Bywało kiedyś, że w marcu na łąkach leżało 30 cm śniegu i w
marcowym słońcu można było śmigać na biegówkach. Tak właśnie było tamtej wiosny,
gdy biegnąc, nagle zauważyłam na śniegu wielkie trójpalczaste ślady. Brały się
znikąd. Wypięłam narty i zaczęłam krążyć w koło by dowiedzieć się gdzie mają
początek, ale początku nie było. Pewnie to nadmiar tlenu spowodował zaćmienie,
bo jednak po chwili dotarło do mnie, że ptaki przyleciały i w tym właśnie
miejscu wylądowały. Dzień później takie same ślady znalazłam na zamarzniętej i przyprószonej śniegiem Marunce. To były
żurawie. Nikt jeszcze nie słyszał ich krzyku, a one już były i sprawdzały
lęgowiska, tereny łowieckie,
a krzyczeć zaczęły, gdy śnieg prawie zszedł. Od
tamtej pory czekałam na ich przyloty, na wędrówki po Dużej Łące, na poranne
wizyty niemal pod bramą. Trzy lata temu, gdy bobry zbudowały na Marunce, przed
krowim brodem tamę,
na łąkach powstało małe bagienko. Żurawie bywały tam
codziennie polując na myszy, żaby i ślimaki.
Tak się jakoś składało, że zawsze wstawałam za późno i słysząc krzyk
żurawi opuszczających noclegowisko, biegłam, co sił na koniec łąki by zdążyć
schować się pod sosną nim przylecą i zobaczą mnie.
Zeszłej wiosny, lubiły przechadzać się po łąkach tuż przy
wsi.
Jednak najwięcej obiecywałam sobie po tej wiośnie. O
pierwszym spotkaniu już pisałam, kolejne odbyło się w dniu, kiedy odkryłam na
stawie gągoły. Kiedy tam dochodziłam żurawie jeden po drugim podrywały się do
lotu i w końcu został tylko … wschód
słońca.
Spotkałam je wracając do domu. Ona stała na Dużej Łące, a po
chwili przyleciał on. Wylądował, zaprezentował się, jakby chciał ją ode mnie
uratować, a ona spokojnie oddaliła się.
Ponownie poszłam nad staw koło jedenastej i tym razem
zastałam tam żurawią parę.
Po cichutku schowałam się pod świerkiem, a one
wprawdzie nie odleciały, ale po chwili pan żuraw wykonał lot patrolowy tuż nade
mną, a lecąc krzyczał
- Wieeem, wieeem, wieeem, że tam jesteś, to naaaasz staw,
naaaasz staw.
I wtedy zrozumiałam, że to właśnie tutaj rok w rok
przychodzą na świat dzieci mojej żurawiej pary. Przestałam mrugać, oddychać,
słowem zamarłam, a pan żuraw uspokojony wrócił do małżonki i oboje zabrali się
do drugiego śniadania.
Potwierdzenie moich domysłów przyszło następnego dnia.
Od ósmej siedziałam pod świerkiem i obserwowałam szalejące gągoły i jakoś tak
po godzinie, kątem oka dostrzegłam ruch w szuwarach po lewej stronie. Ona
spokojnie przeglądała trawę a on, przez chwilę myślałam, że coś mu się stało, on,
mimo, że żurawie tworzą pary na całe życie, zalecał się do niej tańcząc to
słynne żurawie pas de deux. Wznosząc skrzydła do góry pokazywał jak wielka jest
jego miłość, przeskakując chwiejnie z nogi na nogę mówił, że jest pijany
szczęściem, że znowu są razem nad ich Żurawim Stawem. Nie przypuszczałam, że to
jest taki piękny i wzruszający rytuał. Byłam niewymownie szczęśliwa, że mogę go
oglądać i równie nieszczęśliwa, że nie mogę się ruszyć by zrobić zdjęcia. Żurawia
para skryła się za trzcinami, więc wróciłam do obserwacji gągołów. Po godzinie
usłyszałam całkiem blisko dziwaczne mruczenie a po chwili zobaczyłam je. Para obchodziła
teren by sprawdzić czy okolica jest bezpieczna i czy można zacząć budować
gniazdo. Nie miałam nic do stracenia, a ptaki zobaczywszy mnie po prostu
zawróciły.
