środa, 22 lipca 2015

Ciekawe jaja z niespodzianką

Żurawi Staw jakby opustoszał. Myślałam, że to ja chodzę o złej porze i nie mogę trafić nawet na kaczki, nie mówiąc o perkozkach, czaplach czy czymś grubszym. Wstałam, więc bladym świtem i 4.15 byłam na miejscu. Mgła dopiero zaczynała kręcić się po łąkach, choć w niektórych miejscach było jej pełno. 


Nad stawem też. 


Po niespełna godzinie nareszcie coś drgnęło przyleciała bogatka z młodymi i urządziła awanturę, że co ja tu robie o tej porze, że ona musi dzieci karmić, i nie może jednocześnie uważać na mnie i na nie. Młode rozsiadły się nad daszkiem czatowni i wtórowały matce. 


Harmider usłyszała czajka i też zaczęła pokrzykiwać gdzieś z wnętrza mgły. Słońce już wstało i zaciekawione bogatkowym jazgotem zaczęło przedzierać się przez gałęzie drzew by zobaczyć na własne złote oko, co się nad stawem dzieje. 


A tam nic, przyleciał brodziec i w oczekiwaniu na słońce podjadał jakiś przybrzeżny drobiazg, po chwili także na prędkie śniadanie przyleciał drugi. 




No a potem na złamanym sosnowym pniu, tuż obok czatowni zaczął się zlot ciekawych jaj. 


Im więcej słońca zaglądało nad staw tym bliżej siadały. 


Brodziec przeniósł się na oświetloną kępkę i wygrzewał piórka na piersi, 


a one ciągle przylatywały i starały się usiąść jak najbliżej, by zobaczyć, co to tak pstryka. 



Brodziec wysuszywszy brzuszek wrócił do śniadania, 


a one były coraz ciekawsze. 






W końcu postanowiłam się ujawnić, a niech sobie ptaszyny obejrzą człowieka. Okazało się, że w pobliskich chaszczach siedziało ich całe stadko i kiedy stanęłam między świerkowymi gałęziami, odleciały kawałek dalej, by spoglądać na mnie z innej perspektywy. 


Pożegnalna fota na koniec, bo to pora do domu, 


gdy wtem … z brzegu naprzeciwko doleciało do mnie chrumknięcie.
O choinka, to dziki, jakieś 100 metrów ode mnie. Dwa podjadające liście pałki wodnej dziki. Jedno jadło, a drugie spoglądało na mnie. Stałam bez ruchu i tylko aparat pstrykał. Były spokojne póki nie pojawił się ten Małyrudy. Jeden z dzików, pewnie mama, zezłościła się okropnie i chrumknęła,
- proszę mi natychmiast wracać do lasu, my tu jesteśmy bliziutko i zaraz wracamy,
po czym wróciła do jedzenia. Spokój trwał tylko chwilę, bo głodny Małyrudy znowu wylazł i zamarudził
- mamo, głodny jestem, tu jest tak cieplutko a tam zimno.

Tym razem oba dziki wściekły się i pędem zagnały małego do lasu. No i niestety nie wiem, co tam się działo, słyszałam tylko jakieś skargi i popiskiwania, a ponieważ nigdy w życiu, poza chrumkaniem nie słyszałam dziczego gadania, i drugie ponieważ, to gadanie zdawało się zdążać w moim kierunku, postanowiłam iść do domu, kiedy się odwróciłam, żeby jeszcze raz spojrzeć na staw, na brzegu w cieniu stał jeden dorosły dzik a w prawo w stronę słonecznej plamy biegła ruda czwórka. 












Trzeba było siedzieć w czatowni to zdjęcia byłyby lepsze, trochę żal, ale tak będzie lepiej, podchody i piękne zdjęcia zostawiam Leśnemu, mnie wystarczy ta mała 100 metrowa adrenalinka, a i do domu pora zwłaszcza, że słońce nad łąkami było już wysoko. 


12 komentarzy:

  1. Świetna opowieść i fajne zdjęcia. Mgła, budzący się do życia staw, ciekawskie ptaszki, a na deser dzicza rodzinka - czego chcieć więcej :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Niczego więcej, zwłaszcza jeśli się idzie na ptactwo wodne. Dochodzę do wniosku, że najlepiej nic nie planować i wtedy, cokolwiek sie zdarzy, jest fajne.

      Usuń
  2. Ale fajna historia :). Dzikuny bezbłędne, Małyrudy najlepszy, przecież fajniej w ciepełku :). No i te puchate kulki zaglądające prawie w obiektyw. Zazdroszczę, ale w pozytywnym znaczeniu. Bardzo mi się podobają również zdjęcia pejzażowe 2 i 18. Lubię takie klimaty.
    Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mgły zawsze robią klimacik, a dziczy maluch był świetny. Ptaki w większości młode, jeśli zawsze były tam tak rano, to z pewnością nigdy nie widziały człowieka. Dziękuje i pozdrawiam.

      Usuń
  3. Mgly i takie ladne swiatlo, magiczny swiat , tylko przyroda tak potrafi, ciagle podziwiam Twoja wole by rano wstac, ja po boreliozie i kilku ukaszen, ostatnio, przez kleszcze troche sie boje, wiec z niejaka zazdroscia ogladam te cuda..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och nie, w lipcu dopiero drugi raz poszłam o tak wczesnej porze:)) Sa miejsca na łąkach, gdzie jest bardzo dużo kleszczy, nauczyłam się je widzieć i jeśli mogę omijam, a i tak po powrocie dokłądnie sprawdzam i siebie i ubranie. Nie chcę zapeszyć, ale w czatowni ani kleszczy ani komarów, ani nawet strzyżaków, nie ma, sa pojedyńcze muchy i osy. Nie wiem dlaczego tak jest, ale to jeszcze jedna ogromna zaleta tego miejsca:)) Dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
  4. Kapitalne zdjęcia z tą rozświetloną wodą! Świetne spotkanie. Gratuluje dzików (nieco się rumienię - dziękuję :)
    Jak zwykle świetnie się Ciebie czyta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! No cóż, boję się bliższego spotkania, kiedyś obeszłam ten staw dookoła i wiem gdzie jest ich babrzysko i, jak to nazywasz, święte drzewo, wiem którędy idą przez las i gdzie wychodzą na łąkę i to mi wystarcza. Choć teraz pomyślałam, że złamana sosna koło czatowni jest tak rosochata, że mogłabym na nią, w razie czego zwiać.

      Usuń
  5. I znowu ponanormatywnabioróżnorodnośćmaruńska (brak spacji - celowy). Świetne te dziki nad bajorkiem. Pani Grażyno, proszę się nie obwiniać. Jako ociupinkę bardziej zaawansowany czatowniany, wiem, że czasem ciężko opuszczać budy, ale przecież nie można się do nich przeprowadzić na stałe. Tzn. chyba nie można :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Było ich znacznie więcej, ale ze statywu się nie dało, a z ręki nie wszystko wyszło. Czatownię remontowałam dwa razy, ale przy tej pogodzie igły opadaja błyskawicznie i gdyby nie jutowy daszek, i gąszcz świerkowy w którym stoi, nie nadawałby sie już do użytku, a jednak gdyby nie obowiązki mogłabym tam siedzieć bez końca. To chyba jakiś rodzaj uzależnienia.

      Usuń