Należy do gatunku leśnych sprężynek, podobnie jak
mysikróliki, sikory czubatki czy pełzacze, a do kopciuszka podobny jest przez
ciągłe dyganie. Jego siła przetrwania tkwi w nieustannym przemieszczaniu się.
Podążając za nim wzrokiem można nabawić się oczopląsu, ale ma w sobie tyle
uroku, że warto czekać cierpliwie na nieliczne momenty spokoju, by przyjrzeć mu
się z bliska. Zaglądał do mnie, kiedy siedziałam w obrośniętej tarninami i
pokrzywami czatowni,
spotkałam go przy bobrowych jamach jak buszowały w ściętym
świerku,
w rosnącym przy tamie krzaku trzmieliny,
w stercie gałęzi,
ale nigdy
nie miał dla mnie dość czasu. Ostatnio często spotykaliśmy się przy młodniku
gdzie najprawdopodobniej wyprowadził dwa lęgi.
Tam pewnego słonecznego poranka
widziałam jedno z jego dzieci jak już samodzielnie polowało przy bobrzym
rozlewisku
i tam też spotkałam go zeszłej niedzieli.
Było inaczej niż zwykle, bez terkotania i
nerwowego przefruwania nad głową. Za całą informację, że wie o mojej obecności
miał wystarczyć uniesiony w górę ogonek i pośpiech, którego pewnie nie wyzbywa
się nigdy. Dyg za dygiem, przeskakiwanie z gałęzi na gałąź, zaglądanie w
zakamarki gdzie kryło się to, co my uważamy za paskudztwa, a on za smakołyki w
sam raz pasujące na niedzielne śniadanie.
W plątaninie utkanych przez bobry
patyków znajdował pajączki, chrząszczyki, larwy, czasem wracał na brzeg by przekąsić
jakieś nasiona. Latem lubi polować nad wodą na kijanki i młodziutkie rybki.
Zastanawiałam się jak to jest możliwe, że nie
spadnie ze śliskiego badyla. Ano nie spadnie, bo jego palce wraz z pazurkami to
niemal 1/3 długości jego ciała.
To tak jakbym na przykład ja miała stopy wraz z
pazurami długości pięćdziesięciu pięciu centymetrów. Tylko, że ja nie muszę łazić głową w dół po
bobrowych tamach( różne rzeczy podczas leśnych wędrówek wyczyniałam, ale tego
jeszcze nie próbowałam), a jemu to właśnie daje stabilność i bezpieczeństwo
podczas buszowania w labiryncie bobrowych konstrukcji.
Akrobata, szperacz, grotołaz,
niestrudzony zdobywca podkorzeniowych jaskiń, a tak na co dzień śliczny, mały,
dropiaty ptaszek, strzyżyk.
Niby taki niepozorny z wyglądu, a jeśli się dobrze przyjrzeć, to piórka wyglądają jak pokarbowane, co czyni go niesamowicie interesującym obiektem do obserwowania. Świetna historia!
OdpowiedzUsuńZ wyglądu przypomina miniaturkę niegdysiejszej wiejskiej kury i też myślałam, że ma karbowane piórka. Dziękuję!
UsuńTo jeden z tych gatunków, które bardzo chciałbym sfotografować, ale ... one wyraźnie tego nie chcą:)W tym roku znalazłem 3 strzyżykowe gniazda, ale nic z tego nie wyszło. W ubiegłym, miałem doskonałe miejsce, tyle tylko, że światło zaglądało tam przez kwadrans i mały diabeł doskonale o tym wiedział. No cóż, tak widocznie musi być. Jedni mają swojego króliczka, a ja mam swojego strzyżyka:)
OdpowiedzUsuńRok temu kiedy lato było bardzo suche spotkałam go przy mojej studni, ale tylko raz. Za to na łąkach przy rowach porośniętych wierzbą często, ale leciał zaraz na druga stronę i znikał, tak samo przy młodniku, wleciał za płot i koniec. A tym razem pogoda była paskudna i pewnie był głodny, szkoda tylko, że szaro-buro było i deszczowo.
UsuńRaz udalo mi sie go sfotografowac, rzeczywiscie jest strasznym wiercipieta, ladny i sympatyczny ptaszek...
OdpowiedzUsuńOj tak, tak, nie usiedzi ani minuty.
UsuńNigdy mi się nie znudzą, często je spotykam i zawsze z niezmienną przyjemnością fotograuję. Małe wiercipięty :) Fajne spotkania i świetne obserwacje. Brawo!
