Kiedy usłyszałam szum w zaroślach i niezbyt głośnie
kwiknięcie pomyślałam, że będzie tak jak ostatnie kilka razy. Ja będę stała pod
świerkiem naprzeciwko, gałęzie będą się trzęsły, patyki trzaskały, potem
wszystko zacznie się oddalać i ucichnie. Po chwili jednak usłyszałam chlupnięcie
to oznaczało kąpiel w płytkim bajorku. Nie odchodziły, było im dobrze, słychać
było taplanie i znowu kwiknięcie. I nagle zaczęły wychodzić, jeden duży i kilka
mniejszych sześć może siedem. Stadko buszowało w trawie, w niskich wierzbach,
nieustannie się przemieszczając.
Uwagę zwracała wyjątkowo aktywna dwójka.
Przepychały się, popychały, ocierały o siebie, podszczypywały, słowem chłopięce
zaczepki. Gdy pozostałe dziczki chodziły za matką, te zostawały trochę z tyłu
zajęte zabawą. Czasem solidne przepychanki kończyły się utratą równowagi.
Na
końcu stada pętał się… czyżby to Małyrudy, którego już kiedyś widziałam. Stał smutny, że nikt się z nim nie bawi i
nikt na niego nie zwraca uwagi.
Spojrzał w moją strona i pomyślał, acha tam
ktoś stoi i ja o tym wiem, a oni nie i nie wiadomo co z tego wyniknie, a jak
wyniknie to dopiero będą żałować, że nikt nie zwracał na mnie uwagi. Spojrzał
raz jeszcze i poczłapał za resztą stada.
Na brzeg bajorka wrócili zapaśnicy
jeszcze kilka przepychanek i zgodnie, z ogonkami odwiniętymi w swoja stronę
poszli tam gdzie wszyscy, czyli do czochralni.
Stare świerki od dawna służyły
dzikom, kora gdzieniegdzie zdarta była do żywego drewna.
Kiedy już wszystkie
solidnie się wydrapały z zarośli wyszła
matka. Niby podskubując trawę podeszła do brzegu bagienka i popatrzyła w moim
kierunku, najpierw jednym okiem potem drugim i spokojnie odeszła,
a więc
Małyrudy jednak powiedział. Mądry dziczek, ale gdyby na moim miejscu był
myśliwy już byłoby po całym stadzie. Mam nadzieję, że przeżyją i jeszcze nie
raz się spotkamy, chociaż, minionej nocy może 200 metrów od domu słyszałam pięć
strzałów, nie zasnęłam do rana, a rano czekałam na kruki. Odezwały się znad
owsianego rżyska. No tak, światło księżyca odbijające się od słomianych badyli
oświetlało łąkę jak w dzień, myśliwi schowani za balotami mieli łatwe zadanie. Nie
chciałam tego oglądać, poszłam szukać lepszego dojścia do Nenufarowego
Jeziorka. Kruk strażnik towarzyszył mi przez całą drogę. Gdy wracałam, na
jednym z balotów zobaczyłam bielika, podeszłam trochę bliżej, poderwał się on i
po chwili niewielkie stado kruków.
Nie specjalnie protestowały, uczta była
skończona. Odleciały, tylko strażnik pozostał.
Dzisiaj są chmury, a jutro ma
padać deszcz. Przyjdź deszczu, przyjdź, zmyj z pola, łąki, lasu pył ludzkiego
okrucieństwa i daruj dzikom jeszcze kilka dni życia.
Myśliwych nie lubię. W naszych czasach nie ma żadnej racji bytu. Czy ludzie mają przyjemność w zabijaniu?
OdpowiedzUsuńPanoszą się coraz bardziej, nie szanują ani lasu, ani zwierzyny. Nie przestrzegają prawa, oszukują, są aroganccy i bezczelni. Polują gdzie im się podoba, bo Państwo wydzierżawia im, będące moja własnościa grunty. Okres ochronny ryb obowiązuje w czasie tarła a do jeleny strzela się w okresie godowym. Chore to wszystko.
