piątek, 28 lipca 2017

Pleszki

Zwykle przylatywały koło połowy kwietnia i od pierwszego dnia samiec przepięknie śpiewał. 


W tym roku dopiero 27 kwietnia samczyk pokazał się na chwilę i zniknął. 


Nie widziałam ich przez cały maj, może, dlatego że uganiałam się za wilgami i dopiero pod koniec czerwca, w zupełnie innym miejscu niż zwykle, zobaczyłam samiczkę. Polowała w trawach i wracała w sosnową gęstwę nawołując, 




a jakże całkiem już sporego podlota. 



Oboje podenerwowani moją obecnością skryli się w sosnach, a na pastwiskowym kołku przysiadł samczyk i podśpiewując odciągał mnie w stronę stawu. 



Myślałam, że to koniec pleszkowych spotkań w tym roku, gdy w połowie lipca podczas porannego spaceru smyrgnął mi spod nóg rudoszary cień. 


Okazało się, że to podlot pleszki. Przyjrzał mi się chwilę i czmychnął w zarośla. 


Tego samego dnia po wieczór wybrałam się na łąki. Sąsiad kończył kosić siano i pewne było, że spotkam tam bociany. I znowu na drodze coś się pojawiło, jakby właśnie spadły ze świerka dwie szyszki,


ale jedna po chwili wróciła na świerk, wiec chyba nie szyszki. 


A no nie, w trawie siedziała nieumiejąca jeszcze latać pleszka. 


Traktor szykował się by zjechać z łąki a maluch zaczął właśnie w tamtą stroną uciekać. 


Wreszcie zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. 



Widać było jak ze strach i wysiłku bije mu serduszko. Zdeterminowany, by nie poddać się buńczucznie zapytał,
- i co mi zrobisz?
- Przykro mi, że cie przestraszyłam i nic ci nie zrobię, ale co ty zrobisz jak traktor nadjedzie?
- A to!


Odwrócił się i dał błyskawicznego nura w trawę rosnąca miedzy koleinami. Słowo daję, zrobił to tak sprytnie i pewnie, jakby miał to wyćwiczone. Gdyby to był normalny traktor pewnie bym zostawiła ptasie dziecko w spokoju, ale to był stary grat, z którego leje się olej, to raz, a co jak nagle traktorzyście przyjdzie do głowy zawrócić, akurat tam gdzie się malec schował? Szybko podeszłam i przeniosłam go w trawy za drogą. Od razu zaczął nawoływać rodziców i nim traktor przejechał już byli przy nim. Jednak uspokoiłam się dopiero następnego dnia, gdy spotkałam oba młode siedzące w mirabelkach obok drogi i domagające się od rodziców śniadania. 




Nie zaczepiałam ich, a i one nie były chętne do pogawędki, każde z nas pozostało w swoim świecie . Najważniejsze, że podloty wcale nie są takie niezaradne i bezbronne jak nam się wydaje i to, że w ciągu doby potrafią nauczyć się latać. Chociaż czasem mała pomoc taka jak przeniesienie w krzaczki, nie zaszkodzi.

17 komentarzy:

  1. Czekaj bo ja chyba już zgłupiałam, to to są pleszki, a zawsze myślałam, że kopciuszki. A może to to samo? Wyjaśnij mi proszę bom gupia baba tera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, pleszki,pleszki, kopciuszek samiec nie ma pomarańczowej piersi tylko szarą albo prawie czarną i białe lusterka na skrzydłach, a samiczka jest bardziej szarobrązowa. Tylko z ogonkami mają podobnie.

      Usuń
  2. Piękny gatunek, taki ... nie nasz:) Wiem, że będę oskarżony o seksizm, ale pisząc "piękny" miałem na myśli głównie samczyka, co doskonale widać na pierwszym zdjęciu :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam nic przeciwko temu, że bardziej podoba Ci się samczyk, ale przyznasz, że samiczka, jak się dobrze przyjrzeć przyciąga oko. Moim zdaniem stonowane beże sukni podkreślone ceglastą rudością trenu przydają jej niezwykłej elegancji :)))

      Usuń
    2. I tak nie mam nic przeciwko Twoim fascynacjom.

      Usuń
  3. Pleszki, moje codzienne sąsiadeczki. Przeurocze, cudne i cudowne nawet! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie pamiętam i pisałam Ci, że u mnie nie ma, a tu masz, wysyp :)))

      Usuń
  4. Bardzo lubie pleszki, sa ladnie opierzone, ruszaja tak wdziecznie ogonkiem. kiedys obserwowalam je w pobliskiej budce, gdzie wychowywaly potomstwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nareszcie jesteś, a post? :))) Dużo moich znajomych mieszkających w mieście ma gniazdujące w budkach pleszki. Są śliczne i samczyk pięknie śpiewa.

      Usuń
    2. ja juz jestem a teraz Ciebie nie ma!

      Usuń
  5. U mnie wykarmiły dwa lęgi, przyuczyły podloty do życia poza gniazdem i... zniknęły już, teraz latają po okolicy :). A na wiosnę nie mogłam spokojnie przejść koło "ich" drzewa, bo od razu witał mnie wściekły terkot rodziców. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę! Wszystko to przede mną. Dotychczasowe spotkania były przypadkowe, ale mąż mi przygotował dwie fajne budki lęgowe tylko, że to na przyszły sezon.

      Usuń
  6. Kochane pleszki :) Piękna opowieść :)
    Wilga wizytuje nasze drzewa podwórkowe co roku, w tym roku niestety nie udało mi się jej dostrzec między liśćmi, zawsze jakoś zdołała się schować. Aaale, śpiew wilgi nad głową rekompensował jej (no, jego) skrytość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak, to pan wilga śpiewa, a ona niestety skrzeczy.Szkoda, że są tak płochliwe, ale mnie udało się wypatrzeć gniazdo. Schowana pod siatką doczekałam się przylotu samca do wysiadującej samicy. Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Bardzo lubię te radosne ptaszki !! Często korzystają z poideł w moim ogrodzie !
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u mnie raczej kopciuszki są stałymi gośćmi przy poidełku, chociaż ostatnio pojawiła się samiczka pleszki z młodym. Pozdrawiam!

      Usuń