Tyle się dzieje, a to szpaki nie odleciały, a to młody zając
kręci się pod domem, a to odbyły się trzy wycieczki na jeziora, dwie rowerowe i
jedna piesza. Wszystko obfotografowane i już, już miało być opisane gdyby
nie podkusił mnie komentarz przy poprzednim poście Grażyny z I Tu i Tam, że pewnie będę obserwować, dalsze życie maluchów. Nie chciałam, głównie ze względu na
gągoły. Tak już mam, rozumiem drapieżniki, a jednak patrzeć na śmierć kaczych maluszków
jest ciężko, pokusa jednak zadziałała. Ranek zaczął się od spotkania z sarnami. Na górce pasła się koza, a
przy Marunce kozioł.
Pomyślałam, że może z gągołami nie będzie tak źle i chociaż
kilka z wyprowadzonej dziewiątki ostało się. Niestety, na kanałach i na małym
bagienku nie było ani dzieci, ani matki. Może przeprowadziła je na bardziej
bezpieczny Żurawi Staw i schowane w szuwarach nie pokazują się, tej wersji będę
się na razie trzymała. Za to łabędzia rodzina pokazała się w komplecie.
Dzięki
ubiegłotygodniowym upałom namnożyło się rzęsy i jedzenia jest dość. Z wody
dochodziło smakowite mlaskanie i widać gołym okiem, że młode rosną.
Są
bezpieczne, mama wciąż zachęca do jedzenia,
a tata, istny furiat przegania
wszystkich, nawet malutkie krzyżówki.
Kaczka, chociaż jest znacznie mniejsza w
pewnym sensie postawiła mu się. Kiedy pędził do niej tłukąc wodę skrzydłami nie
ruszyła się z miejsca puszczając przodem swoje dzieci. Obeszło się demonstracją.
Kiedy tak przyglądałam się kaczo-łabędziej utarczce, na północnym brzegu
mignęła mi sylwetka żurawia z młodym,
po chwili żuraw zniknął za bobrowym
żeremiem, a nad staw przyleciała para brodźców.
Miałam się zbierać, gdy całkiem
blisko usłyszałam żurawie mruczenie. Para z Żurawiego stawu wodzi dwa młode, to
nie możliwe, by tamten, którego widziałam tak szybko obszedł pół stawu, wiec to
prawdopodobnie drugi rodzic z drugim dzieckiem szedł brzegiem. Młode ostrzeżone zostało w tyle, a rodzic sprawdzał, czy jest bezpiecznie.
Byłam
schowana pod świerkiem i przykryta siatką, gdybym siedziała bez ruch pewnie
przeszły by mi przed nosem. Ale bez ruchu się nie da, za duże emocje. Popatrzył, mruknął
- gdzie cię tu w to bagno przyniosło,
zawrócił i zniknął w szuwarach.
Czekają nas wkrótce sianokosy, wracając
do domu postanowiłam sprawdzić, czy czasem na łące nie ma małych zajączków, bo to już wkrótce powinny się zacząć drugie wykoty i…
niemal wpadłam na koźlaka. Nie drżał ze strachu, po prostu leżał sobie i czekał
na mamę.
No cóż, pogoda nie sprzyja koszeniu, a za tydzień, dwa sarniak
podrośnie i znajdzie inne miejsce do spania, choćby na końskim pastwisku. Z tych wszystkich cudnych spotkań wynikają dwa wnioski, pierwszy - warto czasem ulec pokusie i drugi - zarządzam sobie obowiązkową przerwę w chodzeniu w wysokich trawach i w pobliżu
szuwarów. Niech ich chwilowi mieszkańcy dorastają w spokoju.
Sliczne i podroniete te moje, juz tak moge powiedziec, labedziatka, i wszystkie w komplecie, cieszyc sie tylko mi pozostaje. Czwarte zdjecie mnie zauroczylo, labedzie szyje w jednakowym wygieciu!
OdpowiedzUsuńno dzieje sie, dzieje...jeszcze koziol w bialych kwiatach bardzo mnie estetycznie zadowolil! jak zawsze! jestem zachwycona!
Dziękuję! Ojciec dostaje szału jak tylko zobaczy coś, czego nie widział wcześniej, albo usłyszy, nie odstępuje ich na krok, chyba nikt z nim nie ma szans, nawet bielik :)) Wilgotniejsze łąki obsypane są tym czymś i koziołkowi w to graj.
UsuńFotki żurawi są bezkonkurencyjne! :)
OdpowiedzUsuńNo, tak blisko był, że wyszły portrety :)) Dziękuję!
UsuńGrażynko, wprawdzie ostatnio mam coraz mniej czasu na bloga, jestem szczęśliwą ofiarą klęski nadurodzaju i chętnie daję się zgniatać nadmiarowi zawodowych obowiązków, ale zawsze z niezwykła przyjemnością zaglądam do Ciebie. Czwarte zdjęcie w tej serii mnie ujęło. Uchwyciłaś ciekawy moment i w dodatku w fajnych światłach :)
OdpowiedzUsuńWiadomo, że w Twojej branży nadmiar obowiązków przełoży się na wynik finansowy, a to może mieć swoje fotoblogowe efekty, może później, ale może, jakieś nowe super szkło w nagrodę :))) Dziękuje Ci serdecznie, ale co do światła to tam nie ma wyboru, o wschodzie i długo po jest ciemno, bo las wysoki, a potem jakby nawet niebo błękitne się miało odbijać, to i tak wkoło rzęsa. Na to ujęcie kiedy rodzice wsysają zupkę specjalnie czekałam :))
UsuńFaktycznie się dzieje! Żurki wymiatają! Co zaś, do chodzenia po terenie. Myślę, że przy Twoim doświadczeniu żadnej krzywdy nie wyrządzisz, więc może jednak wprowadź poprawki do zarządzenia :))
OdpowiedzUsuńTracę czujność, mruczał dobrą chwilę, a ja zamiast spojrzeć w lewo uganiałam się wzrokiem za brodźcami usiłując zrobić fotę w locie pod słońce, a kiedy niemal wszedł mi w kadr spanikowałam. Całe szczęście że ogniskowa była zredukowana :)) Trawy są bardzo wysokie i gęste i ciężko się chodzi nie mówiąc już o ostrożności, ale ciągnie mnie :))) Dzięki Wojtek!
UsuńSpotkanie z rodzinką żurawi fajna sprawa, a tym bardziej, że były dwie. Uroczy ten młody koźlak :-)
OdpowiedzUsuńMiło Cie tu gościć Macieju. Rodzina była jedna, u żurawi krótko po wykluciu tak bywa, że kiedy są dwa pisklaki, mocniejszy atakuje słabszego, wówczas rodzice dzielą się pociechami i każdy opiekuje się jednym. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
Usuń