Słoneczne, leniwe, niedzielne popołudnie. Na stawie jak
zwykle gągoły, krzyżówki, para łabędzi i wysiadująca żurawka. Łabędzica też siedziała na gnieździe, a łabędź
pływał od niechcenia to tu, to tam.
Nagle zdecydowanie skierował się do
zachodniej części stawu, dłuższą chwilę obserwował południowy brzeg, po czym ułożył
się niby do drzemki tak, że oczy niczym zza płotu podglądały prześwity pod
świerkami.
Może to szumiący w gałęziach wiatr, a może nowo nabyta dzicza
umiejętność bezgłośnego poruszania się po lesie sprawiła, że nie zauważyłam,
kiedy się pojawiły, trzy dorosłe i bodaj trzy przelatki.
Czochrały się, każde o
swój ulubiony świerkowy pień. Stare dziki robiły to z wprawą, przyklękając to
na przednie to na tylne nogi, dwa młodziaki też dawały radę, tylko temu
trzeciemu nie bardzo szło.
Wyraźnie ciągnęło go na brzeg. No cóż są tacy, co
lubią się drapać i tacy, co wolą kąpiel.
Łabędź nerwowo pływał wzdłuż brzegu
i
gdy dziczek zdecydował się wejść do wody, podpłynął bliżej i zasyczał,
- sssspróbuj tylko ssssmarkaczu.
Dziczek zatrzymał się,
popatrzył żałośnie i westchnął,
- no dobrze, to poszukam innego miejsca. Mama mówiła żeby
się zbytnio nie oddalał, przeszedł więc tylko kawałek dalej,
ale tam, żerował
mąż żurawki. Zobaczyłam go jak wzbił się w powietrze i zatoczy patrolowy krąg
nad stawem.
Dziczek podszedł do dorosłych mając nadzieje, że kiedy razem wejdą
do wody, łabędź przestraszy się i ucieknie, ale oni wszyscy woleli czochranie.
Jeszcze
raz spod świerkowych gałęzi spojrzał tęsknie na wodę
i wtedy mama zarządziła
kategorycznie,
- idziemy do babrzyska. Wszyscy! Łabędź w geście tryumfu
trzepotał dłuższy czas skrzydłami, bo przecież jeszcze raz udało mu się wykazać
siłą charakteru.
Wygrał, ale nie odpłynął. Niby pielęgnując pióra, spod
uniesionych skrzydeł lustrował brzeg wypatrując kolejnego niebezpieczeństwa.
Dziczek
posłusznie podreptał za rodziną, a ja zebrałam się do powrotu.
W domu okazało
się, że zapomniałam założyć na obiektyw osłonę i zdjęcia wyszły przepalone. A
szczęście było o krok, dzicze, bo gdyby nie łabędź mógłby zażyć rozkosznej
kąpieli w czyściutkiej wodzie i moje, bo miałabym przepiękne ilustracje do bajki
„Rozmawiała gęś z prosięciem „ w wersji „ Gawędził raz dzik z łabędziem”. Taki
los odmieńców prawie zawsze pod górkę i słońce w oczy.
Ten staroświerkowy fragment lasu nad woda to wypisz-wymaluj idealnie dzicze miejsce, niezwykle podobne do jednego z tych, które sam odwiedzam gdy zatęskni mi się za dzikami. Zdjęcie z łabędziem i dziczkiem na brzegu, tak jak Ci pisałem na FB - tematyczne mistrzostwo świata. W ogóle świetne wyjście i świetne obserwacje. Ten lasek odwiedzaj częściej, widać, że dziki tam są niemal zawsze.
OdpowiedzUsuńSto metrów dalej mają wielkie babrzysko, a zachodni brzeg jest na 1,5 m od wody dokładnie zbuchtowany. Wiem, że kręcą się w pobliżu, ale kawałek za babrzyskiem właśnie trwa wycinka więc raczej wpadają na chwilę i idą dalej. Dziękuję Krzysiu.
UsuńZachwycające zdjęcia i super historia! Zdjęcia wspaniale ją obrazują!
OdpowiedzUsuńDziękuje i pozdrawiam.
Usuń"Na stawie, jak zwykle ...". Nawet nie chce mi się tego komentować, ale jak zwykle i nieustająco zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńPo jednej parze, krakwy uciekły, na brzegu wycinka. Dobrze, że jest niedziela bo pewnie nic bym nie zobaczyła :))
UsuńAle zobaczyłaś i muszę przyznać, że zdjęcia łabędzia są niesamowite!
UsuńDzięki! Nie rozumiem co się stało. Pierwsze łabędzie ostre i nie przepalone, a ten z dzikiem, że rozmaz OK,ale czemu przepalenie, i dzik nieostry. Jeszce nie zawsze dogaduję się z tą Sigmą.
UsuńBardzo miłe spotkania. Uwielbiam zdjęcia różnych gatunków zwierząt razem, a łabędź i dzik to zaskakujące zestawienie! Świetna obserwacja. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJak do tej pory to spotykałam tylko żurawie w towarzystwie saren, a teraz tak się udało. Dziękuje i pozdrawiam.
UsuńJakie cudne te zdjecia labedzia z dziczkiem, no bajka!!!!
OdpowiedzUsuńNie lubię siedzieć w czatowni ale, takich obrazków inaczej się nie zobaczy. Serdeczności!
Usuń