Pstryknąć mu fotkę w locie, to żaden problem, ale zrobić
jedno dobre zdjęcie podglądając bielika z ukrycia to, albo trzeba mieć
szczęście, albo się solidnie przygotować, a najlepiej jedno i drugie.
Z tzw. do
trzech razy sztuka straciłam już dwa, pierwszy w styczniu, a drugi we wrześniu.
Kończąc Drapieżny
sierpień napisałam cdn. i nastąpił, ale nie taki jak
myślałam. Tamtego dnia na łąkę wróciłam koło jedenastej i spodziewałam się, że
dobrą godzinę przesiedzę na pusto. Ptasia ostrożność przeszła jednak moje
oczekiwania, a może to nie była ostrożność tylko inna możliwość zdobycia
pokarmu, pół kilometra dalej kombajn kosił pszenicę, a wiadomo, że wtedy można
liczyć i na myszy i zajączki, albo jakieś spóźnione lęgi. Dopiero koło
czternastej zobaczyłam dwa bieliki siedzące na modrzewiowej suszce w pobliżu
czatowni.
Nie tylko bieliki były zainteresowane obiadem, nie wiadomo skąd pojawiła
się kania ruda, przez moment widziałam krogulca, był błotniak, orlik oraz, a
jakże by inaczej kruki.
Jednak zobaczywszy, że zmierzam w kierunku czatowni,
wszyscy wynieśli się na stare pszeniczne rżysko, więc i ja dałam spokój. W
poniedziałkowy ranek bielik lustrował łąkę, a to znaczyło, że przyzwyczaił się
do miejsca i myślałam, że może wkrótce uda mi się zobaczyć go w akcji z bliska. I ponownie amatorów było sporo, pojawi się też drugi bielik, ale na kurzynę usiadły tylko kruki.
Zrobiłam sobie dzień odpoczynku. Wiedziałam, że
gdzieś robię błąd, albo nawet kilka błędów i w środę zasiadłam w czatowni grubo
przed świtem, zanim jakikolwiek ptak się obudził, zanim pierwsze kruki
wyleciały na patrol i to było bardzo dobre posunięcie.
Szkoda tylko, że reszty
nie przemyślałam tak gruntownie. Najpierw zjawił się jeden kruk, po chwili były
już cztery, siedem, a w końcu siedemnaście.
Nadleciały po cichu i bez nawoływań
i korkowania zabrały się do jedzenia. Ale już po pięciu minutach zaczęły się awantury
i odloty niby ze strachu.
Myślałam, że odstraszają się nawzajem i nagle
usłyszałam szum potężnych skrzydeł i zobaczyłam jak nad kruczym stadem zawisł
bielik.
Przejrzał się dokładnie, gdzie leży jedzenie i zaatakował, niestety nie
udało mu się, źle wymierzył i w szponach zostało tylko źdźbło trawy.
Spróbował
jeszcze raz i jeszcze, ale kruki latały za nim jak F-16 starając się pokazać
przewagę liczebną, i przeszkadzać jak tylko się da. Po kolejnej nieudanej
próbie przysiadł trzydzieści metrów dalej na łące, zmęczony i zdumiony
niepowodzeniem, a ja przeklinałam AF który piłował gałęzie, bielika nie widząc wcale.
Wreszcie ptak poderwał się i spróbował jeszcze raz dostać do kurzych porcji.
Coś
się działo z obiektywem, ale z zamieszania i emocji nie wiedziałam, co. Ptaki
były tak blisko, że z trudem je łapałam.
Jest bardzo prawdopodobne, że bielik
dopiął swego i umknął ze zdobyczą, bo kruki jeszcze chwilę nerwowo latały, a
potem usiadły w trawie rozglądając się z żalem. Nie sądziłam, że potyczka
dużego bielika ze stadem kruków będzie taka trudna i, że kruki z taką determinacją
będą bronić tego, co znalazły. Kiedy i ja ochłonęłam, zobaczyłam co się stało z
obiektywem, w tej całej szamotaninie, kręcąc nim na wszystkie strony by nadążyć
za akcją zaplątałam go w moskitierę i najważniejsze zdjęcia w życiu robiłam
przez siatkę.
Zwlekałam z napisaniem tego posta, bo ciągle miałam nadzieję, że
jeszcze przylecą, ale we wrześniu wiadomo, polowania i co za tym idzie mnóstwo okazji
do łatwego zdobycia jedzenia. Może to i dobrze, bo kilka spraw przemyślałam,
trochę poczytałam. Pewnie kiedyś przyjdzie taki dzień, że się spotkamy i ja będę
o tym wiedziała, a on nie i uda mi się zrobić ładne zdjęcia. Prawie udało się z
jeleniami, uda się i z bielikami. Muszę tylko być cierpliwa, a wtedy, nie, nie,
nie założę sobie pętli na szyję i trzeciej części nie będzie, będzie taki zwyczajny
bielikowy post.
Mnie tylko pozazdrościć zostaje. Piękne te drapole, że o krukach nie wspomnę :-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie w ten ostatni dzień kruki były fantastyczne , nie wiedziały, że tam siedzę, tylko, że to na bielika czekałam i tylko o nim myślałam, no i na koniec sama z siebie się śmiałam. Dziękuję!
