W mojej okolicy gniazdują, co najmniej cztery pary. Jedna
nad Nenufarowym Jeziorkiem, druga za drogą do Szynowa w okolicy starego
cmentarza, trzecia na skraju lasu przy Marunce i czwarta w okolicy bobrowisk
przy Dużej Kępie. Najczęściej najpierw słychać ich nawoływanie kije, kije,
kije, potem zadziera się głowę i widzi je krążące nad łąką, polem, lasem.
W tym
roku miałam szczęście widzieć ich szalone toki nad Muaruńskimi Łąkami,
widziałam jak konsumują małżeństwo na suchej brzozie przy szosie do Szynowa,
ale to wszystko było wysoko i daleko. Miałam
też szczęście przyłapać je kilka metrów od drogi jak na ściętym pniu jadły coś,
co upolowały. Ich czujność opiera się
głównie na bystrym wzroku, a już odgłos kroków nie robi na nich wrażenia. Ja
podchodziłam pod górkę wąwozem, one, nie widząc mnie siedziały na skraju
wykarczowanej polany. Wystarczyło, że zobaczyły moją głowę i o zdjęciach nie
było mowy, uciekły. To był ostatni raz, kiedy parę znad Marunki widziałam razem.
Od dwóch tygodni widać tylko jednego ptaka, a to oznacza, że drugi siedzi na
gnieździe i, że za dwa miesiące nad łąkami zobaczę młode myszołowy. Żal, że
zmarnowałam okazję, by zrobić im zdjęcia na ziemi spowodował, że w poniedziałek
zanęciłam pod czatownią. Jeden dzień nie
przyniósł żadnych rezultatów, ale drugi już był owocny, w dodatku jest o czym
opowiedzieć. Zaczęło się jak zwykle, od
kruczego patrolu i ogłoszenia okolicznym głodomorom, że jedzenie jest, ale ONA
tam siedzi. Po godzinie czekania, kiedy cierpliwość już, już się kończyła
usłyszałam szum skrzydeł i ciężki ptak usiadł gdzieś nade mną. Następne pół
godziny i zleciał na łąkę jakieś cztery metry od celu. Ani drgnęłam, wiedziała,
że świdruje krzaki wzrokiem. Przefrunął z drugiej strony już tylko dwa metry od
celu i tu mnie diabli podkusili przesunąć obiektyw. Poderwał się i tyle.
Pomyślałam, że o tej porze roku nie jest łatwo o niezmykające mięsko i, że
jeszcze wróci. Nie myliłam się tym razem usiadł centralnie naprzeciwko obiektywu,
ja tym razem byłam jak skała, a on zaczął jeść.
Skubał, odrywał, delektował się i
tracił czujność, przyzwyczaił się do trzasku lustra i migawki tak, że w
międzyczasie dałam rade wymienić baterię, a on nic. Idylla trwała do czasu, aż
kruk doszedł do wniosku, że się pomylił, co do mojej obecności w czatowni i
zaczął krążyć nad ucztującym myszakiem.
Atmosfera zrobiła się nerwowa. Myszołów wskoczył na leżącą obok gałąź i zaczął odkrzykiwać krukowi pokazując, kto jest znalazcą i właścicielem tej pokaźnej porcji i, że nie zamierza się dzielić.
W
końcu nie wytrzymał nerwowo, poderwał się i znowu usiadł na drzewie. Muszę
powiedzieć, że byłam wdzięczna krukowi, bo zmarzłam i zdrętwiałam na kość.
Opuściłam czatownię i mimo, że wyszłam z chaszczy dużym łukiem kruk żegnał mnie
krakaniem
- a nie mówiłem, że ona tam jest, nie mówiłem…,
a myszołów wtrącał swoje
- i co z tego, ważne, że się najadłem, i jeszcze się najem,
najem, najem…
Jakie one piękne!
OdpowiedzUsuńGrażyno uwielbiam z Tobą oglądać ptaki. Bardzo Ci jestem wdzięczna za te wycieczki, poranki i dni.
Ciesze się, że Ci się to podoba. Zawsze jak oglądam je w takiej np. akcji myślę, że ludzie widzą je tylko jak latają gdzieś wysoko, a one mają całkiem bogate życie, którego prawie nikt nie widzi dlatego lubię o tym opowiadać i jestem Ci wdzięczna, że to rozumiesz i doceniasz.
UsuńPtaki drapieżce, mam do nich pretensje, ze takie wlasnie sa, nie przebaczam im ze dobieraja sie do mniejszych ptakow, no ale musze przyznac, ze robia wrazenie i ze pieknie je uchwycilas...i jak zawsze zrobilas mi wielka przyjemnoc Twoim postem. Sciskam serdecznie
OdpowiedzUsuńNo, tak już ten świat urządzony, co począć. Ja się pocieszam tym, że jesteśmy od nich znacznie gorsi. One jedzą z głodu, my czasem z głodu, ale głównie dla przyjemności. Dzięki za zachwyt, są piękne jak lwy, tygrysy i inne drapieżniki i jak one jeść muszą. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńŚwietne! Gdybym był początkującym ornitologiem, po obejrzeniu tych zdjęć myszołowa rozpoznawałbym na 100%! PS. Co to jest, to szare na czym siedzi? On, ten myszołów:)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Od czasu do czasu mam taką potrzebę, przyjrzeć im się z bliska. To jedyne drapole które potrafię rozpoznać po głosie i upierzeniu, no może jeszcze bielika.:) To brzózka którą sąsiad wyorał u siebie i kropnął na moja łąkę i tu akurat za nią położyłam kury.
UsuńMożna by czytać, czytać bez końca. I bez końca się zachwycać, i opowieścią, i zdjęciami :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję pani Ewo, a ja naprawdę lubię o tym opowiadać, i ciesze się, że Państwo chcecie to czytać i ogladać.
UsuńNie ma jak rozpościerać nad padliną ;)
OdpowiedzUsuńHollywódzkie dialogi i bohater z offu nie przyczynią się do utraty naszej ciekawości w kwestii co też zaserwowała stołówka.
Dzięki, że nie brazylijskie. Ciekawość prócz głodu determinuje ogromna konkurencja i znane ciągoty bohatera z offu do oszukaństwa.
UsuńCoś wspaniałego, genialna sesja. Zazdroszczę. Jakbym miała możliwość też być może bym się podkusiła ale na odpadki z rzeźni, nie żadne kurczaki żeby była jasność. Wspaniały ptak.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobało mi się to jaki był zadowolony, że to znalazł i że był przed krukiem :)) To nie kurczaki, to porcje rosołowe po 1,45 za kg. kupione w mięsnym, (taka moja pokrętna logika). Miałabym możliwość wyłożyć padłe indyki ( niedaleko jest ferma) albo i coś większego, ale jeszcze nie umiem w sobie tego przełamać. Dziękuje i pozdrawiam.
UsuńWspaniałe ptaszysko! Absolutnie wspaniałe. Zazdroszczę takiego bliskiego kontaktu :). Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna.
OdpowiedzUsuńJest piękny, to fakt. Dziękuję i pozdrawiam.
UsuńFantastyczna opowieść i udane zdjęcia! Pozdrawiam:).
OdpowiedzUsuńDziekuję! Zdjęcia nie do końca udane, kiedyś pozbędę się emocji i może jak przestane się martwić, że ucieknie i zacznę focić na zimno to uda mi się. Pozdrawiam!
Usuń