Rok temu na mały rekonesans wpadły w połowie września.
Podsłuchałam jak gawędziły z jaskółkami i mazurkami, ale błędnie
zinterpretowałam przyczynę, która skłoniła je do krótkiej tylko wizyty w moim
ogrodzie. Sprawa wyjaśniła się w tym roku, rankiem 23 września. To nie było
niewielkie stado, to była prawdziwa inwazja. Ze dwie setki szpaków zakołowały
kilka razy nad domem
i zabrały się za robotę. Każdy jadł to, co mu najbardziej
smakuje. Część wybrała śpiące jeszcze w trawach koniki polne, muchy i rosówki co
po nocnych eskapadach nie zdążyły jeszcze wrócić do domu,
część pałaszowała
przejrzałe, miodem pachnące śliwki węgierki, których nie udało się zebrać bo
były zbyt wysoko.
Niektóre poleciały w młody winoroślowy szpaler i objadły
niezbyt liczne grona do czysta, a inne wypatrzyły stary krzew winorośli rosnący
za srebrnym świerkiem i solidnie go przetrzebiły.
Spłoszone siadały na drucie i czekały aż zniknę z pola widzenia.
Przyznam, że czegoś takiego jak
żyję nie widziałam i kiedy przyleciały następnego dnia i przysiadły na rajskiej
jabłonce zmartwiałam.
Co będą jadły kosy, kwiczoły, grubodzioby czy jemiołuszki,
kiedy przyjdą mrozy. Na szczęście jabłuszka im nie podpasowały. Wykończyły
winogrona odpoczywając od czasu do czasu na świerku,
oskubały wyjątkowo obficie
w tym roku owocującą aronię, dokończyły resztki słodziutkich borówek i
odleciały.
Jeśli tak się zachowują latem w wiśniowych sadach to nie dziwię się,
że sadownikom na ich widok włosy stają dęba, ale też przyszło mi do głowy, że
nie bez przyczyny niegdysiejsze miedze obsadzone były wszelkiej maści owocowymi
krzewami i drzewami i szpacze stada mogły się tam najeść do woli, nie czyniąc
szkód w sadach. Rok temu z powodu suszy w połowie września w ogrodzie nie było
już nic do jedzenia i zapewne taką informacje otrzymały szpaki od
wszędobylskich i wszystkowiedzących jaskółek. W tym roku nie mogły spytać
jaskółek, bo te akurat polowały przy głogowym zagajniku.
Ale i nie musiały, bo
wszystkie stworzenia w okolicy wiedziały, że po długotrwałej suszy tegoroczne
letnie deszcze nareszcie przyniosły owocowe szczęście i ludziom i ptakom. Uwielbiam
słuchać ich gadania tuż po przylocie z zimowisk i zaraz potem ich cudownych pieśni
miłosnych. Miło było i teraz słuchać całkiem innego, szpaczego młodzieżowego harmidru
i miło było patrzeć jak
„… na krzewiny, na łodygi
lezą, pną się na
wyścigi
na wyścigi, na wyprzody
najpiękniejsze rwą jagody”
W mojej okolicy pod lasem, a i w lasach można spotkać dzikie
porzeczki, wiśnie, czereśnie ptasie. Można było kiedyś, mogę i ja teraz
posadzić dzikie wino, winorośl, aronię albo i wspomniane czereśnie. Jak się przyjmą
i poradzą z konkurencją oraz mrozem to niech sobie rosną miedzom na urodę a
szpakom na zdrowie.
W poście wykorzystałam fragment „Na
jagody” Marii Konopnickiej
Zdjęcia cudowne! A te na drucie siedzące w rządku to jak motyw na tkaninę :)
OdpowiedzUsuńU mnie z oknem jest wielka topola i szpaki przylatują tam jesienią wielką gromadą. Co dziwne, wlatują w to drzewo i wlatują, wydaje się, że bez końca i... nikną. Wygląda to jakby na tym drzewie były wrota do innej rzeczywistości.
Nie widać ich, ale za to słychać, są tak głośne, że nie słychać rozmówcy, jeśli się z kimś gada przy otwartym oknie. Potem nagle wszystkie w jednej niemal chwili wylatują i niebo robi się czarne od szpaczych skrzydełek :0
Dziękuję! Widziałam kiedyś coś takiego właśnie w mieście. Z daleka obserwowałam taką ptasia chmurę która zniknęła w drzewie. Specjalnie przeszłam na druga stronę ulicy i podeszłam pod to drzewo i było tak jak piszesz wrzask okropny, a ptaków nie było widać, aż się jeden pokazał i okazało się, że szpak. Pięknie to zaobserwowałaś i napisałaś o tym przenikaniu. Ja z tamtego zdarzenia zapamiętałam tylko to, że nikt prócz mnie na to nie zwracał uwagi, raczej patrzono na mnie, że tak dziwnie zaglądam w drzewo.
UsuńU mnie już się chyba ludzie przyzwyczaili, że fotografuję kontenery, śmietniki i różne murki, a nawet jak jestem bez aparatu, to wzrok mam sfokusowany na niepozornych szczegółach :) Ale czasem ktoś pyta: co pani tam widzi. Ja mówię i pokazuję; zdarza się, że ktoś podzieli mój zachwyt, tak jak ostatnio było przy niebieskościach na ścianie warzywniaka...
UsuńU mnie na wsi też wiedzą, że fotografuję i nawet przywykli do tego, że chodzę w siatce, ale wtedy to była druga sytuacja tego samego dnia. Najpierw leciały żurawie, usłyszałam je tak samo jak na wsi, najpierw je słyszę a potem podnoszę głowę, ale wtedy w mieście nikt ich nie słyszał, nikt nie szukał oczami.Ludzie gnali gdzieś przed siebie, a potem te szpaki. Ja się ucieszyłam, ale tylko ja. Wydało mi się to smutne, ten cały miejski pędzący, ślepy świat.
