Stan niepewności, co się stało z małymi kaczkami trwał
niemal do końca czerwca. Jakoś trudno było mi uwierzyć, że wszystkie zginęły.
Przyroda ma swój rozum, tylko człowiek lubi działanie „po nas choćby potop”.
Chodziłam nad staw o różnych porach nie tylko po to by zobaczyć czy pojawią się
kacze dzieci, ale by robić zdjęcia rodzinie perkozków siedzącej na jajach. Kacząt ciągle nie było, jednak w ostatnią sobotę czerwca coś drgnęło. Świat od rana wyglądał wyjątkowo
pięknie,
ale nad Żurawi Staw mogłam pójść dopiero po południu, a tam
niespodzianka. Przy wyspie siedziały trzy całkiem spore kaczki.
Wydały mi się jakieś
takie, ładne, nowe, nie pomyślała jednak, że to moje maluchy,
bo całą moją uwagę
skupił ruch w gnieździe perkozków, gdzie chyba pojawiły się pierwsze młode.
Dopiero
niedzielna wizyta spowodowała wybuch radości. Najpierw nad staw przyleciał bocian i nie wiedzieć,
czemu wystraszył pływające po wschodniej stronie kaczki.
Poderwały się i
leciały w moja stronę, a ja myślałam, czemu takie niezdarne i dlaczego boją się
bociana?
Dopiero, gdy bliżej podpłynęły i zobaczyłam jak są pięknie upierzone
pomyślałam, że to młode kaczki, moje maluchy, których nie widziałam od miesiąca.
To, dlatego nie potrafią jeszcze dobrze latać. Jak pięknie wyrosły, pływały radośnie, ciągle coś podjadający
i nagle z szuwarów wypłynęła jeszcze jedna kaczka.
Trzymała się troszkę z boku,
czy to mama kacząt? Raczej nie, wyglądała także jak młoda kaczka, więc to pewnie
jedna z tej pierwszej dwójki. Cały miesiąc dręczyła mnie myśl, że żadne się nie
uchowało, a tu żyje czwórka. Patrzyłam i patrzyłam na te piękne brązowe ubarwienia,
na ciemne pasy na głowie i plamkowane brzuszki.
A kaczki, wróciwszy w okolice
swojego domu, czyli wyspy rozpoczęły toaletę, już nie niesforne maluchy tylko młodzież.
Zastanawiałam się, co się z nimi przez ten miesiąc działo.
Pewnie to było tak, że podrośnięte maluchy samodzielnie zdobywające pokarm i
nauczone jak unikać drapieżników, dorastały same w szuwarach, do czasu aż zaczęły,
jako tako latać, a mama tak jak reszta dorosłych kaczek przeniosła się na
północne bagnisko jakieś 500 metrów na północ. Gdy przedwczoraj przyszłam nad
staw kacza młodzież siedziała w sicie przy brzegu i tylko było słychać jak
smakuje im jedzenie,
a kiedy wyszło słońce cała czwórka wypłynęła na otwartą
wodę. Rozkoszowały się ciepłem słońca przechylając zabawnie głowy tak jak
kiedyś gdy były malutkimi kaczuszkami,
a potem zaczęły dzikie harce. Biegając i
podfruwając, wzbijały w powietrze tysiące kropel wody, a nurkując wynosiły na
grzbiecie jakieś przedziwne rude wodorosty. Wychodziły na chwilę z wody porządkowały
pióra i po chwili wracały do zabawy. Młode, pełne życia, szczęśliwe.
Zwykłe
kaczki krzyżówki, a jakie piękne.
Oj jakie piekne maluchy! pluskajace sie, rozpryskujace wode, jakie zdjecia!!! widac,ze sa to igraszki mlodziezy kaczej...szoste zdjecie bardzo mi sie podoba...wszystkie mi sie podobaja! i ciesze sie,ze zyja i sa pelne zycia!!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Też sie ucieszyłam, że żyją i, że tak pięknie wyglądają.
