Zauważyłam ją w tym samym dniu, w którym kruk przyleciał nad
mój dom na patrol. Zajęta obserwowaniem młodego dzwońca, który schronił się
prawdopodobnie przed krukiem w brzozie i rozpaczliwie wołał rodziców,
kątem
oka dostrzegłam szarego ptaka przy stercie drewna.
Kręcił się niespokojnie,
odleciał na sosnę,
potem gdzieś zniknął i nagle wychylił się zza drewna z
siankiem w dziobie.
O ho ho, będzie gniazdo, tylko gdzie, żeby nie czasem w tym
drewnie, bo to łasiczka tu czasem pomieszkuje i lęg byłby z góry skazany na stracenie.
Ptaszyna była coraz bardziej nerwowa, przysiadła na daszku i znowu gdzieś
zniknęła.
Po obejrzeniu zdjęć okazało się, że to muchołówka szara. Jakże się
ucieszyłam, much ci u nas dostatek, para muchołówek będzie miała co jeść a my
uwolnimy się od natrętów. Postanowiłam
więcej się tam nie kręcić, ale następnego dnia zajrzałam za drewutnię i znowu
szary ptaszek siedział na sośnie.
Gapowata jestem, co tu dużo mówić, bo ciągle
nie mogłam wyśledzić gdzie to gniazdo jest. Obeszłam stertę drewna dookoła i
nic, a coraz bardziej zdenerwowany ptak, próbował mnie stamtąd odciągnąć.
Dopiero następnego dnia, gdy potrzebowałam węża do podlewania wyszło szydło z
worka, a raczej na worek. Na drewutni od północnej strony wiszą różne
przydasie, a wśród nich stara stelwaga przykryta workiem i to właśnie na niej
muchołówki uwiły gniazdo. Czytałam, że potrafią wybierać miejsce dziwne i tak
też zrobiły. Gniazdko było, ale puste. Weszłam na pieniek i zajrzałam, w środku
były cztery brązowe jajeczka. Przerażona, że przeze mnie ptaki porzucą jaja,
nie pobiegłam po aparat. Jeśli porzucą to zrobię zdjęcia za trzy dni, a jeśli
nie to będę je oglądać z daleka aż się młode wyklują. 7 czerwca okazało się, że
jednak siedzi na gnieździe,
a dwa dni później trafiłam na taka oto scenkę. Ona,
mimo, że stałam daleko, spłoszona moją obecnością przysiadła na słupku i wtedy
nadleciał on.
- Maleńka zobacz, co dla ciebie złowiłem.
- Tłuściutki motyl? Oh, dziękuję, oskub szybko skrzydełka bo jestem głodna
jak … sęp.
- Jedz i wracaj szybko do gniazdeczka, bo się nam jaja
przeziębią.
Zjadła, wróciła i cierpliwie siedzi,
Szarego, małego samczyka trudno wypatrzeć pośród gromady
mazurków, a szkoda bo potrafi chwytać owady w locie. Pan muchołówek chyba specjalnie czeka kiedy w
pobliżu nie ma nikogo i wtedy karmi małżonkę, bo to był tylko ten jeden raz
kiedy udało mi się go zobaczyć. Jaja były w gnieździe 6 czerwca, muchołówka wysiaduje
je do 15 dni, dziś jeszcze siedzi
ale za cztery dni już coś powinno się wykluć, a wtedy może
uda mi zrobić zdjęcia maluchów.
Śliczne ;)
OdpowiedzUsuńU mnie inne gniazdo - zapraszam ;)
Dziękuję! Tak, macierzyństwo jest piękne, oby wszystko dobrze się skończyło.
Usuńale znalazły miejsce! Ogród bez podlewania, wąż ogrodowy ... zajęty, naprawy z wykorzystaniem drutu odłożone ... ech :)
OdpowiedzUsuńŚwietny reportaż! Muchołówki to ciekawe ptaszki.
To taki tajny, resztówkowy magazyn męża i akurat potrzebowałam kawałek węża, a tu niespodzianka i jest tak jak piszesz, natychmiast jest wszystko potrzebne, a ruszyć nie można. Dzięki!, rok temu nad stawem była muchołówka żałobna, a szarej pewnie nie zauważyłam.
UsuńSuper fajosko, jak mawiał Tytus deZoo. Prawdziwa zabawa zacznie się, gdy muchołówki zaczną karmić pisklęta. Będą wtedy bardzo aktywne i zrobi Pani mnóstwo zdjęć. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńFajosko, fakt i chyba sprawy zmierzaja do finału bo coś ostatnio sroka zajmuje stanowisko obserwacyjne w pobliżu, jakby jej się wyświetliło w notatniku, że to powinno być już. Skończy się tak, że cały dzień będę siedziała przy gnieździe, bo to przecież moje kurczaki:)) Dziękuję!
UsuńGratuluje tak cennego znaleziska! Czekam z niecierpliwością na dalszą historię "muchołówkowego" gniazda:)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Wiedziałam o gniazdach dzwońców i makolągw, wiem gdzie w stajni maja gniazda kopciuszki i jaskółki, ale w takim dziwnym miejscu to nie to samo, oby tylko wszystko dobrze się skończyło.
UsuńWyborna historyjka okraszona świetnymi fotkami. Piękne ptaszki z bardzo oryginalnymi upodobaniami lokalowymi :). Również będę czekać na ciąg dalszy. Trzeba tylko uważać na sroczkę, lubi cudze maluchy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kasia z Olsztyna.
PS. Ale ma Pani oko!
Dziękuję! Może w tym dziwactwie jest metoda i sroka bedzie sie bała iść w te węże i druty? Pozdrawiam!
UsuńAle super! :-)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś tak dzierzbę gąsiorka hodowałam ;-)
Oj ma Pani rację , to jest coś na kształt hodowli, ja kiedyś w Kortowie miałam gołębie na parapecie. Dziękuję!
UsuńOj Grazyno, podejrzewam, ze nie bedziesz mogla spuscic oka z gniazda, sroki sa natretne, biedne ptaszki bronia sie jak moga, tez obserwowalam taka akcje sroki w Kanadzie, w ogrodzie mego brata, a sroki sa bardzo uparte w oczekiwaniu na okazje, straszylam je ale wyjechalam i nie wiem jak sie ta historia skonczyla. Twoja histotyjka jest rozczulajaca, jaka przkladowa para. Przyroda jest fascynujaca.
OdpowiedzUsuńTaki los, nerwy i nerwy, aż młode wylecą z gniazda. Musze być rozsądna, w końcu sroki też muszą coś jeść, szkoda tylko, że akurat moje pisklaki, a może sie uda? Pozdrawiam!
UsuńŚwietna dokumentacja:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, cięgle czekam na pisklęta.
UsuńTo gniazdo to tylko trzyma się prawie na drucikach :-) ale są pomysłowe te muchołówki. Super relacja i zdjęcia :-)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Jest gorzej ono się niczego nie trzyma tylko jest przyparte zwojem drutu:)) Fakt pomysłowe są. Dziękuję!
Usuń