UsuńAle widowisko! tez takie najazdy ogladalam na wsi mazowieckiej. JAkie one sa pieknie... kropkowane, blyszczace! Piekne sa te zdjecia wsrod lisci drzew. Ale radocha!
OdpowiedzUsuńKilka lat temu widzialam najazd taki na jarzebinowe drzewka, na mojej uliczce warszawskiej, w grudniu, a byly to sliczne jemioluszki, wylecialam w kapciach i pizamie, tylko cos tam na sie narzucilam, robilam zdjecia a aparat pewnie tak nerwowy jak ja zacinal sie , troche zdjec jednak udalo sie zrobic.
Takie niespodzianki pamieta sie cale zycie.
Było zjawiskowo i ta ich ogromna liczba i, że kropkowane i ten cały hałas. Wiosna nigdy ich tyle nie przylatuje. Czekam na jemiołuszki, może w tym roku wcześniej przylecą?
UsuńU mnie to samo za oknem. Mam w ogrodzie starą gruszę obrośniętą dzikim winem i właśnie tu buszują gromady szpaków. Wtedy bardziej otwieram okno i słucham, bo widać ich niewiele, tylko gąszcz się kotłuje. Ale są mocno płochliwe i kiedy stanę w oknie z aparatem, uciekają natychmiast. Dlatego zdjęć nie mam, nie chcę płoszyć szpaków, niech ucztują.
OdpowiedzUsuńA to, że jesteśmy osamotnione w zasłuchaniu się w przyrodę jest smutne. Też się często zatrzymuję, gdy coś usłyszę lub wypatrzę. A wszyscy dookoła biegną gdzieś, głusi na cuda, jakie ich otaczają...
Większość tych zdjęć teżrobiłam przez okno, bo inaczej płoszyły się i odlatywały. Czasem wydaje mi się, że my mamy inne uszy i słyszymy każde kwaknięcie, ćwierkniecie, że o oczach już nie wspomnę. A w dodatku i gęsi i żurawie maja tak donośny głos, że nawet w mieście, gdzie jest hałas świetnie je słychać, a jednak ludzie wolą je oglądać w telewizji. Dzisiaj od rana leciały żurawie, sześć dużych stad, piękny widok.
UsuńTakie ilości szpaków ostatni raz widziałem na Wyspie Sobieszewskiej 2 lub 3 lata temu. Wiesz, ja lubię te ptaki. Wprawdzie nie dziwię się, że Cię zmroziło gdy siadły na rajskiej jabłoni, wiadomo co to zwykle oznacza :) ale lubię na nie patrzeć. Są w gruncie rzeczy naprawdę piękne. Mają jedynie pecha, że są masowe.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz się zdarzył taki nalot, no i ta masowa konsumpcja. To tak trochę jak szarańcza, ale bardzo mi się podobało i, że były i, że tak masowo. Pamiętam te Twoje kropkowańce, nigdy wcześniej nie widziałam szpaków w takim umaszczeniu i doczekałam się.
UsuńFajne spotkanie, piękne kadry i cudowna, taka sielankowa opowieść, taka zapowiedź leniwej, ponurej i przytulnej jesieni. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTaka zapowiedź była przez godzinę dzisiaj koło 17.00. Nagle przyszły potężne ciemne niskie chmury i zrobiło się niemal ciemno, a jeszcze rano w słońcu leciały stada żurawi. Co poradzić, jesień. Dziękuję i pozdrawiam.
UsuńPiękne zdjęcia
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńMoja siostra-sadowniczka najchętniej wypleniłaby ten gatunek z powierzchni ziemi. No cóż, doskonale ją rozumiem, bo kilka takich stad może pozbawić ją środków do życia. Ja na szczęście nie mam sadu, więc mogę je lubić:) Nie wiem, jak u Ciebie, ale jesienią nad Biebrzą można ustawiać według nich zegarki. Na nocleg lecą zawsze o tej samej porze, niezależnie od pogody, wiatru itp.:)
OdpowiedzUsuńTez je lubię. Czytałam na forach, że nic tak nie skutkuje jak siatka, podobno też w roli odstraszaczy skuteczne są gniazdujące jastrzębie lub sokoły:)) Były przelotem, dwa razy, ktoś im doniósł, że u mnie są jeszcze owoce, zjadły i nie wróciły.
UsuńSiatka jest skuteczna w ogrodzie, ale wyobraź sobie, że stosujesz ja na 10 ha. PS. W okolicach Grójca o sokoły też raczej trudno:)
UsuńO ptakach wiem z pr. tv. Właściciele dużej winnicy w okolicach Łodzi (Grójec to przecież blisko) mówili, że ochronili w 100% tegoroczne zbiory fundując gniazda dwóm jastrzębiom i bodaj jednemu sokołowi, drapolowe patrole skutecznie odstraszyły szpaki. O siatce wiem że jest cholernie droga.
UsuńJa w tym roku widziałam raz taką chmarę nad łąką, ale poleciały gdzieś dalej. Bo u mnie to susza i mało owoców... A miedze zaniedbane, nie ma co jeść.
OdpowiedzUsuńDawno temu, stadko przyleciało w listopadzie i usiadło na łące na dziczych buchtowiskach, nie miałam pojęcia, że to szpaki, dopiero w domu w kompie, ale już nie miały takich jasnych strzałek. U nas pada i podobno wszędzie pada to i Twoja okolica wróci do normy.
Usuń