UsuńO, jaki sympatyczny ciąg dalszy! Od razu mi lżej na duszy. Fajne kaczaki, niech żyją zdrowo i bezpiecznie :-)
OdpowiedzUsuńdziękuję w imieniu kaczek. I mnie zrobiło się lżej na duszy, ale dzień po tym jak pojawiły sie kaczki, zniknęły perkozki i mam nadzieję, że będzie jak z kaczkami. Do takich obserwacji człowiek musi mieć odporność psychiczną.
Usuń19 i 20 - SUPER!!! uwielbiam takie chlapaki! A maluchy, świetnie, że są!
OdpowiedzUsuńDzięki! Najwazniejsze, że są.
UsuńUwielbiam kaczuchy. To moje ulubione ptasiorki. Lubię je obserwować. Fajne fotki. Już wyobrażam sobie jak się bawiły.
OdpowiedzUsuńBawiły sie jak czwórka dzieciaków na plaży miejskiej w lipcu. Dziękuję!
UsuńOstatnio miałam szczęście i na kanale młyńskim zrobiłam kilka zdjęć kaczuchom. Nie figlowały a raczej szykowały się do snu. Zostawiliśmy je ale ucieszyłam się, że są ... bo myślałam że odleciały gdzieś. Zawsze było ich dużo nad Wisłą ale nie tym razem. Za to inne ptaki mogę obserwować i focić. Niestety mój aparat nie ma mocy do zbliżeń. I zdjęcia z daleka nie są jakiejś specjalnej jakości. Ale jak coś ciekawego uchwycę to może pokaże na blogu - kormorana czy czaplę ... bo takie teraz widuję ptaki nad Wisłą. Oczywiście oprócz mew, szpaczków, wróbli itp.
UsuńPozdrawiam
No własnie, stare kaczki wyniosły sie gdzieś, nie wiadomo gdzie, a sa tylko już nieźle wyrośnięte młode. Czapla tez jest bardzo płochliwa, spoty pozdrawiam!kam prawie codziennie, ale zdjęcia słabe.
UsuńAle piękny ciąg dalszy historii :). Trzymam kciuki za kaczą młodzież, aby potrafiła się odnaleźć w świecie pełnym niebezpieczeństw.
OdpowiedzUsuńU mnie w mieście kaczki mnożą się na potęgę. Odkąd powstała ścieżka rowerowa wzdłuż rzeki, ludzie zaczęli sukcesywnie je dokarmiać i teraz istnieje tam kaczy raj :-). Za każdym razem wracając z pracy obserwuję ich poczynania: wyścigi w lądowaniem w wodzie, kaczą widownię zgromadzoną na brzegu i kibicującą pozostałym, mamy z maluchami, małżeństwo mandarynek :-).
No właśnie, wśród ludzi łatwiej im wyprowadzać duże lęgi, nie walczą o miejsce, o jedzenie, a te dzikie nie maja najłatwiej. U nas mandarynki nie bywają, a szkoda.
UsuńWY-BOR-NE!!! Kompletnie mnie "rozłożyły" igraszki w wodzie! Te zdjęcia są obłędne. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba cała kacza bajeczka i jak każda bajeczka ma happy end :). O jak ja lubię takie zakończenia :). Teraz trzymamy kciuki za perkozki!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kasia z Olsztyna
Dobrze, że wszystko szczęśliwie sie skończyło. Dziekuję i pozdrawiam.
UsuńFajne, dynamiczne klapaki! Mam nadzieję, że przeprosi Pani myszołowa i odwoła wszystkie nieuzasadnione oskarżenia i pomówienia!
OdpowiedzUsuńDzięki! Właśnie dzisiaj chciałam to zrobić, ale na moich oczach nękał kobuza. To jest jak przeprosić złodzieja, że się mówiło, że okradł Kaczorowskich gdy on tymczasem okradł Kobuzowskich. Choć pomyłka jest niezaprzeczalna i za nią przepraszam.
Usuń