Dawno dawno temu pewien mały Marcin przysłuchiwał się
rozmowie mamy i dwóch ciotek i gdy jedna z owych ciotek powiedziała, że właśnie była u fryzjera, chłopczyk wgramoli się na ciotczyne kolana, położył
pulchniutkie łapki na jej policzkach i patrząc w oczy zapytał
- Lenia, gdzie byłaś?
- U fryzjera
Marcinowe serduszko zabiło mocniej, na gębusi pojawił się
chytry uśmieszek, a łapki znowu powędrowały na policzki ciotki
- Lenia gdzie byłaś?
- U frryzjera
Powtórzyła leciutko zirytowana ciotka i wróciła do rozmowy,
a Marcinek … tak, tak
- Lenia gdzie byłaś?
Ciotce , może z upału puściły nerwy.
- U frrryzjerrra!!!!!
Marcinek bardzo chciał się nauczyć wymawiać r, ale język za każdym
razem wędrował do podniebienia i wychodziło Lenia zamiast Renia. Myślał, że jak
się tak nasłucha i nasłucha to wreszcie mu się uda.
Środa to był dzień, który niemal w całości miałam dla siebie,
więc, niezbyt wczesnym świtem poszłam nad Żurawi Staw. Mgiełki, jakieś pyłki na
wodzie, żaby, coraz większe szuwary, czyli nic nowego. Usiadłam w czatowni
mając nadzieję, że jednak coś się wydarzy. Najpierw przyleciał ciekawski kowalik,
rzucił okiem i spytał
- Co robisz
- Fotografuję
- Eee, nuda
I odleciał. Minęło kilka sekund, nieco bliżej przysiadł
młodziutki pierwiosnek
i usłyszałam
- Co lobis
- Fotografuję
Kto wie, co w tej małej ślicznej główce się roiło, że po
chwili usłyszałam znowu
- Co lobis
- Fotografuję
Odwrócił głowę,
przemyślał sprawę i z błyskiem
w oczku już chciał spytać trzeci raz,
ale ja byłam szybsza
- Nie wierzysz, spytaj sikorę
Spojrzał w górę, gdzie na
dębowej gałązce przysłuchiwała się naszej pogawędce sikorka.
- Sikola, co ona lobi
- Nie rrrozumiesz, fotogrrrafuje.
Nie mógł uwierzyć, wyciągnął się cały jakby chciał zajrzeć w sikorowe gardło
i odleciał w świerkową gęstwę, by tam w ciszy i spokoju próbować. Jeszcze nie wiedział, że pierwiosnki śpiewaja inaczej niż sikory i umiejetność wymawiania r nie jest im potrzebna. Przypomniała mi się historia z Marcinem. Nie jest
łatwo ambitnym maluchom, tyle muszą mieć cierpliwości i tak wiele muszą się nauczyć, ale wszystko ma swój czas. Tego poranka ja musiałam pohamować
swoje ambicje na fotografowanie jeleni, łosi, dzików i
gdyby nie dwie sarny, które wpadły nad staw na łyk wody i kilka wierzbowych listków,
poranek znowu skończyłby się na ptakach.
Jakie miny stroił ten pierwiosnek, a jakie pozy! Nie mogę się napatrzeć :)
OdpowiedzUsuńA ja robiłam zdjęcia słupom wysokiego napięcia :)
UsuńTo pewnie przez to, że te leśne maluchy nie znają ludzi i przylatują, żeby poznać coś nowego:)) Ja też ale z bocianem.
UsuńMój mały, niespełna dwuletni wnuczek na dziadka Janusza mówi: Niuniusz. A na Myszkę Miki, którą przywiózł z ubiegłotygodniowej wycieczki m.in. do Paryża - Kimkim. I w swojej ekspresji bardzo podobny jest do tego młodziaka pierwiosnka. Wszystkie dzieciaki są tak samo rozkoszne :-)
OdpowiedzUsuńRozkoszne jest odkrywanie przez dzieci wszelkich tajemnic. Pamietam jak moja dwuletnia córka stanęła z ksiażka w ręku przed kolegą który nas odwiedził i na pytanie, - poczytać ci Kasiu? usłyszał zazdrosne, - a umies?
UsuńA mnie się przypomniało, jak starsza córką, mając jakieś dwa lata, weszła do pokoju, gdzie mąż oglądał film po rosyjsku. Stała, słuchała, w końcu mówi: tato, cy ja zwariowałam?
UsuńCudowne są takie chwile i cudowne wspomnienia.
UsuńPoiwinnas pisac ksiazki przyrodnicze dla dzieci, wtedy maluchy uczylyby sie na Twoim pisaniu milosci do przyrody. jestem w lesie mazowieckim, a ptaszkow i sarenek nie uwidzisz, gdzies pochowaly sie w lesnej, glebokiej gluszy i staraja sie przezyc upaly, napelniamy dol gliniany woda, ale jakos nie widac zwierzatek, chyba,ze gleboka noca! Sliczne te twoje opowiastki i zdjecia...
OdpowiedzUsuńDziękuję! u nas w słońcu jet 42 i tez nie słychać ptaków, nawet do poidełek nie przylatują. Wieje suchy gorący wiatr a woda paruje w zastraszającym tempie. W lesie w cieniu łatwiej im przetrwać, a na łąkę wychodzą koło 21.
UsuńZgadzam się za grazyną. Jeżeli skorupka nie nasiąknie, nie będzie trącić. Uczę już, ho ho ho, i bardzo rzadko wyczuwam trancanie :) A szkoda!
OdpowiedzUsuńPrzecież jest tyle pięknych przyrodniczych książek i jeśli tylko rodzice zechcieliby je kupić swoim pociechom, jeśli nauczyciele polecili, by je przeczytać i jeśli dzieci zechciałyby to naprawdę jest co. Problem nie w tym, że takich książek nie ma, problem w tym, że od najmłodszych lat wmawia się dzieciom, że nie muszą myśleć, że zrobi to za nie komputer, że nie musza czuć bo to boli. To rodzice nie zabierają dzieci na wycieczki na łakę i do lasu, a szkoła nie robi lekcji przyrody w terenie. Moje, może i miłe ale, na tle tego co sie dzieje zwichrowane podejście do zwierzęcego świata nic tu nie zmieni. Znam bodaj 16 latka który reguarnie czytuje mojego bloga i mówi, że bardzo lubi, ale to ojciec nauczył go obserwować i kochać przyrodę, to z ojcem chodził nad rozlewisko by robić zdjęcia. Czy nie mam trochę racji?
Usuńo ja, ten pierwiosnek usiadł chyba pół metra nad Tobą! fajnie :)
OdpowiedzUsuńJakiś metr, zdjęcia są tylko przycięte na 4/3, nawet próbował wlecieć do środka, kto wie czy tam czasem nie siedzą, kiedyś znalazłam skorupki.
Usuń