poniedziałek, 27 lipca 2015

Zwykłe spacery czyli post dwudniowy.

Najfajniej jest, gdy się idzie po prostu na spacer. Nie ma zawodów, żalu, że się nie udało, cieszy każde spotkanie. W sobotę nie udało się wyjść, za to w niedzielę dwa razy. Przed południem najpierw spotkałam wyruszające na obiad sarny, 


zamieszanie w pasącym się na Murańskich Łąkach stadzie krów wypłoszyło żurawią parę, 


w lesie jakimś cudem dojrzał mnie kobuz i wykonał kilka patrolowych rund, by upewnić się, czy nie wejdę na drzewo gdzie pewnie jeszcze siedzą młode, 


a na stawie pod domem udało mi się, jak zwykle wypłoszyć czaplę siwą. Chyba zdążyła złowić kilka karasi, bo dość ociężale poderwała się, co nie przeszkodziło mi spaprać pierwszych kilku ujęć. 



Nienasycona postanowiłam koło siedemnastej iść jeszcze raz, na łąki za szosą. W podstarzałym już młodniku rej wodziły młode bogatki, 


udało mi się prawie złapać pełzacza leśnego, 


za Dużą Kępą pasły się żurawie 


i co najważniejsze nareszcie odkryłam, gdzie popasa bocian czarny. Może wreszcie uda mi się przyłapać go na łące, a nie w locie. 



Kiedy wracałam, z dużego lasu wyleciał zdenerwowany myszołów trochę pokrzyczał i po chwili wszystko ucichło. 


Zaczynała się pora popasu saren, jeleni, bobrów, dzików, a ja musiałam wracać do domu. Nic dziwnego, że dzisiaj od rana mnie nosiło. Nie bez powodu, już na bramie dziwaczyły czegoś kopciuszki, 


a na świerku młodziutka kapturka uganiała się w poszukiwaniu mszyc. 


Na łące, a cóż by innego sarny. 



Coś je tam ostatnio płoszy, bo uciekły do lasku, ale dzięki temu udało mi się zrobić taka cieniową fotę. 


W wysokich trawach pasły się zające, 


a górą leciał pięknie oświetlony kwiczoł. 


Dawno już nie spotkałam wiewiórki. 


Podczas dalszej porannej włóczęgi postanowiłam odwiedzić łabędzie. Ale, żeby było fajniej, poszłam skrótem przez las. Po jakichś 100 metrach wyszłam jednak na leśną ciemna drogę i… pomyślałam, że to znowu wiewióry uganiają się w dolnej partii niezbyt tęgiego świerka. AF zaczął szaleć i mój mózg także, bo przecież to nie żadne wiewióry, to najprawdziwsze leśne kuny. 



Nim mi się udało zapanować nad aparatem towarzystwo wlazło niemal na czubek i zaczęło mnie obserwować. 



Stałam tam trochę, ale po chwili uciekły po gałęziach nie wiadomo gdzie. Trudno, łabędzie czekały, jednak tym razem okazało się, że dojście do drugiej wędkarskiej kładki nie jest proste. Tuż przy drodze biegnącej wokół jeziorka w przybrzeżnym błocku, wśród wierzbowych chaszczy trzeszczały gałązki, a poszycie było w ruchu. Dzicza rodzina taplała się w błotku, a ostrzegawcze chrumkanie słychać było z tak bliska, że gotowa byłam zawrócić. Ostatecznie klasnęłam w dłonie, dziki poszły w lewo, ja w prawo, do północnej wędkarskiej zatoczki. No i tak! 









Stała tam sobie jak na zamówienie. Zrobiłam trochę zdjęć, ale dzicze chrumkanie jakby wracało w moja stronę, ona odleciała więc postanowiłam wracać. Po drodze jeszcze żurawie żerujące na ekologicznym polu soczewicy



 i skryty w dojrzałym owsie rusałka pawik. 


Niespodziewanie piękna ta końcówka lipca.

26 komentarzy:

  1. Gdzie Ty mieszkasz Grazyno? az trudno uwierzyc ze to w Europie...niesamowicie bogaty spacer, nic tylko zazdroscic i dalej ogladac Twoje relacje...Warmia piekna jak sen!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Taka okolica i miałam szczęście, mieszkam tu 14 lat a kunę widzę drugi raz i czaplę białą też. Chyba wyszłam na spacer o właściwej porze.

      Usuń
  2. Pani Grażyno, chyba łatwiej byłoby Pani wymienić to, czego Pani nie spotkała na tym niedzielnym spacerze:) Przesyłam gorące pozdrowienia do Pani Maruno - Raju:) Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Iwono, jak mało kto zna Pani zwierzęce obyczaje i wie, że czasami tak jest, że wszystkie one są bardzo aktywne, i nie wiadomo na czym oko zawiesić, tak było tym razem, zawiesiłam na czym się dało, a reszta, sosnówki, czubatki, kowaliki i dziki oraz kilka motyli i świtezianka, nie wyszły, a łabędzie wcale się nie pokazały. Dziekuję i pozdrawiam.

