Jesienią nie na wszystkich jeziorach można je spotkać. Może
to zależy od zasobności w ryby, albo od ich gatunków, może od płytkich brzegów,
małych wysepek, albo też od ptasich przyzwyczajeń? W zeszły słoneczny czwartek wybrałam
się nad jedno z małych jeziorek spełniających wszystkie wymienione warunki. Wiosną
i latem to ulubione miejsce czapli siwych, perkozów dwuczubych, łysek, mew śmieszek,
kormoranów. Widywałam tu gągoły, perkozki i tracze, a w przybrzeżnych chaszczach
trzcinniki, dziwonie, remizy i wiele, wiele innych.
Nie spodziewałam się zbyt
wiele, bo to przecież listopad, a w dodatku wiosną woda była tak wysoka, że
śmieszki nie gniazdowały wcale, a i czapli było tylko kilka. Suche lato
wszystko zmieniło. Z wody wyłoniły się resztki starego pomostu, na których
można odpocząć, a przy brzegach można spokojnie brodzić w poszukiwaniu
podwodnych smakołyków.
Siedzące wysoko
na świerku trzy czaple siwy czekały aż ogrzana słońcem woda sprowokuje najpóźniejszy
narybek do pławienia się w przybrzeżnych trzcinach tuż pod powierzchnią.
Kormorany
w niemal zupełnej ciszy suszyły pióra.
Sielski spokój przerwało coraz to wyraźniejsze
gęganie i na niebie pojawił się spory klucz gęsi.
Moje
wiercenie się z miejsca na miejsce, ale i gęsie głosy spowodowały małe poruszenie wśród ptactwa.
Najpierw poderwała się krzyżówka,
potem kormoran opuściwszy samotny kołek dołączył
do stada,
a po chwili ruszyły czaple.
Może chciały pokazać gęsiom czyje to
jezioro, może chciały mnie skłonić bym
sobie poszła, a może to była para chcąca się pozbyć tego trzeciego. Najpierw
zlustrowały jezioro w okrężnym locie,
potem przeleciały mi kilkakrotnie nad
głową i udały się gdzieś w kierunku Wadąga. Jezioro nasyciło się błękitem i
rudością odbitego wspak lasu,
a na brzegu soczyście pomarańczowy nagietek przechylał
główkę do słońca i szeptał, trwaj chwilo ciepła, trwaj.