Zwykle przylatywały koło połowy kwietnia i od pierwszego
dnia samiec przepięknie śpiewał.
W tym roku dopiero 27 kwietnia samczyk pokazał
się na chwilę i zniknął.
Nie widziałam ich przez cały maj, może, dlatego że
uganiałam się za wilgami i dopiero pod koniec czerwca, w zupełnie innym miejscu
niż zwykle, zobaczyłam samiczkę. Polowała w trawach i wracała w sosnową gęstwę nawołując,
a jakże całkiem już sporego podlota.
Oboje podenerwowani moją obecnością skryli
się w sosnach, a na pastwiskowym kołku przysiadł samczyk i podśpiewując odciągał
mnie w stronę stawu.
Myślałam, że to koniec pleszkowych spotkań w tym roku, gdy
w połowie lipca podczas porannego spaceru smyrgnął mi spod nóg rudoszary cień.
Okazało
się, że to podlot pleszki. Przyjrzał mi się chwilę i czmychnął w zarośla.
Tego
samego dnia po wieczór wybrałam się na łąki. Sąsiad kończył kosić siano i pewne
było, że spotkam tam bociany. I znowu na drodze coś się pojawiło, jakby właśnie
spadły ze świerka dwie szyszki,
ale jedna po chwili wróciła na świerk, wiec chyba
nie szyszki.
A no nie, w trawie siedziała nieumiejąca jeszcze latać pleszka.
Traktor
szykował się by zjechać z łąki a maluch zaczął właśnie w tamtą stroną uciekać.
Wreszcie zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
Widać było jak ze strach i
wysiłku bije mu serduszko. Zdeterminowany,
by nie poddać się buńczucznie zapytał,
- i co mi zrobisz?
- Przykro mi, że cie przestraszyłam i nic ci nie zrobię, ale
co ty zrobisz jak traktor nadjedzie?
- A to!
Odwrócił się i dał błyskawicznego nura w trawę rosnąca
miedzy koleinami. Słowo daję, zrobił to tak sprytnie i pewnie, jakby miał to
wyćwiczone. Gdyby to był normalny traktor pewnie bym zostawiła ptasie dziecko w
spokoju, ale to był stary grat, z którego leje się olej, to raz, a co jak nagle
traktorzyście przyjdzie do głowy zawrócić, akurat tam gdzie się malec schował?
Szybko podeszłam i przeniosłam go w trawy za drogą. Od razu zaczął nawoływać
rodziców i nim traktor przejechał już byli przy nim. Jednak uspokoiłam się dopiero
następnego dnia, gdy spotkałam oba młode siedzące w mirabelkach obok drogi i
domagające się od rodziców śniadania.
Nie zaczepiałam ich, a i one nie były chętne
do pogawędki, każde z nas pozostało w swoim świecie . Najważniejsze, że podloty
wcale nie są takie niezaradne i bezbronne jak nam się wydaje i to, że w ciągu
doby potrafią nauczyć się latać. Chociaż czasem mała pomoc taka jak
przeniesienie w krzaczki, nie zaszkodzi.
Czekaj bo ja chyba już zgłupiałam, to to są pleszki, a zawsze myślałam, że kopciuszki. A może to to samo? Wyjaśnij mi proszę bom gupia baba tera.
OdpowiedzUsuńHa, pleszki,pleszki, kopciuszek samiec nie ma pomarańczowej piersi tylko szarą albo prawie czarną i białe lusterka na skrzydłach, a samiczka jest bardziej szarobrązowa. Tylko z ogonkami mają podobnie.
UsuńPiękny gatunek, taki ... nie nasz:) Wiem, że będę oskarżony o seksizm, ale pisząc "piękny" miałem na myśli głównie samczyka, co doskonale widać na pierwszym zdjęciu :)))
OdpowiedzUsuńNie mam nic przeciwko temu, że bardziej podoba Ci się samczyk, ale przyznasz, że samiczka, jak się dobrze przyjrzeć przyciąga oko. Moim zdaniem stonowane beże sukni podkreślone ceglastą rudością trenu przydają jej niezwykłej elegancji :)))
UsuńNie przyznam :))))
UsuńI tak nie mam nic przeciwko Twoim fascynacjom.
UsuńPleszki, moje codzienne sąsiadeczki. Przeurocze, cudne i cudowne nawet! :)
OdpowiedzUsuńNo własnie pamiętam i pisałam Ci, że u mnie nie ma, a tu masz, wysyp :)))
UsuńBardzo lubie pleszki, sa ladnie opierzone, ruszaja tak wdziecznie ogonkiem. kiedys obserwowalam je w pobliskiej budce, gdzie wychowywaly potomstwo.
OdpowiedzUsuńNareszcie jesteś, a post? :))) Dużo moich znajomych mieszkających w mieście ma gniazdujące w budkach pleszki. Są śliczne i samczyk pięknie śpiewa.
Usuńja juz jestem a teraz Ciebie nie ma!
UsuńU mnie wykarmiły dwa lęgi, przyuczyły podloty do życia poza gniazdem i... zniknęły już, teraz latają po okolicy :). A na wiosnę nie mogłam spokojnie przejść koło "ich" drzewa, bo od razu witał mnie wściekły terkot rodziców. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę! Wszystko to przede mną. Dotychczasowe spotkania były przypadkowe, ale mąż mi przygotował dwie fajne budki lęgowe tylko, że to na przyszły sezon.
UsuńKochane pleszki :) Piękna opowieść :)
OdpowiedzUsuńWilga wizytuje nasze drzewa podwórkowe co roku, w tym roku niestety nie udało mi się jej dostrzec między liśćmi, zawsze jakoś zdołała się schować. Aaale, śpiew wilgi nad głową rekompensował jej (no, jego) skrytość :)
A tak, to pan wilga śpiewa, a ona niestety skrzeczy.Szkoda, że są tak płochliwe, ale mnie udało się wypatrzeć gniazdo. Schowana pod siatką doczekałam się przylotu samca do wysiadującej samicy. Pozdrawiam!
UsuńBardzo lubię te radosne ptaszki !! Często korzystają z poideł w moim ogrodzie !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A u mnie raczej kopciuszki są stałymi gośćmi przy poidełku, chociaż ostatnio pojawiła się samiczka pleszki z młodym. Pozdrawiam!
Usuń