Słonecznie, gorąco i parno, taką pogodę lubią
najbardziej. Ich ulubione miejsca to łąka i łany kwitnących kwiatów, ulubione kolory to odcienie lila, różu i niebieskiego,
a ulubione zapachy to lawenda, macierzanka i oregano. Jeśli chodzi o smak to
zdecydowanie wygrywa oregano. Tłumnie obsiadają rosnące przy łące nad stawem
kępy i nurzają się w rozkoszy bez pamięci. Właśnie w środku gorącego lata pyłek
jest najsłodszy, a nektar ze zwykłego lekko kleistego syropu zmienia się w
napój bogów. Jeszcze jedna roślina, jeszcze jedna kiść i jeszcze kilka
kielichów wypełnionych najprzedniejszym winem. Póki słońce i żar swoistego
tańca poszukiwań tej jednej, jedynej, najwspanialszej kropli nie da się przerwać.
Dopiero chłód wieczoru przynosi na kilka godzin opamiętanie. Rankiem, gdy tylko
słońce osuszy skrzydła z kropel rosy zaczynają ucztę od nowa. Małe, delikatne, kruche
i zachwycające, cuda natury – motyle.
poniedziałek, 31 lipca 2017
piątek, 28 lipca 2017
Pleszki
Zwykle przylatywały koło połowy kwietnia i od pierwszego
dnia samiec przepięknie śpiewał.
W tym roku dopiero 27 kwietnia samczyk pokazał
się na chwilę i zniknął.
Nie widziałam ich przez cały maj, może, dlatego że
uganiałam się za wilgami i dopiero pod koniec czerwca, w zupełnie innym miejscu
niż zwykle, zobaczyłam samiczkę. Polowała w trawach i wracała w sosnową gęstwę nawołując,
a jakże całkiem już sporego podlota.
Oboje podenerwowani moją obecnością skryli
się w sosnach, a na pastwiskowym kołku przysiadł samczyk i podśpiewując odciągał
mnie w stronę stawu.
Myślałam, że to koniec pleszkowych spotkań w tym roku, gdy
w połowie lipca podczas porannego spaceru smyrgnął mi spod nóg rudoszary cień.
Okazało
się, że to podlot pleszki. Przyjrzał mi się chwilę i czmychnął w zarośla.
Tego
samego dnia po wieczór wybrałam się na łąki. Sąsiad kończył kosić siano i pewne
było, że spotkam tam bociany. I znowu na drodze coś się pojawiło, jakby właśnie
spadły ze świerka dwie szyszki,
ale jedna po chwili wróciła na świerk, wiec chyba
nie szyszki.
A no nie, w trawie siedziała nieumiejąca jeszcze latać pleszka.
Traktor
szykował się by zjechać z łąki a maluch zaczął właśnie w tamtą stroną uciekać.
Wreszcie zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
Widać było jak ze strach i
wysiłku bije mu serduszko. Zdeterminowany,
by nie poddać się buńczucznie zapytał,
- i co mi zrobisz?
- Przykro mi, że cie przestraszyłam i nic ci nie zrobię, ale
co ty zrobisz jak traktor nadjedzie?
- A to!
Odwrócił się i dał błyskawicznego nura w trawę rosnąca
miedzy koleinami. Słowo daję, zrobił to tak sprytnie i pewnie, jakby miał to
wyćwiczone. Gdyby to był normalny traktor pewnie bym zostawiła ptasie dziecko w
spokoju, ale to był stary grat, z którego leje się olej, to raz, a co jak nagle
traktorzyście przyjdzie do głowy zawrócić, akurat tam gdzie się malec schował?
Szybko podeszłam i przeniosłam go w trawy za drogą. Od razu zaczął nawoływać
rodziców i nim traktor przejechał już byli przy nim. Jednak uspokoiłam się dopiero
następnego dnia, gdy spotkałam oba młode siedzące w mirabelkach obok drogi i
domagające się od rodziców śniadania.
Nie zaczepiałam ich, a i one nie były chętne
do pogawędki, każde z nas pozostało w swoim świecie . Najważniejsze, że podloty
wcale nie są takie niezaradne i bezbronne jak nam się wydaje i to, że w ciągu
doby potrafią nauczyć się latać. Chociaż czasem mała pomoc taka jak
przeniesienie w krzaczki, nie zaszkodzi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)