      Usuń
  3. Spokojnie obejrzałem sarny i żurawie. Przy kobuzie powieka lekko mi zadrgała, a przy czarnym boćku zakasłałem nerwowo. I wszystko byłoby jak zwykle (w maruńskim tego wyrażenia, znaczeniu), gdyby nie kuny. Tu wszystkie moje tiki nerwowe połączyły siły i musiałem na chwilę odejść od komputera. Na kłobuka! Niech Pani odda nam warmińskie zwierzaki! Proszę wyłączyć swoje czary i pozwolić im pohasać także poza Marunami. Tam też są fotoamatorzy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że na każdej wsi w pobliżu lasu jest tak samo. Kobuz, skubana rasa przylatuje codziennie na jaskółki, ale koło południa i ja nie umiem z ziemi zrobić mu kolorowego zdjęcia, ale w sierpniu będzie przylatywał pod wieczór na ważki i wtedy może? Na kuny można powiedzieć wypadłąm, zaplątawszy się wcześniej w malinowe chaszcze. Ja już tyle razy pisałam to jeziorko i las wokół niego są ogólnie dostępne i okolone drogą. Przy drodze Barczewo Barczewko po prawej stronie skrętu na Tuławki. No i miło mi z powodu tych tików, ja mam inaczej, jak patrzę na te Pańskie stada łosi, na czaple i inne zimorodki to mnie w dołku ściska.

      Usuń
    2. I tu się nie zgodzę. Mam kawałek łąki, lasu i brzegu Pasłęki nieopodal Kawkowa. Krajobrazowo jest to nawet atrakcyjne miejsce, ale pod względem zwierzaków, to kompletna pustynia. Nie chce mi się tam już nawet jeździć. PS. 1. Chyba wybiorę się w Pani rejony i może nawet jeszcze dziś, bo mi już kręgosłup pada od siedzenia nad kolejną pracą mgr. PS.2. W miejscu, gdzie zalatuje czarny bociek, można by postawić namiocik lub inną budę i, jeżeli jest tam jakaś woda, podrzucić kilka rybek na zachętę:)

      Usuń
    3. Pasłękę znam tylko z okolic Wymoju, i rzeka i lasy piękne, tutaj takich nie ma, ale może zwierzyna lubi tutejszy bałagan:)) Z wypadu, pewnie nic nie wyszło?:)) Namiocik samorozkładający kupiłam miesiąc temu, nauczyłam sie rozkładać i składać i nigdy go ze sobą nie zabrałam, To chyba dobry moment, żeby go na bocianie sprawdzić. Na łąkach są tylko rowy melioracyjne, i nie wiem na co on tam poluje, ale bywa często.

      Usuń
    4. Wyszło połowicznie. Znalazłem to miejsce, ale szczerze mówiąc to wszystko. Było po deszczu i jakoś nie mogłem się zmusić do wejścia w te chaszcze. Czy tam jest jakieś przejście? Od strony drogi do Tuławek bez maczety się raczej nie da :) A co do namiociku, to kupiliśmy takie dwa (dla dzieci) i to działa (+siatka), ale jak dla mnie+statyw+obiektyw jest zbyt mało miejsca. Paniom polecam :)

      Usuń
    5. Po deszczu jest słabo, ale przejście jest, droga przy końcu tej przydrożnej łaczki. Okala prawie całe to jeziorko, niestety, szczególnie od wschodniej strony jest zarośnięta. Po drodze są dojścia wędkarskie i innych nie ma. Po południu polecam maruńskie łąki. Musiałby Pan pojechać dalej prosto w kierunku Tuławek, przejechać wieś Maruny , za wsią jakieś 200m skręcić asfaltem w prawo i zjechać w dół, na lewo będą łąki, taki rodzaj starorzecza okolony lasami. tam wieczorem wychodzą sarny i jelenie, dziki, tam lata czarny bocian, myszołów, są bobry, borsuki i żurawie.:)) Mój namiot ma 1,5x1,5 x2, i mieści się i stołeczek i statyw.

      Usuń
    6. Bardzo dziękuję za podpowiedź:) Przez Maruny przejechałem i pojechałem do Tuławek. Po drodze minąłem stado żurawi, ale bez szans na podejście. Z chęcią zajrzę na to starorzecze. Na rozlewisku robi się pustawo, a inne, znane mi, bajorka powysychały.