OdpowiedzUsuńOstatnio trochę saren wychodzi na łąkę, a w lesie nic i nic, więc jak go zobaczyłam i w dodatku pozwolił się fotografować, to byłam bardzo szczęśliwa. Tylko sam wiesz, mżawka i światła tyle co na lekarstwo. Dzięki!
UsuńPięknie
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńWciągająca opowieść, cierpliwie wypatrzona, choć główny bohater z adhd:). Proszę o wersję drukowaną tych fotoopowieści, zwłaszcza w wersji dla najmłodszych. Przeszukałam ostatnio księgarnie w poszukiwaniu ciekawej naturo-lektury dla dzieci i NIC...... To 'dla dzieci' to komplement, bo wiadomo, że to wymagające gadziny:). M.
OdpowiedzUsuńTo bardzo miły komentarz, dziękuję. Czasami myślę o wersji papierowej, ale istotnym elementem blogowego opowiadania są fotografie. Łatwo jest zapakować do bloga 30 zdjęć i tu stanowią one całość, a w książce to jest kłopot. Może kiedyś odkryję jakiś złoty środek. Pozdrawiam!
UsuńOj, uwielbiam te maleństwa, te skaczące okruchy lasu. Nie są Łatwe do uchwycenia, tym bardziej podziwiam taką ilośc pięknych ujęć.
OdpowiedzUsuńMżawka, cisza, spokój i mój bezruch sprawiły, że przez chwilę był całkiem blisko. Dziękuję, też je uwielbiam.
UsuńStrzyżyk :). One lubią żyć w lasach iglastych, ale mam wrażenie, że oprócz tego czują się dobrze z dostępem do zbiornika wodnego - u mnie najliczniej je słyszę na śródleśnym bagnie (w sumie podobnie jak świstunki). Zazdroszczę zdjęć, ja tego ptaka nawet na oczy nie widziałam, tak wysoko się kryje w koronach drzew. Pozdrawiam, Patrycja :).
OdpowiedzUsuńA ja go spotykam wyłącznie nisko w gałęziach, przy strumykach, rowach i bobrowych bajorkach, a świstunki na leśnych górkach, ale trochę wyżej. Dziękuję za komentarz i życzę szybkiego spotkania ze strzyżykiem. Pozdrawiam!
UsuńBardzo apetyczne zdjęcia. Przypomina mi to wszystko sałatkę z kiełków, a strzyżyk pączka (z tym zadartym kuprem w sam raz żeby chwycić i przegryźć ;)
OdpowiedzUsuńNo co ja ci znowu będę mówić: obiecujesz i spełniasz obietnice.
Dziękuję! Nie miał konkurencji to i się trochę upasł:)) Bobry często robią sałatki, ostatnio furorę robi ta z pędów leszczyny, muszę zrobić zdjęcie.
UsuńOj tak, chcemy więcej sałatek! ;)
UsuńChwilowo, zasadniczo, pobieżnie nadłamałam rękę i jako jednostronny kuterręka niby pstrykamy, ale tylko pod domem, bo do lasu mam zakaz wstępu pókim w gipsie, więc najprędzej w grudniu:)))
Usuńurzekający wiercipięciuch :) bardzo podoba się zdjęcie w trzmielinie
OdpowiedzUsuńDziękuję! W trzmielinie to była trudna sprawa, koniec października, koło 16.00, gałązki i pochmurno.
UsuńGrazynako! przeczytalam ,ze zlamalas sobie reke! szczescie w nieszczesciu, ze lewa! mam nadzieje,ze juz sie "przyzwyczailas" i potrafisz jedna reka dobrze funkcjonowac! JA w ostatnich trzech latach zlamalam dwa razy..raz lewa , tak tylko podlamalam i w tym roku prawy bark...mozna funkcjonowac calkiem dobrze...zycze Ci powrotu do "normalnosci" i czekam na nastepne posty! Sciskam!
OdpowiedzUsuńTrzy dni koszmarnego bólu, na szczęście mam to za sobą. Złamanie bez przemieszczenia, ale gipsu 6 tygodni (tydzień już z głowy) i niby daję radę, nawet kawę w ekspresie zrobię i aparat tak ustawiłam, że jak Ty, pstrykam jedną ręką, ale do lasu boję się iść zwłaszcza, że u nas dzień w dzień pada. Jak bolało to pomyślałam co Ty przechodziłaś. Dziękuję serdecznie za wsparcie i pozdrawiam.
Usuń