środa, 27 marca 2019

Czeczotki


Pierwszy raz zobaczyłam je trzy lata temu. W połowie stycznia przyleciały pod dom na wystające spod śniegu bylice. Od tamtej pory każdej jesieni, zimy i wczesnej wiosny wypatrywałam i wypatrywałam i nic. Myślałam, że ta wiosna także będzie należała do straconych, nawet wtedy, gdy zaczęłam je podglądać uwijające się na modrzewiu sąsiadki. Było krótko po wschodzie słońca, był cień i myślałam najpierw, że to dzwońce. Tylko ten zaśpiew, u dzwońców zwykle głęboki ”nuuuiiii” tu był bardziej dźwięczny i krótszy „nuii”. Potem zobaczywszy rysunek na plecach i skrzydłach pomyślałam, że to czyże, ale gdzieś też mignęła różowa pierś, więc co w końcu, makolągwy?. I dopiero, gdy niewielkie stadko przeniosło się na rozświetlony słońcem modrzew rosnący po drugiej stronie łąki okazało się, że te ślicznotki to czeczotki. 






Nagroda za trzy lata dreptania w śniegu i deszczu po ugorach warmińskich górek zjawiła się w piękny słoneczny marcowy poranek pięćdziesiąt metrów od domu. 






Stałam i patrzyłam i napawałam się szczęściem, a one chwytając się cienkich gałązek zachłannie wyłuskiwały z modrzewiowych szyszek nasiona gawędząc przy tym nieustannie.





To ich ciągłe przemieszczanie, przewieszanie się głową w dół i gadanie zaciekawiło gile, bo to przecież ich pączkowo-modrzewiowy rewir. Przysiadły w górnej partii drzewa, popatrzyły i stwierdziwszy, że kwitnące wierzby będą dzisiaj na śniadanie bardziej podchodzące, odleciały w okolice studni. 


Kiedy jedna z czeczotek usiadła na chwilę na świerkowej gałązce natychmiast pojawił się mysikrólik by unaocznić sprawę, bo to z kolei jego teren polowania. 

Czeczotka nie miała zamiaru go drażnić, rzuciła okiem na okolicę, bo dobrze jest od czasu do czasu wiedzieć co się wkoło dzieje i zaraz wróciła na modrzew, to i mysikrólik wrócił w swoje ulubione miejsce, czyli w głąb świerkowej gęstwy. 




Rozkoszne ptasie przedstawienie przerwała zezłoszczona moją obecnością wiewiórka. 

Przeskoczyła z dębu na zajęty przez czeczotki modrzew, drgając kitką i tupiąc nogami, fuknęła nerwowo kilka razy i syknęła,
- ptaki uciekły, a ja jestem głodna, więc proszę natychmiast przestać się gapić i opuścić tę łąkę.
No cóż, niech i wiewiórka ma piękny poranek, a że jarski, a kto to słyszał jeść mięso od rana wszak szyszek na sosnach dostatek.