Wszystko przez ten zimny północny wiatr. W sobotę, zamiast pić
poranną kawę na tarasie piłam ja w domu, a na świat gapiłam się przez tarasowe
okno, a to przecież nie to samo. Piłam i zastanawiałam się skąd o 6.30 taki
wzmożony ruch i rejwach ptactwa, aż wreszcie mnie oświeciło. Czy to czasem nie
modraszki wyprowadziły młode?
Wszystko wyglądało jak przed rokiem tylko ptaków
i hałasu było więcej. Przylatywały, przysiadały na pęcherznicy, na huśtawce, na
belkach, zawisały głową w dół na rynnie i prezentowały się malutkie,
żółciutkie, śliczne kurczaki. Kiedy wreszcie wyszłam na taras było po ptakach,
tylko zdumiona makolągwa opuściła na chwilę swoje zajęcia i przysiadła na sośnie
by zobaczyć, co się dzieje.
Wszystkie sikory najpierw przeleciały na leszczyny,
a kiedy podeszłam bliżej przeniosły się na brzozę. No cóż nie ma zmiłuj,
wyszłam na Dużą Łąkę i próbowałam coś zobaczyć. Brzoza pełna była cit-ciitania
i opowiadania, kto pierwszy wyfrunął, kto pierwszy doleciał i jaki świat jest
piękny, kto ma bardziej żółty brzuszek, kto co widział, kto jest najbardziej
głodny i ciekawe, co będzie na śniadanie. Najbardziej widoczna była mama,
a
zobaczenie maluchów przez poruszane wiatrem i błyszczące w słońcu listki
graniczyło z cudem.
W końcu zaczęły przelatywać z brzozy gdzieś w kierunku
drewutni z przystankiem na linii,
a ja zaczęłam liczyć. Doliczyłam do
czternastu i … pomyślałam, że to chyba dwie pary wyprowadziły młode. Później
doczytałam, że modraszka może znieść nawet 12 jaj, jeśli doliczymy rodziców to
wszystko się zgadza. Towarzystwo usadowiło się w rosnących za drewutnią sośnie,
dębie i kwitnącym akurat głogu i walcząc z wiatrem z determinacją zaczęło domagać się jedzenia.
Nie wiedząc co się dzieje trznadel przysiadł na modrzewiu i zaczął nerwowo
śpiewać
Rodzice uwijali się jak w ukropie, by nastarczyć z wkładaniem
gąsieniczek, muszek i sosnowych łusek w otwierające się żółte dzióbki.
W niedzielny ranek całe to modre przedszkole siedziało nad brzozie i dębie nad stawem i na moje ucho ich liczba się nie zmieniła.
Mała modraszka pilnie obserwowała,
co mama przynosi jej do jedzenia i kiedy zjadła kolejnego długiego robala
pokazała mamie, że ona już sama umie takie robale zdobyć. Urwała długi kosmaty
kwiatostan dębu i zadowolona z siebie zawołała,
- Zobacz jak tu dużo
tych robaków, ja już mogę sama je zbierać.
- Jesteś bardzo
spostrzegawczy mój dziubeczku, ale
jeszcze za malutki by samemu szukać jedzenia, jeszcze ze dwa dni cię pokarmię.
Po czym usiadła na niższej gałązce i powiedziała.
- Co za czasy, takie małe a takie pomysłowe i po kim to ma?
Wygląda na to, że mamy rok obfitości w robaczki grasujące na
drzewach i w ptaki, które wiedzą, że dadzą radę wykarmić nawet dwanaście
gębulek. Ciekawe, na co są te łuski sosnowych kwiatów i jaki wpływ na ten
piękny, zdrowy, tak duży i taki mądry lęg miała wcześniejsza konsumpcja kwiatów
tarniny. Bo, że miała nie mam wątpliwości.
no to miałaś używania z tymi szpuntami :) A rodzice po wykarmieniu 12-ki głodomorów, pewnie odlecą na jakieś SPA regenerować siły ;)
OdpowiedzUsuńOboje wyglądali jakby ich kto przez magiel przepuścił, ale maluchy tłuściutkie, czyściutkie, zadbane.
