Przez trzy upalne dni nie miałam dość silnej woli by wybrać
się nad Żurawi Staw, ale dzisiejszy poranek wydał mi się znacznie mniej upalny.
Pasące się na Dużej Łące żurawie były dobra wróżbą.
Na stawie przy małej
porośniętej wysepce zastałam tylko dwie kaczki,
ale po chwili w szuwarach dojrzałam
parę machających brązowych skrzydeł?
Nie to nie skrzydła to uszy, pomyślałam,
że znowu mam szczęście i, że to pewnie jelenie szukają ratunku przed upałem.
Tylko te uszy były trochę duże,
a przecież leśniczy opowiadał, że widział tu
jakiś miesiąc temu łoszę. Serce zaczęło walić jak młotem. Tyle razy zaglądałam tu
wieczorem w nadziei, że przyjdą i nigdy nie udało mi się ich spotkać. Był
samotny dzik, był borsuk, były sarny, była wiewiórka i pluskająca się wilga,
były pamiętne jelenie, ale nie łosie. A tu o pół do dziewiątej leży sobie na
błotnej wyspie najprawdopodobniej łoś.
Żeby się upewnić musiałam poczekać aż
wstanie, a on nie zamierzał. Minęło pół godziny, na habaziach przy wysepce
przysiadła kaczka i zaczęła odprawiać toaletę,
miałam nadzieje, że to zrujnuje
spokój łosia, ale nie, machał i machał uszami, łoś jeden,
a w końcu, ku mojej
rozpaczy położył się. Nadleciał bocian i
od razu czajka, która gdzieś na stawie ma młode starała się uzmysłowić mu, że
łatwo o jedzenie nie będzie.
Łoś nie zwracał uwagi na ptasie awantury.
Leżał, pomrukiwał,
kichnął, wreszcie, gdy zaczęłam robić seryjne zdjęcia bocianowi, który
postanowił przenieść się na północną część stawu, zainteresował się.
Była
dziesiąta i zaczął siąpić deszcz, łoś wstał, popatrzył na czatownię, odwrócił
się i poszedł w stronę żeremia, oglądając się, czy czasem coś za nim
nie idzie. Deszcz to słabł to nasilał się, a łoś przed żeremiem skręcił w lewo, zniknął za trzcinami, postał tam chwilę,
po czym zawrócił i skubiąc jakąś wodną trawę, nasłuchiwał i spoglądał w moim
kierunku.
Zrobiło mi się go żal. Od rana leżał spokojnie w chłodnym błotku, a
ja mu ten spokój zabrałam. Miałam piękne zdjęcia łosia i jedno, czego mi
jeszcze było trzeba to świadomość, że mnie nie widział i że jeszcze tam wróci.
Zwinęłam sprzęt i po cichutku opuściłam czatownię.
Ale cudownie. Piękne zwierzątko. Znalazł dobre miejsce na ochłodę i nie tylko. Rzeczywiście na pierwszych zdjęciach nie widać go. A opis tego posta buduje napięcie więc bardzo ciekawie się go ogląda i czyta. Będzie dobrze :).
OdpowiedzUsuńDziękuję! Łoś lubi mokradła, a w upał szczególnie.
Usuńo rany, piękne spotkanie! Te zdjęcia w strugach deszczu są świetne! 13-ka mi się naj. Dlaczego miałoby ich u Ciebie nie być, masz wszystko czego potrzebują. Zastanwiałbym się bardziej z jakiego powodu wybierają ... Warszawę, w której ich obecność na ulicach miasta, przestaje już dziwić :)))
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że Ci się spodoba. Starał sie mnie zobaczyć raz jednym raz drugim okiem. Bałam się, że w deszczu AF nie będzie chciał pracować, a jednak udało się.
UsuńGratuluję pięknego spotkania! Wyobrażam sobie, jakie to musiały być emocje, nawet deszcz niestraszny :-)
OdpowiedzUsuńDziekuję! W czatowni deszcz nie straszny chociaż wszystkie igły się osypały i zostały tylko rude gałęzie, ale jest daszek i na głowę nie pada. Najpierw były emocje, a potem strach, że sie nie podniesie, a ja będę musiała wracać.
UsuńSuper! Świetne spotkanie i zdjęcia (wszystkie fajne, ale najfajniejsze, to z łosiem brodzącym w wodzie). Znam te zwierzaki od dziecka, fotografuję je często nad Biebrzą, ale muszę przyznać, że rzadko spotyka się takie ujęcia. To bajorko, że pozwolę sobie się powtórzyć, to skarb!
OdpowiedzUsuńDzięki! To mały teren, a wysepka blisko czatowni, jakieś 40m. Wszystkie zdjęcia łosia są tylko przyciete na 4/3 bez zbliżeń. A ujęcia to zasługa jego ostrożności, nieustannego oglądania się i chęci powrotu do fajnego błotka. I miałam szcęście, że przyszedł bo leśniczy mówił, że łatwiej je spotkać w okolicy Łapki .
UsuńJaki piękny łoś! Chyba skakałabym z radości jakbym go zobaczyła, wiec pewnie szybko by się spłoszył :)
OdpowiedzUsuńPiękny jest, to prawda. Ja już sie nauczyłam, że tylko serce może skakać, reszta musi być cicho. Pozdrawiam!
UsuńPiękny łoś:) Ostatnie upały kompletnie nie pozwalały na jakiekolwiek wyjścia:)
OdpowiedzUsuńZmusiłam się, wiedząc, że przed deszczem trochę się ochłodzi i warto było. Pozdrawiam!
UsuńMnie rozczuliły te uszyska w gęstwinie :). Wyborne spotkanie! I dowód tego spotkania również :).
OdpowiedzUsuńMoja "znajoma" łosza chodziła po jezdni i torach. Niby widziałam na własne oczy, ale w takim plenerze? Zero radości, tylko lęk, żeby jej ktoś nie rozjechał... Ale było ok, kierowcy zachowali się pięknie, zatrzymali ruch w obu kierunkach i zwierzak bezpiecznie poszedł w las :).
Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna.
Była Pani świadkiem wyjątkowego zdarzenia, z reguły kierowcy pędzą na złamanie karku, dosłownie , bo przecież ze zderzenia z łosiem raczej nie wychodzi sie bez szwanku. Miło mi że foty sie podobaja. Pozdrawiam!
Usuń