Pierwszy raz w życiu zobaczyłam pleszkę kilka lat temu. Pięknie
wybarwiony samczyk w zachodzącym słońcu wyglądał jak zawieszona na drzewie dojrzała mandarynka.
Widywałam go potem często, ale raczej na czubkach wysokich
drzew. Pięknie śpiewał od rana do wieczora przez wiosnę i całe lato. Pewnego
majowego poranka parka przysiadła nieco niżej i pozwoliła zrobić sobie kilka zdjęć.
Potem różnie bywało, aż w tym roku, dwa tygodnie temu miałam szczęście spotkać je tuż po przylocie.
Śpiew samca ukrytego gdzieś w sosnowej gęstwie słychać
ciągle i sądziłam, że tak już zostanie, że z daleka będę widziała jak śpiewa na
stodole Marii, na gruszy, na sośnie.
Ale wczoraj, gdy zaraz po deszczu wybrałam
się na spacer, na drodze spotkałam podskakującego malucha.
Przemoczony samczyk pleszki jak i ja zmierzał
w stronę łąki.
Szedł przodem, a ja powoli za nim.
Miałam wrażenie, że odciąga
mnie od miejsca, w którym go zobaczyłam. Wreszcie wleciał w rosnące przy drodze
sosny i stamtąd mnie obserwował.
Gdy go obeszłam znowu przysiadł na drodze i
wracając zbierał wszelkiej maści robaczki a moje śledzenie już go tak nie
denerwowało.
W końcu przy stercie starych gałęzi leżącej pod świerkiem skręcił
i zniknął.
Dzisiejsze -4 i mgły spowodowały, że dopiero pół do ósmej wybrałam
się na łąki, ale nie doszłam, bo na drodze skakał kto? Oczywiście pan pleszka.
Dziś
spacer odbył się tą samą trasą, do sosen i z powrotem, ale, ponieważ się już
trochę znamy pozwolił mi znacznie bliżej podejść
i w powrotnej drodze poszliśmy, a właściwie ja za nim poszłam aż do krzyżówki. Łowił muszki, dżdżownice, i co
tam jeszcze w piasku lub trawie wypatrzył. W końcu przysiadł na gałązce i w słońcu,
które przedarło się przez mgły zaczął suszyć piórka.
Jednak nie wyprostował
się, cały czas zgarbiony, lekko rozpostartymi skrzydełkami osłaniał się niczym
peleryną, Pomyślałam, że… że jest stary, może to ten sam, którego kiedyś
zobaczyłam na brzozie. Zostawiłam go w spokoju by wygrzał stare kości, bo przed
nim huk roboty. By przetrwać w temperaturach, jakie zafundował nam kwiecień
musi codziennie zjeść, co najmniej tyle ile sam waży, nakarmić siedzącą na
jajach samiczkę, a potem jak pojawią się pisklęta, to przez dwa tygodnie będzie
harówka od świtu do nocy. A, że nie sam mieszka w gałęziach pod świerkiem wiem,
bo wczoraj tylko słyszałam, a dziś, może tylko na mgnienie oka, ale udało się zobaczyć.
Wygląda na to, że choć stary, ale doświadczony samczyk po raz kolejny zostanie
ojcem.
Nie ma wątpliwości, że sobie poradzi, bo mądre samiczki zawsze wybierają
najlepszych ojców dla swoich dzieci.
Cudowny! Choć trochę biednie wygląda taki przemoknięty. Oby szybko zrobiło się cieplej, żeby mógł się powygrzewać.
OdpowiedzUsuńNigdy chyba nie widziałam pleszki...
Myślę, że to od tego szukania jedzenia w mokrej trawie. Przy takich temperaturach musi zjeść 1,5 tyle ile sam waż inaczej zginie :) Kiedyś zobaczysz go pierwszy raz i potem żadne spotkanie Ci nie umknie.
UsuńPrzystojny ten Pan Pleszka - taki uwodziciel...:).Szczególnie zacnie prezentuje się na ostatnim, choć jakiś trochę potargany:)?. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńA ja zobaczyłam tego elegancika na sośnie to pomyślałam, że ten to jest od uwodzenia, a tamten od wychowywania, jeszcze nie zaczął a już sponiewierany, ale rosy ostatnio tyle.
UsuńCzyli potwierdza się, że wiek to tylko dodatkowy atut i dlatego trzymam kciuki za zmoklaka! PS. Raczej nie mieszka pod świerkiem, bo to typowy dziuplak:)
OdpowiedzUsuńWiadomo, że wiek to atut, szczególnie u panów. Pokręciłam z tymi gałęziami, wyczytałam, że czasem wije otwarte gniazdo w gałęziach, a ponieważ oboje z gałęzi wyskoczyli to tak mi się skojarzyło, ale tam blisko jest dużo drzew z dziuplami, a i przy stodole mogą gdzieś mieszkać, a tam tylko szukały jedzenia.
UsuńCudny Pan Pleszka! Biedak, trochę sponiewierany przez wiosnę, która nas moczy i chłodzi, zamiast wybuchnąć ciepłem w pełnym słońcu :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu pana pleszki. Rano u nas ciagle -2, -3 dla nich to koszmar, a jak ptak trochę w latach to już całkiem źle. Może w maju będzie cieplej.
UsuńBardzo lubię pleszki, to takie ciekawe i ładne ptaki, które znajdą swoją niszę nawet na skwerze w centrum wielkiego miasta jak miałam się nieraz okazję przekonać. Trzymam kciuki za tego samczyka i niech mu oraz jego rodzinie się wiedzie.
