Niedzielne spacery zawsze są fajne, idę sobie ot tak na nic
nie licząc i cokolwiek się wydarzy zawsze jest darem od losu i daje dużo
radości. No, może nie do końca jest tak, że na nic nie liczę. Idąc dziś nad
jeziorko przy Dąbrówce liczyłam na łabędzie. Ale jak to zwykle bywa, po drodze
zawsze coś się dzieje. Na polu pszenicy zaczynają kwitnąć maki,
w kudłatej od
kwiatów osice terkotał sympatycznie pan zięba,
a kiedy dotarłam nad jeziorko z
przybrzeżnych chaszczy wyleciał mocno zdenerwowany kos. Przysiadł na
ułamek sekundy na gałązce i zaraz wrócił w gęstwinę. Wszystko działo się przy
zejściu prowadzącym do jeziorka, gdzie przy brzegu ktoś zrobił sobie stanowisko
wędkarskie. Swoją drogą, przepraszam, że w tak pięknych okolicznościach
przyrody o tym piszę, ale ci wędkarze to straszne flejtuchy. Przecież, kiedy
się skończy wędkować można zabrać ze sobą pudełko, słoik po robakach, butelkę
po napoju, paczkę po papierosach, a oni to wszystko zostawiają i potem wracają
w ten śmietnik. Koszmar! Jednak to obok takiego właśnie stanowiska, przy małej zatoczce,
w której nie raz przyłapałam wygrzewającego się lina
i gdzie właśnie zaczynają
kwitnąć grążele, miałam cudowne spotkanie.
Kiedy podeszłam do brzegu okazało
się, że na gałązce siedzi podlot kosa. Z dzióbkiem zamkniętym na kłódkę, z
puchem wystającym między piórkami, wiercił się, oglądał na boki szukając mamy i
taty. Chyba nie bardzo wiedział, czy ma się mnie bać, w końcu przeleciał
kawałek dalej a kiedy na chwilę spojrzałam w górę gdzie akurat przelatywał
jakiś drapieżnik, maluch schował się skutecznie.
Kilka metrów dalej przyklejona
do drzewa siedziała wiewiórka,
a na drodze w słońcu wygrzewał się osadnik
egeria.
Niczego więcej już nie chciałam i pewnie, dlatego pod domem czekała na
mnie pokląskwa.
Czyż nie piękna niedziela?
kapitalny kosik! świetne spotkanie i udana niedziela. Fajne foty tego malca!
OdpowiedzUsuńSam wiesz, jak idziesz po nic to zawsze się coś trafi. Trochę w gąszczu, ale sie udało.
UsuńZawsze sie cos trafi tylko miec oczy otwarte i byc czujna na kazdy ruch, slyszec kazdy odglos, szelest..i zawsze , zawsze cos ciekawego sie zdarzy...bardzo lubie takie niespodzianki, ale musze byc na spacerach sama inaczej trace bardzo wiele...kosik rozbrajajacy, taki niemowlaczek ptasi, potrzebujacy jeszcze rodzicow... dzieki za takie reportaze!
OdpowiedzUsuńTak to prawda, jak idę sama, to cały czas obserwuję, kiedy kos wyleciał i zaraz sie schował przystanęłam i czekałam, że może wróci i jak sie wszystko uspokoiło, po trzech krokach zobaczyłam malucha. Cała przyjemność po mojej stronie.
UsuńTaki fajny ten maluch kosi! Ja kosy bardzo lubię - za ich urodę i za piękny śpiew wczesnym rankiem albo wieczorową porą.
OdpowiedzUsuńWarto iść po nic, tylko (?) z własnej potrzeby obcowania z pięknem przyrody. A ona odpłaca miłymi niespodziankami :-)
Ja też je bardzo lubię, a ten był rozbrajający, kusy ogonek i ten puch wystający spod piórek i szczególnie cenny bo leśny. Miałam szczęście.
UsuńNie będę już nic pisał o Pani Marunach! Więcej w nich obiektów do fotografowania, niż w Dolinie Biebrzy. I na moje nieszczęście nie jest to czczy komplement! PS. Zawsze trzeba chodzić po nic!
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziś właśnie też poszłam po nic i niestety z daleka, ale złapałam żurawią parę z dwójką młodych. No ale z tą Doliną to przesada.
Usuń