      Usuń
    7. W stadninie w Dąbrówce Małej jest niewielkie 6 ha jeziorko na którym bywają czaple siwe. Czasem można zobaczyć wydrę i dużo drobnych nadwodnych ptaków. Ta susza jest przerażajaca, mieszkamy tu 14 lat i pierwszy raz w krowim stawku prawie nie ma wody.
      PS
      Bezsensowny jest taki kontakt przez posta, więc pozwolę sobie wysłać Panu zaproszenie na fb

      Usuń
  4. zaczyna budzić się we mnie upadek motywacji do pokonywania tych wszystkich puszczańskich kilometrów. Nałażę się nałażę, a w efekcie końcowym albo dzik, albo jeleń! Sikorka zaczyna być atrakcją, bo jako jedyna nie chrumka i nie ma poroża! To szczyt perwersji, żeby pół atlasu polskich gatunków zwierząt było pod ręką, na pstryknięcie palcami niedaleko ... Barczewa! No po prostu góralska muzyka! Ja się tak nie bawię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiesz, że to przypadek, że sa takie dni, gdzie zwierz wyłazi masowo, jakby na zapas, a poza tym, też idę 1,5 km żeby tam dojść. I masz lepiej bo nie boisz sie dzików, a ja przez te ostatnie musiała zrobić dodatkowy kilometr, żeby zobaczyć, że łabędzi nie ma. No dobra, przyznaję kuny były zarąbiste, szkoda, że tak późno sie zorientowałam, że to właśnie kuny, wtedy te pierwsze foty może by wyszły.

      Usuń
    2. nie walcz o to by wszystkie wyszły, bo Cię Bagienny wywali z Klubu! Znam Go, to typowy bezsercowiec nadbiebrzański - taki podgatunek - nie wie co to litość! :)

      Usuń
    3. Nie walczę, wiem, że w czatowni, to i przymierzyć się można i próbne zdjecie zrobić, a z marszu, to myśleć zaczęłam dopiero jak wlazły na górę wcześniej ruszały sie jakby były na jakichś gumkach, nie wiadomo było gdzie patrzeć. Do tej pory nie wiem czy były 3 czy 4:)) Wywali ? Nie ma szans własnie wróciłam z krótkiego wypadu na łąkę i przyniosłam pięknie spapranego zająca z odległości 1,5m, fakt, że po ciemku.

      Usuń
  5. Ależ Pani bogata! Tyle cudowności spotkać na spacerze w okolicach domu, to tylko wybranym się zdarza :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję! Pani Ewo, zdjęcia od sikory do myszołowa są z łąk po których Pani spaceruje. Z pozostałymi miałam trochę szczęścia, myślę, że zwierzaki wiedzą, że w poniedziałek rano to tam jest spokój i dlatego mi się udało.

      Usuń
  6. Ależ "wypasiony" spacerek :). Wspaniałe łowy, dzięki Pani wiem, że jeszcze są u nas takie zwierzęta. To dobre wieści! A ja, wczoraj wieczorem idąc do pracy spotkałam jeża! Ależ byłam szczęśliwa. Jeden jeż, a ja w ekstazie :). Po takim spacerku jak Pani zapewne wylądowałabym na OIOM-ie hi, hi. Zdjęcia wyborne, jest Pani dla mnie niedościgłym wzorem. Ale staram się :). Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kunach to i ja nie wiedziałam, a spotkania z jeżem gratuluję, kiedyś mieszkały u mnie, ale od ładnych kilku lat ich nie ma. Pani Kasiu piękne zdjęcia znajdzie Pani na blogach: Zapiski z Drogi Mlecznej, gŁOŚ z BAGIEN, Leśne Opowieści i Wojciech Gotkiewicz Fotografia Przyrodnicza, ale cieszę się, że i moje się Pani podobają.

      Usuń
    2. U Leśnego jestem regularnie, u pani Ewy z Drogi Mlecznej też, do gŁOSIA i pana Wojtka również czasem zaglądam. Nie ukrywam, że najlepiej czuję się u Krzyśka i Pani :). Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Każdy z nas jest inny, inaczej prowadzi bloga i całe szczęście, bo zanudzilibyśmy czytelników na śmierć. Jednak oni wszyscy maja znacznie lepszy warsztat, a ja się uczę. Tym bardziej jest mi miło z powodu Pani oceny.

      Usuń
  7. Wygląda na to, że nie tylko ja mam problemy z zapanowaniem nad aparatem gdy coś baaaaaaaaaaaaaaardzo ciekawego nas zaskoczy. Mi także wówczas wychodzą takie ruchome fotki. I zanim się ustawię to nie ma co fotografować. Ja co prawda nie mam tyle cudności. Czarny bociek ... ja nie widziałam takiego, a co dopiero zrobić zdjęcie w locie ?! A sarenki ... jak zobaczyłam to swoją radością spłoszyłam je daleko w pole. Nie zdążyłam dobrze wyjąć aparatu. A wiewiórki to lata nie widziałam, dlatego cieszą mnie takie fotki u innych. Pięknie ... pięknie !!! Super spacerek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, emocje są takie, że nie da sie zapanować nad tym, że zwierz może ucieknie, że w lesie ciemno, że gałązki zasłaniają, i, żeby się nie potknąć:)) Zdjęcia w locie zwłaszcza takim majestatycznym jak u bociana, nie są trudne, a wiewiórki własnie zaczynaja być bardzo aktywne, wiec może jednak uda się je spotkać. Są wyjątkowo wdzięcznym obiektem do fotografowania. Dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
  8. Ja krótko i na temat - podziwiam i gratuluję:)

    OdpowiedzUsuń