To jedna z letnich historyjek, której nie zdążyłam
opowiedzieć. Pod koniec lipca wiele ptaków wyprowadza młode, wyprowadziły i
gąsiorki. Gniazdowały gdzieś blisko, a ponieważ gniazdo zwykle zakładają w
gęstych niezbyt wysokich krzewach, więc możliwe, że miały je w moim ligustrowym
żywopłocie. Niezbyt się z tym obnosiły, ot czasem wcześnie rano można było
zobaczyć czatującego samczyka .
Pewnego dnia na śliwkowej gałązce
przysiadła pani gąsiorkowa. Nie polowała, ale uważnie lustrowała okolicę,
pomyślałam wtedy, że na coś się zanosi i miałam rację.
Już następnego dnia na
młodym rosnącym od strony drogi świerku pojawił się samczyk i gąsiorkowe
dziecko. Tata cierpliwie tłumaczył, że pora nauczyć się samemu zdobywać pokarm,
dziecko słuchało z rozdziawionym dzióbkiem,
ale kiedy tata powiedział,
- popatrz jaka wielka, wspaniała łąka, to tam są te
wszystkie smakowite rzeczy, którymi do tej pory razem z mamą karmiliśmy cię.
Może teraz polecimy tam razem i spróbujesz sam coś upolować?
- ale tatusiu, czy mógłbyś jeszcze ten jeden raz nakarmić
mnie, jestem taki głodny.
- w takim razie obejrzyj dobrze gałązkę, na której siedzisz,
może tam znajdziesz jakiś mały kąsek i jak zjesz to polecimy na łąkę.
Mały gąsiorek pochylił głowę i nic nie znalazłszy zleciał na
niższą gałązkę i zaczął ten znany wśród ptasiej dziatwy żebraczy taniec. Kręcił się i potrząsał żałośnie skrzydełkami błagając o coś do jedzenia, bo
inaczej zaraz umrze z głodu.
Ojciec odleciał na łąkę, a ten patrząc w ślad za
rodzicem ciągle jeszcze popiskiwał i potrząsał skrzydełkami.
Dziecięce błagania
dostrzegła mama, ale okres wkładania jedzenia do dzioba minął bezpowrotnie.
Upolowaną muchę mama nadziała na świerkową igłę i rzuciła maluchowi krótkie,
- tu jest twój podwieczorek, i odleciała.
Zadowolony malec
natychmiast podleciał we wskazane miejsce i wydobył kąsek spośród świerkowych
igieł. W tym czasie tata na świerku obok umieścił jakiegoś robala, który także został odnaleziony i błyskawicznie skonsumowany.
Świerk był wykorzystywany
przez gąsiorkowych rodziców jeszcze kilka razy do nauki gdzie chować nadmiar
jedzenia.
Dzień później przyszła kolej na naukę polowania na koniki polne. Mama
upolowawszy piękną sztukę podleciała do siedzących na brzozie dzieci, pokazała
co ma w dziobie i wróciła na łąkę.
Wiadomo, że pasikoniki latają dość wysoko,
ale polować na nie najlepiej jak siedzą w trawie. Maluchy jednak nie
zrozumiały, dalej siedziały na brzozie, jeden spokojnie, a drugi trząsł się w
żebraczych pląsach.
W końcu zrozumiał, że to nie przelewki i sfrunął na łąkę do
czekającego rodzica. Ten spokojny widać był najedzony, bo został jeszcze na
brzozie pławiąc się w promieniach słońca.
Spotkany dwa dni później mody
gąsiorek wyglądał na dobrze odżywionego, czyli dawał sobie radę sam, a jednak
od czasu do czasu siadał na świerku i przeszukiwał igły licząc, że mama coś tam
jeszcze dla niego schowała.
Nic nie znalazłszy, odwróci się do mnie i nadzwyczaj dorośle powiedział,
- jestem jeszcze mały, ale już wiem, że najsmaczniej jedzenie to to które podawała mama.
- Tak mój drogi, to jedna z tych rzeczy które pamiętamy całe życie.
Ty naprawdę powinnaś pisać książki o przyrodzie dla dzieci/młodzieży. Jestem pewien, że moja praca byłaby wtedy o wiele łatwiejsza:)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Ja tak bardzo w to nie wierzę, że nie wykluczone, że to kiedyś wypali i w dodatku będzie udane.
UsuńGorzej, ja czytając Twoje wpisy sam czuję się jak dziecko ... szczęśliwe dziecko! Lubię to uczucie ;) Oczywiście nie pytam nawet ile jeszcze masz takich niewykorzystanych wcześniej zdjęć ... wiem ... sporo :)))
OdpowiedzUsuńCieszę się. Dzisiaj rano na zakupach ucięłam sobie krótka pogawędkę filozoficzną ze znajomą i ona powiedziała coś bardzo mądrego, że mamy obowiązek wobec siebie samego by żyć szczęśliwie, bo życie mamy tylko jedno:)) Jak nazajutrz mam trochę czasu, a jest ładna pogoda to zamiast pisać wolę na łąkę albo do lasu, i tak się zbierają łabędzie, dzięcioły, kokoszki i zając nad stawem, a potem zdjęcia przypominają chwila po chwili wszystko i to też jest fajne. Jeszcze raz dziękuję Ci serdecznie za gęsia fotkę, uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
UsuńPiękne, mnie się nie udało w tym roku trafić na młode. Ale za to mam dorosłych i tez nie zdążyłam o nich napisac.
OdpowiedzUsuńDzięki! A ja w tym roku miałam ich wyjątkowo dużo u siebie. Ostatnie mode spotkałam 16 sierpnia:) Jesień ma być deszczowa, a zima śnieżna, zdążysz napisać, a ja z przyjemnością poczytam.
UsuńTez dolaczam sie do zachwytow nad Twoimi opowiesciami, Twoje ksiazki , jezeli je napiszesz, zrobilyby dobra robote, potrzebujemy uczulic swiat na otoczajaca nas przyrode...a Ty to potrfisz robic niezwykle pieknie i przekonywujaco!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Ale wiesz przecież, że te moje opowieści to tylko jedna strona medalu, tej drugiej unikam jak ognia. Jeśli wreszcie uda mi się z tym zmierzyć to może...
UsuńGrażyno, przyłączam się do Wojtka i Krzysztofa, dzięki Twoim wpisom wracam do dzieciństwa i z uśmiechem dokańczam kawę. Nawet jesli nie wydasz książki, Twojego bloga będę czytała dzieciom :) Bardzo podoba mi się morał... :)
OdpowiedzUsuńMiałam szczęście być czytającym dzieckiem, a większość moich ulubionych autorów wierzyła, że zwierzęta są mądre, maja uczucia i myślą. To dzięki nim patrzę na świat jak patrzę. Dziękuję za piękny komentarz, to dla mnie największa nagroda.
Usuń