Kiedy na Żurawim Stawie osiedlały sie coraz to nowe gatunki
ptaków zaczęłam wyobrażać sobie jak to będzie, gdy z jaj wylęgną sie młode i wypłyną z
rodzicami, by szukać jedzenia. Kładowy pogrom spowodował, że wszystko potoczyło
się inaczej. Gągoły przyleciały jeszcze kilka razy, ale cyranki, cyraneczek,
rożeńca i krakwy nigdy już nie widziałam. Uciekły też kurki wodne. Myślałam, że
i kaczkom, które jeszcze 20 maja siedziały na gnieździe nie udało się, a jednak….
Trzy dni później zobaczyłam w szuwarach kaczkę wodząca dwa młode.
Tylko dwa
nowe życia na całe to bogactwo, które oglądałam wiosną. Natura ma jednak swoje
sposoby, a kaczy ród okazał się najtwardszym gatunkiem, jeśli chodzi o
przetrwanie. Po kolejnych dwóch dniach trzy kaczęta wyprowadziła inna kaczka.
Uchowały się na wysepce, pod osłoną kolczastych gałęzi obumarłego głogu.
Miałam
szczęście obserwować jak mama uczy je ostrożności. Po całodziennym żerowaniu
wokół stawu kacza rodzina wróciła na wyspę i przez dłuższy czas doprowadzała
się do porządku. Dzieci od pierwszych dni były uczone by czyścić i natłuszczać
puch i w ten sposób chronić się przed zimnem i utonięciem.
Kacza mama miała
nadzieję, że w tym dniu jej dzieci miały już dość atrakcji, ale dzieci jak to
dzieci, chciały jeszcze. Co było robić rodzinka wypłynęła ponownie na staw
i w
tym momencie z nad lasu doleciało głośne kijee, kijee. Mama zawołała
- natychmiast wracamy,
Ale dzieci …,
- my nie chcemy, popływajmy jeszcze, dlaczego musimy wracać?
- bo myszołów nadlatuje, to nasz wróg, złapie któregoś z
was, porwie, a ja umrę z rozpaczy.
Młode zaczęły wyciągać szyje, spoglądać w niebo, gdzie
nikogo strasznego nie było widać,
a ponieważ i głosu nie było słychać, mama
pozwoliła wypłynąć.
Ledwie jednak wychylili się zza osłony krzewu, myszołów
znowu się odezwał i pani matka kazała wracać na brzeg,
a niesforna dzieciarnia
niby popłynęła za mama, ale po chwili zawróciła, chcąc na własne oczy zobaczyć
potwora.
Tego było już za wiele
- Chodźcie tu natychmiast i przytulcie się do mnie, bo
inaczej was nie obronię,
- ale my tylko chcieliśmy zobaczyć jak on wygląda
- to patrzcie.
I wtedy nad staw wyleciały dwa dorosłe myszołowy.
Kaczęta chyba się przestraszyły, skruszone wyszły na brzeg i
schowały się pod bezpieczne mamine skrzydła.
Byłoby ich może i sześcioro, albo
i więcej, ale kruki kradły jaja kilka razy, dobrze, że lisa w tym roku nie było.
Przed żurawiami też nie można było się obronić. Kaczka wiedziała, że tak już
jest ten świat urządzony, ale serce bolało, jak każdą matkę, kiedy giną jej
dzieci. Kochała tę trójkę jak nikogo na świecie i bardzo chciała aby spokojnie
dorosły. Potem już nic nie będzie od niej zależało. Wiedziała też, że nadchodzą
ciężkie czasy, kaczęta będą coraz będzie samodzielne i trudniej będzie je
upilnować. Już były pierwsze próby samodzielnego biegania po wodzie, a przecież
są jeszcze takie malutkie i żeby mogła je obronić, wszystkie muszą być blisko
niej, nie nadąży za każdym z osobna.
Starała się bardzo i dzieci pięknie rosły.
W matczynym trudzie była osamotniona, bo
kaczory i kaczki bez potomstwa zaczęły się pierzyć.
Kilka dni później na stawie nie było widać
ani jednej kaczki, nie było też młodych, tylko para perkozków uwijała się przy swoim
gnieździe.
Gdzie sie podziały, czy coś się stało, czy myszołowy dopięły swego?
c.d.n.
Ja się zawsze wzruszam przy takich opowieściach, ech... :-)
OdpowiedzUsuńTeż byłam wzruszona kiedy to oglądałam. Zawsze myślałam, że z dala od cywilizacji jest im lepiej, a tymczasem we wsi na stawku p.poż. gdzie w koło psy, koty, kaczka wyprowadziła 6 , a kurka wodna 3.
UsuńTo się nazywa dawkowanie napięcia! I co dalej, co dalej? Co z maluchami i dzielnymi mamami?
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne, dziś stawiam na krzyczącą mamę (fot.11), cudnie wyszło.
Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna
Dziękuję! Bez podziału post wyszedłby zbyt długi, a przerwa była dość długa w naturze więc uznałam, że lepsze będą dwie części. Pozdrawiam!
UsuńTez ta krzyczaca mama mnie urzekla, wiem jak sie kroi serce kiedy strach ogarnia patrzac na jakie niebezpieczenstwo te maluchy sa narazona, w Kanadzie, widzialam kaczke z 10 kaczatkami i potem juz ich nie widzialam, nie wiem co sie stalo...takie byly sliczne.
OdpowiedzUsuńCzekam na c.d.n.
Kaczka miała zajęcie z pilnowaniem, jeden młody miał szczególny pęd do samodzielności. A może jednak te kanadyjskie kaczki przeżyły. Tego sie trzymajmy. Pozdrawiam!
UsuńFajne opowiadanie i fotoreportaż! No cóż, tak to już jest w tej przyrodzie i nic na to nie poradzimy. Myszołów jest raczej niewinny. Nie dałby rady w wodzie. Myślę, że to sprawka błotniaka, norki, albo jenota. A kaczki mogą jeszcze powtórzyć lęgi.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Jeśli myszołów niewinny, to co tam robił, spotykałam go dość często, kruki widziałam na gorącym uczynku, i w czasie składania jaj i potem jak czajki miały młode, a ostatnio brodziec lamentował, z ciekawości poszłam zobaczyć co sie dzieje i okazało się, że żurawie coś kombinowały. Jeszcze te jaja można przeboleć, ale potem tu już ciężko.
UsuńMyszołów penetruje okoliczne pola. Zapomniałem o krukach. To może rzeczywiście one. Mają bandycki charakter i jest ich coraz więcej.
OdpowiedzUsuńMyszołów mógł tam polować na leśne ptaki, albo na łasice, o tym nie pomyślałam, a kruki gniazdowały może ze 100 m od stawu i wyprowadziły 4 młode, ale potem sie wyniosły.
UsuńMasz bardzo fajne miejsce do obserwacji ptaków:)
OdpowiedzUsuńTo prawda, na Warmii takich miejsc jest wiele, ale to jest wyjątkowe. Pozdrawiam!
Usuń