OdpowiedzUsuńDziękuję, dwa dni pod rząd wyglądał jak zmokła kura, może też być niedożywiony. Dzisiaj rano znowu było -2 ale za to teraz jest ciepło, much w trawie dużo, to się odrestauruje. Pozdrawiam
UsuńPleszka jest jednym z bardziej kolorowych ptaszkow, ktore spotyka sie w Polsce...u brata na wsi mazowieckiej zawsze zajmuje jedna budke przy domu a ja nie moge oderwac oczu od tego ptaszka, ogonek jego zawsze jest w ruchu. Twoje zdjecia smiesznie pokazuja go mokruśkiego, i jak zwykle Twoj komentarz dodaje uroku tej historii.
OdpowiedzUsuńZajrzyj sobie na blog mojej kolezanki miscaminos-meinewege.blogspot.com ktora jest entuzjastka ptakow, ostatnie trzy posty sa bardzo kolorowe, duzo pieknych w nich koliberkow.
ja mam jedną budke legową, bo miejsc przeróżnych do gniazdowania i tak jest dość i mam podejrzenie po tym jak wyglądało gniazdo (oglądałam przy czyszczeniu budki) to waśnie pleszka tam mieszkała, a w dodatku samczyk często śpiewał na sośnie obok. dzięki za linka chętnie zajrze i pozdrawiam serdecznie.
Usuńa ludzkie samiczki sadząc po ilości rozpadających się związków najczęściej się jednak mylą :))Pleszki są przepiękne, zaliczam je do pierwszej siódemki urodziwych ptaków kraju.;) Aaaa jaskółki już widziałem! Są u Ciebie?
OdpowiedzUsuńMoże dlatego, że mają duże parcie na seks, a małe na potomstwo, a u ptaków i nie tylko to jest nierozerwalne. Siódemka, no to jestem ciekawa, rozumiem, że wkrótce zrobisz u siebie wyliczankę :)) Jaskółki są od wczoraj, ale na razie niefotografowalne z powodu szybkości.
UsuńNie, chciałem napisać, że w pierwszej piątce obok m.in. szczygła, zimorodka, dudka czy gila ale gdy pomyślałem o żołnie, wildze czy krasce to wolałem przedłużyć listę :)))
OdpowiedzUsuńKraski i żołny nie widziałam, ale znajomy mieszkający w okolicy j.Podkówka twierdzi, że je widuje.
UsuńSamczyk pięknie ubarwiony. Często widzę, jak u mnie przemykają te kolorowe ptaki :) Wspaniałe zdjęcia, tylko tak troszkę smutno wygląda, taki przemoczony.
OdpowiedzUsuńCzy przypadkiem ptak na 4 zdjęciu od góry nie jest samicą kopciuszka?
Pozdrawiam serdecznie :)
Od tygodnia dwa pięknie wybarwione samczyki śpiewają u mnie każdy na swojej sośnie i ta samiczka z 4 była obiektem ich westchnień. Trudno powiedzieć, ale chyba samiczka kopciuszka jest trochę ciemniejsza. Są jednak sytuacje kiedy kopciuszki i pleszki parują się między sobą, więc kto wie? Ten przemoczony wyglądał na naprawdę leciwego ptaka i pewnie znacznie trudniej znosił nocne przymrozki. Może jeszcze uda mi się zrobić mu zdjęcie jak będzie suchy. Pozdrawiam!
UsuńAbsolutnie świetny spacer :)
OdpowiedzUsuńZdjęcie ósme od góry, na którym nasz bohater ujęty jest od strony mokrego mikrotyłeczka na drucikach, jest totalnie wzruszające ;)
Po czy poznałaś, że wiekowy? Tzn jest skołtuniony, ale - jak to po deszczu. Utykał jak szedł czy co?
Też mnie to wzruszyło, ma niezwykłe, szczudłowate nogi jak na takiego malucha :)) To taka moja obserwacja. Rok temu przyglądałam się staremu samczykowi kopciuszka, też był lekko przygarbiony, znacznie większa siwizna i nieco inny jakby lekko spłaszczony kształt głowy i głowa jakby trochę większa. Patrząc na tego tu też pomyślałam, że jest stary. Dwa pozostałe samce ( 1,5) mimo rosy i takiego samego zimna były wyprostowane, i dokładniej wykolorowane. To, że skołtuniony, nazajutrz deszczu nie było tylko zimno i rosa. Był tez przebudowany, tułów i głowa większe i te chude wysokie nóżki, o wiele bardzie widoczne niż u tamtych dwóch.
UsuńCzyli to, co u nas - zapadanie się w sobie i utrata kolorów. Eh!
UsuńSiwizna większa tak jak u nas i to przebudowanie bardzo widoczne. Wyścigowe młode samczyki i zgarbiony dziadek. Eh!
UsuńPani Grażynko, siedząc kilka dni temu na fotelu tortur u wyrwizęba widziałam przez okno pleszkę na płocie... I przypomniał mi się Pani post i zaczęłam sobie w myślach opowiadać tę historię :). Okazało się, że dałam radę swojemu największemu lękowi spacerując razem z Panią i pleszką :). Doskonały "odstresowywacz", dziękuję. Kasia z Olsztyna.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że chociaż tak mogłam ulżyć Pani w niedoli. Swoją drogą w XXI wieku mogłaby stomatologia być na tyle zaawansowana, by czujniki wykrywały że wiertło zbliża się do nerwu i byłoby bez bólu. Pozdrawiam serdecznie.
Usuń