a ponieważ powszechnie wiadomo, że najfajniej idzie się okrężną
drogą, to się trochę powłóczyłam po lesie. Dzięki temu udało mi się wpaść na
dwie sarny pasące się na brzegu niewielkiego rowu łączącego dwie tamy bobrowe.
To ich ulubione przejście, ich i dzików, niestety tych ostatnich już dawno nie
widziałam. Buchtowiska i owszem, dzików nie. Sarny nie bardzo się przestraszyły,
odskoczyły na kilka metrów i tak jak ja znieruchomiały, dzięki temu udało mi się
zrobić cztery krzywe zdjęcia, ale kiedy spróbowałam się, jako tako ustawić,
zwiały.
A bobry? Wzdłuż rowu łączącego dwa stawy wycięły kilkanaście dębów, kilka
olch, większość leszczyn i to nie koniec roboty, ciągle można tam znaleźć nowe
wióry. Wiadomo, że nie zleciły tych prac pilarzom tylko wykonały je osobiście,
w dodatku na wspomnianym rowie zwiększyły liczbę tam z pięciu do dwunastu. W
najgłębszym basenie pełnym wody pływało mnóstwo świeżych gałązek i kory, ale
bobrów ani na lekarstwo.
Postanowiłam spróbować wieczorem. Na miejsce dotarłam
w pół do piątej i zamiast błyskawicznie się zainstalować zaczęłam się kręcić
jak kura, co nie wie gdzie jajo znieść. Bo to środek lasu, dół lasu i ciemno.
Kiedy wreszcie usadowiłam się tak, że widziałam oba baseny, usłyszałam zwierza
idącego po wodzie, ciche chlupotanie, łamanie trzcin i natychmiast okazało się,
że nie jestem w stanie wykręcić obiektywu tak, żeby to zobaczyć. Znowu zaczęłam
się wiercić, a chlupotanie ucichło. Wreszcie statyw stał perfekcyjnie, ale i
ciemno się zrobiło beznadziejnie. Wypatrywałam, nasłuchiwałam i nic, w końcu postanowiłam
wracać. Wstałam i wtedy na środku basenu bóbr klasnął ogonem i tyle go
widziałam. Zrobiłam fotkę wody,
księżyc ładnie świecił, też mu zrobiłam
fotkę,
zeszłam na brzeg rowu by zrobić księżyc w wodzie i wtedy klasnął po raz
drugi przy samej tamie. Fota księżyca nie wyszła, bo woda zaczęła falować, nad
głową po pięknie granatowym niebie przeleciała para kruków i też ich nie zdążyłam
zrobić i kiedy myślałam, że jest ciemno jak diabli
i że to jest kompletnie
nieudana wyprawa, od strony Łapki, albo Lamkówka usłyszałam ten najcudowniejszy
głos, na który wszyscy fotografujący przyrodę czekają, krzyk żurawia żegnający odchodzący
dzień, po chwili jeszcze raz i wszystko ucichło. Więc żurawie, które widziałam
w sobotę nie były tylko przelotnie, to leciały moje żurawie i jak co roku, na
bagnie w Dużym Lesie czekają, aż zrobi się trochę cieplej, aż lód rozmarznie,
trzcina zacznie rosnąć, łatwiej będzie o jedzenia. A wtedy znowu będę się zrywać przed świtem, pędzić, na łąki, do lasu, nad rozlewiska i patrzeć na nie i patrzeć
i nigdy mi się to nie znudzi.
Chętnie wybrałabym się kiedyś z Tobą :)
OdpowiedzUsuńW lesie koło wsi moich rodziców byłam w październiku i widziałam bobrowiska - bobry zupełnie zmieniły wygląd lasu. jest zupełnie inaczej, nie poznałabym tych miejsc.
Ta ekspansja zaczęła się może 8 lat temu najpierw zasiedliły małe mokradło w środku lasu, z małego zrobiło się duże, leśniczy dostał szału, i znacznie im to ograniczył, a potem rozchodziły się w coraz to nowe miejsca i gdyby człowiek im nie przeszkadzał, 300 metrów od domu miałabym 6 ha pieknego rozlewiska, ale właściciel straciłby 6 ha łąki. :) Może kiedyś uda nam się wspólna wyprawa. Pozdrawiam!
UsuńEch, lepszy taki spacer, nieudany jak mowisz, niz żaden. A ja wlaśnie uskuteczniam spacery żadne, bo nie mam okazji i czasu. Fajne te krzywe sarny:)
OdpowiedzUsuńTo był wyjątkowy wieczór, bo wyraźnie się przejaśniło i myślałam, że w lesie będzie jednak więcej światła. W efekcie dowiedziałam się, że bobry wychodzą koło siedemnastej i że żurawie już są. Za sarny dziękuję, bardziej wyprostować się nie dało. Pozdrawiam!
