Trzy dni temu znalazłam ścieżkę wiodąca na coś w rodzaju półwyspu
na Nenufarowym Jeziorku. Kilka razy widziałam tam wędkarza i we czwartek wreszcie
udało mi się tam dojść. Zrobiłam wtedy kilka zdjęć czapli siwej
i dzisiaj poszłam tam z nadzieją na ponowne spotkanie. W planach był wypad wczesnoranny, ale skoro mój ulubiony portal pogodowy mówił, że o 5, 6 i 8 będą burze z piorunami, to poszłam o 8.30. Na piękne widoki zawsze tam można liczyć, pływały też dwie pary perkozków, rzucały się małe rybki, ale czapli ani śladu.
Coś się jednak działo w małej zatoczce po prawej stronie. Słychać było chrumkanie, kwakanie, syczenie. Czekałam, że może coś stamtąd wypłynie albo nawet wylezie, ale tylko kaczkę wysłali na przeszpiegi.
Kiedy para perkozków wpłynęła w obszar zalany słońcem rozebrałam się z siatki maskującej, zmieniłam 400 na 300 mm i już miałam iść, gdy niemal zza pleców wypłynął on.
Usiadłam, a on podpłynął bliziutko, syknął, trochę poburczał,
bo za nim pokazał się całkiem spory młodziak. To on tak popiskiwał.
Rodzic stał przy mnie dopóki młody nie odpłynął na środek jeziorka i dopiero wtedy popłynął za nim, cały czas mnie obserwując.
Kątem oka zauważyłam, że i perkozek nabrał śmiałości i pojawił się całkiem blisko.
Łabędzie odpływały coraz dalej
i wtedy usłyszałam szum skrzydeł, a ze wspomnianej zatoczki wyleciały dwie czaple białe.
Kiedy już wstałam i schowałam się za trzciny duży łabędź znowu podpłynął blisko jakby chciał mnie dobrze zapamiętać.
Myślałam, że jak znajdę to dojście i zrobię kilka fajnych zdjęć to odzyskam spokój, niestety, teraz będę musiała znaleźć, albo, co gorsza sama zrobić dojście do wspomnianej zatoczki, bo wszystko wskazuje na to, że te najciekawsze rzeczy, które można zobaczyć tylko o wschodzie słońca, właśnie tam się dzieją.
i dzisiaj poszłam tam z nadzieją na ponowne spotkanie. W planach był wypad wczesnoranny, ale skoro mój ulubiony portal pogodowy mówił, że o 5, 6 i 8 będą burze z piorunami, to poszłam o 8.30. Na piękne widoki zawsze tam można liczyć, pływały też dwie pary perkozków, rzucały się małe rybki, ale czapli ani śladu.
Coś się jednak działo w małej zatoczce po prawej stronie. Słychać było chrumkanie, kwakanie, syczenie. Czekałam, że może coś stamtąd wypłynie albo nawet wylezie, ale tylko kaczkę wysłali na przeszpiegi.
Kiedy para perkozków wpłynęła w obszar zalany słońcem rozebrałam się z siatki maskującej, zmieniłam 400 na 300 mm i już miałam iść, gdy niemal zza pleców wypłynął on.
Usiadłam, a on podpłynął bliziutko, syknął, trochę poburczał,
bo za nim pokazał się całkiem spory młodziak. To on tak popiskiwał.
Rodzic stał przy mnie dopóki młody nie odpłynął na środek jeziorka i dopiero wtedy popłynął za nim, cały czas mnie obserwując.
Kątem oka zauważyłam, że i perkozek nabrał śmiałości i pojawił się całkiem blisko.
Łabędzie odpływały coraz dalej
i wtedy usłyszałam szum skrzydeł, a ze wspomnianej zatoczki wyleciały dwie czaple białe.
Kiedy już wstałam i schowałam się za trzciny duży łabędź znowu podpłynął blisko jakby chciał mnie dobrze zapamiętać.
Myślałam, że jak znajdę to dojście i zrobię kilka fajnych zdjęć to odzyskam spokój, niestety, teraz będę musiała znaleźć, albo, co gorsza sama zrobić dojście do wspomnianej zatoczki, bo wszystko wskazuje na to, że te najciekawsze rzeczy, które można zobaczyć tylko o wschodzie słońca, właśnie tam się dzieją.