UsuńGratuluję odwagi i zdjęć. I nie tylko dzików, bo i piękny bielik, i przede wszystkim krzyczące kruki na 3-cim od końca. Pani Grażyno, nie można wszystkich myśliwych wrzucać do jednego wora. Są tępi mięsiarze i są tacy, którzy np. nie skorzystali z pozwolenia na całoroczną eksterminację dzików. Pani Ania M., nie ma niestety racji. W naszych czasach łowiectwo jest koniecznością. Problem tylko w tym, że do kół dostają się różnego autoramentu pajace, dla których myślistwo to tylko i wyłącznie strzelanie.
OdpowiedzUsuńZgadzam sie z Panem, ale jeśli znam człowieka, z rodziny z tradycjami myśliwskimi i towarzysko bardzo fajnego który skrzykuje kolesiów i we wrzesniu 2 godz po zachodzie słońca jedzie do lasu na jelenie, to jak to nazwać (zwierzyna płowa powinna sie czuć bezpieczna godzinę po zachodzie i godzinę przed wschodem słońca) jeśli prowadząc dewizowca kalekę pozwala mu strzelać z samochodu, to jak to nazwać. Nie ma sensu tu o tym pisać, ale prosze mi wierzyć wiem co mówię. Kiedyś było inaczej i jeden dwa strzały nie budziły takich emocji, ale ostatnio wszystko sie bardzo nasiliło i szczególnie wsród nowych myśliwych przybiera formę czerpania przyjemności nie z polowania, a z przyjemności zabijania. Jeśli Niemcy u siebie potrafią inaczej, dlaczego my nie potrafimy. Przepraszam za tę gorycz:)) Dziki były jakoś wyjatkowo spokojne, więc i ja się przestałam bać, a bielika i kruki przegapiłam, zmylił mniekruk starażnik który jakby celowo wabił mnie do środka lasu. Miło, że bielik i kruk sie podobają, dzięki.
UsuńDziczki fajne - musiało się fajnie oglądać :-) No i kruki moje ulubione. Żal tylko, że w smutnych okolicznościach.
OdpowiedzUsuńO myśliwych się nie wypowiem, bo powinnam być grzeczna na Pani blogu, ech...
To było miłe spokojne spotkanie, a kruki siedzą do dziś i bielik też. Musiało być dużo jedzenia. Przed Barczewkiem od strony Słup jest gospodarstwo agrot. Janczary i tam na końskich pastwiskach, właściwie przez cały rok są ogromne stada kruków i innych krukowatych. Jak będzie sie Pani w te strony wybierała, warto zajechać. Co do okoliczności, może gdyby to nie było tak blisko domu, dałoby sie znieść, wiadomo, czego oczy...
UsuńDziękuję za namiar na krukowate, na pewno zajrzę :-)
UsuńBielik - dwulatek - fajny!
OdpowiedzUsuńmamusia tez fajna wyleżana w błocie :) Małyrudy albo jest z jej kolejnego miotu, albo to spadek po zabitym miocie i innej matce, bo wydaje się wyraźnie mniejszy od pozostałych.
Dzięki! :)) Masz rację, w lipcu były dwie matki i więcej małych.Jakoś trzeba dotrwać do końca przyszłego roku.
UsuńJa tez mysliwych nie lubie, jak AniaM...nie moge zrozumiec ich motywow dzialania, jedno jest pewne, nie robia to by ratowac rownowage w przyrodzie, w to nie wierze, robia to z wielu duzo nizszych pobudek... i tylko tlumacza swoje malo szlachetne instynkty powyzszym...
OdpowiedzUsuńOdstrzał selekcyjny to powinna być smutna konieczność i wykonywana przez pracowników leśnictwa, a u nas to sport i hobby pseudoelit.
Usuń