UsuńCzyli grasują bandy sikorek! :-)
OdpowiedzUsuńZawsze tak mówimy, bo one, nawet dorosłe, grupowo latają. Ale, że 12 - ho ho! Dzielni państwo Modraszkowie :-)
W moim miejskim ogrodzie tegoroczna wiosna jakaś ptasio uboga. No, chyba ze się okaże, że sroki na gruszy jednak mają udany lęg. W nocy mi spać nie dały, skrzeczały ponad godzinę, jak się okazało po odgłosach, na okoliczne koty.
Tak było, banda dwanaściorga:)) A koty nie tylko w mieście są problemem. Przez koty słowiki wyniosły sie nad jeziorko w Dabrówce, dudki już od kilku lat nie gniazdują i gdyby nie wdzięczność za upolowane karczowniki, bardzo bym ich nie lubiła.
UsuńDwanaście? O rety! Nic dziwnego, że rodzice tacy sponiewierani :). Zdjęcia jak zawsze wspaniałe, maluchy są "miodzio". Tegoroczna wiosna jest wyjątkowa, już dawno tak rośliny nie kwitły, a i ptakom chyba lepiej się powodzi, bo lęgi większe. U mnie na balkonie słonecznik wciąż w karmniku leży, bo zagonieni rodzice wpadają na szybki lunch. O tej porze roku już nikt do mnie nie zaglądał, a teraz początek czerwca, a sikory i dzwońce wciąż dojadają. I dobrze!
OdpowiedzUsuńKasia z Olsztyna
Dziekuję! Też mam takie wrażenie z kwiatami, to pewnie dzięki temu, że jednak jest trochę deszczu. Widziałam w tym roku na kwitnących tarninach nieprawdopodobne ilości czarnych owadów, jest tez sporo much to ptaki maja co jeść, no i do tego gąsienniczki, wije, i inne robale. Ja już nie dokarmiam ale jest stajnia to jest owies i jedzą już młode nasiona. W mieście tego nie ma, więc dobrze, że u Pani mogą dojeść.
UsuńMa Pani konie? Czy mogę prosić o końską sesję? Uwielbiam te stworzenia i pstrykam im fotki gdziekolwiek jestem :). Taki post na zamówienie :). Pozdrawiam cieplutko, Kasia z Olsztyna.
OdpowiedzUsuńRaptem dwa konie, ale jest w planie post o koniach tylko tyle się codziennie dzieje, a one są przez cały rok, że post ciągle jest odkładany. Postaram się zmobilizować. Pozdrawiam!
UsuńŚwietny post. Uwielbiam czytać Pani teksty! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Jest mi bardzo miło.
UsuńW praczasach, dzięki takim tekstom (m.in. Teodora Goździkiewicza) zainteresowałem się przyrodą. Dziś nikt już tak nie pisze i dlatego powinna się Pani poważnie zastanowić nad wydaniem książki! Serdecznie zachęcam! PS. Co to jest pęcherznica?
OdpowiedzUsuńPęcherznica kalinolistna to krzew który u mnie rośnie bujnie przy tarasie. Świetna ptasia kryjówka i stołówka. zawsze jakieś muszki, żuczki tam urzędują, a sroka nie zaatakuje::)) Tak przyjemnie jest pogapić sie na ptaki, zobaczyć co one w gęstwinie wyprawiaja, napisać posta, nie martwić się, że zdjęcia znowu nieostre i nie myśleć, że dobrze by było zrobić z tym coś jeszcze. Tu na blogu czytaja moje teksty dorośli, ale ostatnio gimnazjalista, ptasi miłośnik powiedział, że też czyta i, że mu się podoba. Myślę o książce, ale to jednak kawał roboty a ja mam na głowie poważny obowiązek i kradnę godziny na wypady w teren. Myślę, myślę ...
Usuń