie musza byc ranki...takie wyjscia z domu sa pasjonujace. Sliczne , rozmarzajace, optymistyczne zdjecie, jaki swiat jest piekny! i tyle...pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziekuję! Dziś świat jest szczególnie piękny , bo niemal od 2 godzin pada deszcz. Nareszcie!
UsuńAaa jeszcze...fotografowalam w kanadzie kuzynke makolagwy, dziwuszke ogrodowa, tez czerwony lebek i pod lebkiem, a modraszkow na lace bylo cale mnostwo.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że wkrótce pokażesz i kuzynki i modraszki, Czekam niecierpliwie, szczególnie na motyle. Pozdrawiam!
UsuńMotylom zbytnio sie nie przygladalam, bylo rzeczywiscie duzo modraszek, a ptaszki oczywiscie pokaze, tylko sama nie wiem jak zaczac moje relacje z Kanady. Chyba jednak od wycieczek w gory bo brat pewnie na to czeka, bo po wielu trudnych momentach rodzinnych wywiozl mnie w gory. Sciskam serdecznie
UsuńZ przyjemnością obejrzę Góry Skaliste Twoimi oczami.
UsuńPoranek rzeczywiście cudowny, można naładować akumulatory na cały dzień :-)
OdpowiedzUsuńByło pięknie. Emocji było tyle, że w szale focenia zgubiłam torbę z obiektywami, dobrze, że pamiętałam gdzie ją zostawiłam.
Usuńa ... a ... wielbłądów nie spotkałaś ?!? ;)
OdpowiedzUsuńWielbłądy nie, ale wieczorem prawie niedźwiedzia. W wysokiej trawie zobaczyłam duże brązowe futro i pomyślałam, no i wykrakał. Okazało się, że to dziki, co wcale nie zmniejszyło pietra. 20 metrów od drogi. I to jest koniec chodzenia do lasu o 20.00.
Usuńnic Ci nie zrobią! Wystarczy uważać, żeby nie znaleźć się między młodymi, a matką - to słaba sytuacja! Raz tak miałem :))) aaaa zapomniałem napisać wcześniej - to myszak oczywiście :)
UsuńDzięki za myszołowa, dzików było 5 i raczej średniej wielkości, młodych chyba nie było.
UsuńŚwietnie:) A mi makolągwa zawsze ucieka:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Ja mam makolągwy już drugi rok i chyba sie do mnie przyzwyczaiły. Pozdrawiam!
UsuńWyborny poranek, wyborny! Och chciałoby się tak codziennie :). Aż mi się paszcza cieszy. Pozdrawiam i czekam na jeszcze. Kasia z Olsztyna.
OdpowiedzUsuńCzasem tak jest, że nie wiadomo, na czym oko zawiesić. Dzięki i pozdrawiam.
UsuńWrzucam zdjęcia szaraków, zadowolony jak mało kto, a potem zaglądam do Marun i co ...? I oczywiście musi być zając! Ja się już nawet nie denerwuję, bo po co? Zacznę grać w totolotka i chyba poszukam działki w sąsiedztwie :) PS. Super żurawie. PS.2. Czy już wspominałem, że powinna Pani pomyśleć o wydaniu swoich postów?
OdpowiedzUsuńKiedyś było u mnie zajęcze zagłębie, ale przez ostatnie dwa lata, prawie zero i nagle, gdy miesiac temu sąsiedzi zamknęli psy w ogrodzeniu znowu sie zaczęło:)) Ziemia rolna tu niezbyt droga, a uważam, że taką najlepiej kupować.
UsuńPS.1 Dziękuję!
PS.2 Chyba tak
Bardzo udane zdjęcia! Gratuluję!
OdpowiedzUsuńDziekuję!
Usuń