Dokończyły, kiedy sobie poszłam i chyba zaczęły się przymiarki
do budowy gniazda. Wiem, bo spotkałam je tam kilka dni temu,
pani żurawiowa
ostrzegawczo mruczała na kruka i krogulca, które siedziały na świerku. Jaja
pojawią się w połowie kwietnia i oboje rodzice będą je wysiadywać na zmianę
przez 30 dni. Staną się wtedy spokojniejsze i łatwiej będzie o zdjęcia podczas
żerowania. Na razie jedenaście sztuk codzienne pustoszy obsiane owsem pole
sąsiada.
W dzień żurawie, a nocą sarny, jelenie, dziki i zające. Cieszę się, że
mogę oglądać żurawie, jednak wolałabym żeby trochę tego owsa urosło, i żeby
można go było zebrać, bo wtedy, jesienią mogą tam, jak już kiedyś było, usiąść
gęsi. To się chyba nazywa „daj kurze grzędę”.
Nigdy jeszcze nie miałam przyjemności spotkać żurawi, więc tym bardziej fascynują mnie na zdjęciach. Za to sąsiad pewnie przyjaźnie nastawiony do nich nie jest ;-). Ciekawą historię opowiedziałaś swoimi fotografiami :-).
OdpowiedzUsuńDziękuję! Zdjęcia robię głównie po to by zilustrować to co mi zostało w pamięci po wyprawach na łakę, do lasu. Rzadko są dobre, ale czasem trafi się perełka. Sąsiad chyba nie wie co się dzieje i niech tak zostanie. Żal, że nie widujesz żurawi, są naprawdę piękne.
UsuńPiękna opowieść o pięknych ptakach :-)
OdpowiedzUsuńZawsze się zachwycam, gdy widzę żurawie - piękne, dostojne, olbrzymie ptaki, dumnie kroczące po polu. Wróble też są piękne, ale żurawie to ptasia potęga :-)
Dziękuję:) Ja też uważam, że są wyjątkowo piękne, dumne i w dodatku eleganckie. Rzadko spotykany zestaw. Żurawie są do podziwiania a wróble do kochania.
UsuńFajna historia i takież zdjęcia. Po raz kolejny zazdroszczę miejsca stałego zameldowania:) Ja żeby sfotografować żurawie muszę wyjechać z miasta i szukać. I pewnie dlatego nie udało mi się jeszcze zrobić zdjęcia żurawich tańców. A próbuję od kilku lat.
OdpowiedzUsuńJa je widuję od 13 lat, ale obserwuję od 3 i dopiero teraz znalazłam miejsce gdzie gniazdują i pierwszy raz widziałam taniec. Wcześniej nie przykładałam się właśnie dlatego, że ciągle je mam pod ręką. Dziękuję!
UsuńPani Grażyno, a może by tak zbudować czatownię i poobserwować, jak gniazdują? Myślę, że przy pomocy Szczurka, udałoby się to zrobić, bez ryzyka spłoszenia.
OdpowiedzUsuńCzujny Pan jest Panie Wojtku. Właśnie dziś rozmawiałam ze Szczurkiem i mówił, że jeszcze nie jest za późno tylko trzeba iść koło 11 kiedy tam się nic nie dzieje. Wybieram się tam jutro i jeśli żurawi nie będzie to czatownia, a w każdym razie szkielet stanie. Mówił, że jak sie wyklują młode to rodzice będa je prowadzać wokół stawu i wtedy siedzenie pod świerkiem nic nie da bo trzeba być osłoniętym ze wszystkich stron.
Usuńczekam, kiedy się okaże, że w Marunach pojawia się jeszcze niedźwiedź polarny, bo to że jest bruntny, nie budzi moich najmniejszych wątpliwości :)))
OdpowiedzUsuńTylko mi nie mów, bo na takie rzeczy jestem bardzo podatna i idąc do lasu zaraz sobie przypomnę co tu napiasłeś i zobaczywszy kawał grubego brązowego pnia natychmiast pomyślę, że to niedźwiedź i będzie po spacerze. Jeśli chodzi o kudłate i brunatne to już zostańmy przy dzikach, żeby tylko przestały łazić po nocy, a zaczęły w dzień. Gdyby jednak ..., ale zimy coraz cieplejsze, więc polarny raczej odmówi wizyty.
Usuń