UsuńO świcie, a nawet przed świtem... niesamowite to dla mnie i nie do osiągnięcia, chyba żebym się nie kładła wcale.
OdpowiedzUsuńZdjęcia i tak są niesamowite, choć przez siatkę. A dodatkowo robi na mnie wrażenie nagi, koronkowy modrzew ponad innymi drzewami.
Dokładnie o 4.12, ale na wsi to nic nadzwyczajnego, najgorzej wyjść z domu, a potem to już tylko myślisz czy przylecą. Modrzew niestety usechł, ale przez to jest dla nich taki atrakcyjny jako punkt obserwacyjny, nic im nie zasłania widoku. Szkoda go, dość często robiłam zdjęcia tej miedzy i muszę poszukać, czy mam go jeszcze żywego.
Usuńi jest historia! to zaplatanie w siatke dodalo dramaturgii Twojej opowiesci..a pewnie kiedys przyjdzie ten dzien, ze Twoje zdjecia Ciebie zadowola, ale my czytacze Twoi i tak jestesmy zachwyceni, mnie zdjecia krukow uwiodly! i niech Ci te 5 tygodni uplynie szybciutko...
OdpowiedzUsuńTaki z tego gipsu pożytek, że siedzę i nadrabiam zaległości. Nie chciałam o nich pisać, bo rzeczywiście zależało mi na ładnych zdjęciach, tylko nie wiem po co, bo i tak zawsze sama historia jest najfajniejsza, no ale naszło mnie i już, a trzeba było te kruki obserwować, a nie nasłuchiwać i wypatrywać bielika. Dzięki!
UsuńZdjecie nr 24 !! cudne
Usuń:)))
UsuńStado kruków wygląda wspaniale, zazdroszczę kani i orlika. One lubią żyć w pobliżu wody. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńI orlika i kanię widuję co roku, niestety nie wiem gdzie mają gniazda, może kiedyś uda się wyśledzić, ale najbliższa solidna woda jest 1,5 km ode mnie. Dziękuję i pozdrawiam.
UsuńAno właśnie, mi się niestety orlika jeszcze spotkać nie udało. Tym bardziej podziwiam Twoją Warmię. Kanię tylko raz w tamtym roku zobaczyłam nad jeziorem, pewnie rudą.
UsuńŻyczę Ci by w przyszłym roku przyleciały i orlik i kania.
UsuńTy za bielikami, a ja za świteziankami się bezskutecznie uganiam. Kiedyś na pewno się uda :-). Dobrze mieć jakiś cel :-).
OdpowiedzUsuńNa początku czerwca wybrałam się na kajak i na rzece przy brzegach były setki świtezianek, lubią też niewielkie zarośnięte strumyki. Wierzę, że obu nam się uda.
UsuńKurczę, zdopingowałaś nas do stawiania budy, jak nikt:) Super reportaż! Dopadniesz go. Ja to czuję!
OdpowiedzUsuńŹle ją zlokalizowałam, bo teraz tam jest długo cień, ale to że jest to skarb:)) Mam nadzieję, dzięki:))
Usuńale super obserwacja ! bardzo podoba mi się zdjęcie mijania bielika i kruka.. i stado kruków, wygląda wspaniale :)
OdpowiedzUsuńPrzeszłam przez to z "gorącą głową" i mam nadzieję na spotkanie na zimno i dobre zdjęcia. Zrobiłam ich wtedy wiele, a tylko te jako tako nadają się do ilustracji. Dziękuję!
UsuńCały ambaras wynikał z faktu, że to młody bielik. Kruki doskonale wiedza co wtedy robić. Nie boją się młodych bielików, a te są zbyt nieporadne by im w jakikolwiek sposób zagrozić. Kruki czy coś nadlatuje czy nie, co jakiś czas podrywają się - taka taktyka przepłaszania ewentualnych konkurentów ale też sposobność do rozejrzenia się po okolicy czy nie nadchodzi lis lub inne zagrożenie.
OdpowiedzUsuńInna sprawa, że młody lis ze stadem kruków też sobie nie poradzi :) Fajne zmagania. Od ponad roku nie siedziałem w budzie, ale tej zimy chcę kontynuować pracę nad krukami. Mam już sporo materiału i obserwacji. Chodzi mi po głowie jakaś monografia poświęcona Im właśnie ;)
To dlatego on tak długo się przymierzał i potem zgłupiał gdy musiał latać wśród tych czarnych pocisków:) Usiadłam przez żniwa, normalnie są na początku sierpnia i na rżysku królują bociany, ale w tym roku przez deszcz były w końcu sierpnia i zamiast bocianów zleciały się drapole, żal było nie skorzystać i żałuję, że wcześniej nie poczytałam o zachowaniu bielików:) Bardzo dobry pomysł z krukami, są niesamowite.
UsuńNormalnie cała plejada drapieżników tam u Ciebie występuje... Wspaniałe widoki i spostrzeżenia. Wierzę, że w końcu uda Ci się Spełnić swoje marzenie o Bieliku. Powodzenia.
OdpowiedzUsuńWiara czyni cuda i tego będę się trzymać. Łatwiej by było tak jak u Ciebie, nad wodą, ale teraz kiedy zrobiło się zimno, to może przypomni sobie stare kąty, żeby tylko wreszcie pokazało się słońce. Dzięki!
Usuń