Kiedy zimą zawędrowałam nad Żurawi Staw
przeczuwałam, że wiosną, latem a nawet jesienią będą tam na mnie czekały różne
niespodzianki, ale to, co sie dzieje wiosną, że na takim małym śródleśnym
jeziorku może być takie bogactwo, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Każda
wyprawa kończy się obserwacją czegoś nowego, dla mnie nowego. Pierwszy raz
świadomie oglądałam gągoły, cyraneczki, a o tym, że istnieje taka kaczka jak
rożeniec nie miałam pojęcia. Dziś krótki wypad zaowocował obserwacją budujących
gniazdo perkozków, ale o tym będzie oddzielny post.
A dzisiaj zdarzyło się coś,
co pewnie żyjącym na Żurawim Stawie stworzeniom nie było obce, a jednak zmąciło
toczące się we względnym spokoju życie. Nagle wszystkie ptaki zaczęły bardzo
głośno gadać, każdy w swoim języku, ale każdy to samo
- Uwaga, uważajmy,
leci, będzie niebezpiecznie, trzeba uważać, ratujmy się.
A po chwili to
delikatne kwakanie przerodziło się w cos w rodzaju zbiorowego krzyku
- Czego tu
chcesz, wynocha, precz, precz, precz, ratunku.
I do tego dołączył
chór żab. Pomyślałam, że jakimś cudem nad staw dostała sie koszmarnie wielka
wycieczka podglądaczy ptaków, gdy nagle i ja zobaczyłam, kto jest powodem owego
zamieszania. Staw okrążył (dziękuję Krzysiu!) myszołów. Zlustrował sytuację z góry,
po czym przysiadł na sterczącej ze stawu brzozie. Nie mogłam zrobić zdjęcia, bo
AF szalał na gałęziach i dopiero, kiedy zmieniłam obiektyw udało się tylko
tyle, bo myszołów poderwał się i odleciał.
A kiedy już odleciał pomyślałam, że
w tym całym wrzasku czegoś mi brakowało i w tym samym momencie usłyszałam krzyk
żurawia. Wyglądało to tak jakby pani żurawka umęczona wysiadywaniem i może z
wiekiem przygłucha, zdrzemnęła się i obudziła jak już było po wszystkim. Dla mnie
najważniejszym efektem wizyty myszołowa, a może i czegoś innego było pojawienie
się na środku stawu pary, której do tej pory nie widziałam.
To krakwy, nowi mieszkańcy Żurawiego Stawu. Mogłam
ich nie widzieć, bo może polubiły akurat drugą strony stawu. Mogłam też je z
daleka widzieć i brać za brązowawe samiczki krzyżówki czy cyranki, a może dopiero teraz przyleciały z zimowisk. Dodaję
krakwy do listy obecności i mam nadzieję, że to nie koniec.
Stawek jest niezwykle bogaty w zdarzenia...wcale sie nie dziwie, ze dziala na Ciebie jak magnes. Jeszcze raz powtarzam..uwiebiam takie opowiesci. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję, jest rzeczywiście jak magnes, aż żal do domu wracać, to tak jaby wyjść z kina w połowie świetnego filmu.
UsuńPani Grażyno będę konkretny i zadam 3 pytania. Jaki jest koszt wynajmu tej czatowni? Dlaczego w euro? Czy cena podlega negocjacjom?
OdpowiedzUsuńCzatownia nie nadaje sie do wynajęcia, bo bym ze wstydu bym umarła, że coś takiego wynajmuję. Z drugiej strony samo miejsce jest bezcenne, co wyczerpuje odpowiedź na pyt.2 i 3. Jak już się nasycę oglądaniem tych cudeniek, zdradzę Panu tajemnicę.
UsuńBagienny mnie uprzedził! Też mam chrapkę na wizytę nad stawem. Tyle ciekawego się tam dzieje, że żal nie zobaczyć. I pięknie Pani o tym opowiada - lubię czytać :-)
OdpowiedzUsuńMaruny, to przedziwna okolica, nie dość, że nad domem latają brodżce samotniki (że w moim przydomowym stawie sie stołują, nie wspomnę) to jeszcze gniazdują w krowim bagienku tuż za drogą. Właśnie z tamtąd wróciłam i okazuje się, że po stawku pływa kaczka gągoła. A Żurawi Staw na razie zostanie moją tajemnicą. Jak to kiedyś napisał Leśny, zakochałam się i jestem zazdrosna, więc musicie Państwo jeszcze trochę poczekać.
Usuńno nic, wypada tylko powiedzieć, że czekamy na ... marabuty! :)
OdpowiedzUsuńPrzecież te wszystkie ptaki i to w większej liczbie są na polderze w Kwiecewie, więc to nic takiego, a Ty zaraz marabuty. Lelka słyszę, ale nie obiecuję, bo jak sie sypną liście to jeśli chodzi o mnie, to będzie po ptakach. Swoją drogą ciekawi mnie czy na tych Twoich leśnych oczkach nic nie ma, czy też celowo o nich nie piszesz żeby je mieć tylko dla siebie.
Usuń