UsuńJaka nieudana? Żuraw był? Był! Bobry były? A jakże! A, że zdjęć nie udało się zrobić? To zrobi Pani za chwilę i to w hurtowych ilościach:) Swoją drogą podziwiam desperację:) O 16.30, to ja zwykle wracam już do domu:)
OdpowiedzUsuńTen żuraw najfajniejszy, a z bobrami to by trzeba pewnie jakoś inaczej pomyśleć, ale to wyższa sztuka fotografowania.:)) To przez ten pogodny wieczór, jak się siedzi w domu, to wydaje się, że o 18.00 jest jeszcze całkiem jasno, a tu w lesie jakoś tak błyskawicznie zrobiło się ciemno, ale to 10 minut od domu i całkiem prostą drogą, chociaż wczoraj już nie miałam odwagi tego powtórzyć.
Usuńte sarny są kapitalne! aż boję się pisać, że to mój ulubiony typ zdjęć :))))))
OdpowiedzUsuńchodzi mi o to, że fajnie widać "camo", środowisko i ten element zaskoczenia, no w ogóle te zdjęcia są przede wszystkim niezwykle naturalne, takie nie wystudiowane! ;) ło matko, od razu mówię, że lubię też te wystudiowane, półwystudiowane, te, które miały być wystudiowanie i nie zostały, a nawet te, które zostały wystudiowane niezby starannnie ;)
A ha!, ha, ha, ha! :)) Jak przez dłuższy czas nic nie spotkam, to jakoś tak odpływam i cholerka, zawsze wtedy coś się trafi. Wlazłam niemal na nie, to już drugi raz w tym samym miejscu, ze skrzywionym statywem stanęłam jak słup i one też stanęły i wtedy pomyślałam, że Ty to byś tam siedział od 2 godzin i zdjęcia byłyby takie, ze źrenicę oka byłoby widać, bo nim uciekły były po mojej stronie rowu jakieś 2 metry i wiatr wiał od nich. I tak dobrze, że przytomnie wyostrzyłam na zadzie, a nie np na uchu.I prawda jest taka, że wchodzę w fazę, że też mi się takie foty podobają, a nie te ze skoszonej łąki, ale tylko saren, bo innymi "przepięknymi" jeszcze się nie nasyciłam. Swoją drogą, to ciekawe i to temat na posta dla Ciebie, bo ja się w tym nie rozeznaję, że zimą zakładają camo, a latem rude jak płomień na zielonym tle.
Usuńsarna jest jednym z najszybszych roślinożerców w naszej strefie klimatycznej. Latem, kiedy sa w doskonałej kondycji, są praktycznie nieosiągalne dla drapieżników. To pierwsza sprawa. Druga jest taka, że ich rudy kolor widzimy my, zwierzęta widzą to inaczej. Tak czy siak, camo jest im bardziej potrzebne zimą, gdy ciężej uciekać. Ich najwłększym zagrożeniem od wieków były wilki, a te polując sforą, radzą sobie znacznie lepiej z gonitwą, bo się zmieniają w szyku, a w pierwszej fazie ataku oddzielją od stada przyszłą ofiarę i gonią do skutką ta właśnie.
UsuńTo ciekawe informacje, pomyślałam, że zimą to szare maskowanie nie działa, ale drapieżniki są niższe od nich i widzą je na tle ściany lasu, a nie na śniegu. Dziękuję!
UsuńMa Pani zacięcie :) ładny księżyc, chlupot bobrzego ogona też pewnie odpowiednio zabrzmiał, ale ten klangor żurawi... wisienka na zakończenie dnia :)
OdpowiedzUsuńMiałam podobne środowe spotkania... chodząc po leśnych zakamarkach wypatrzyłam w jarze dwie białe powiewajace torebki, jaki czort je tam zawiesił? wystarczył trzask gałązki pod butem i torebki - lusterka przemieściły sie na przeciwne zbocze :) Chwilę później znieruchomiałam, sarenka na przeciwko trochę mniej, szczeknęła i tyle ją widziałam. Rozsiadłam się przy żeremiach.... żaden bóbr się mną nie zainteresował, ale już leśnik, że zaparkowałam w nieodpowiednim miejscu, a i owszem ;) Pozdrawiam i kolejnych przyjemnych wieczornych spacerów życzę :)
Rzadko bywam odważna, w tamtym miejscu już miałam bliskie spotkanie z wielkim dzikiem i borsukiem co lazł prosto na mnie, ale tym razem jakoś tak było i pięknie i mało strachliwie i nawet żalu nie było, że bobra bardziej słyszałam niż widziałam :)) Też tak mam zwłaszcza z sarnami, ale lubię takie spotkania z marszu, bo może ze zdjęciami nie jest najlepiej, ale zobaczyć można znacznie więcej. Dziękuję i pozdrawiam.
Usuń