Zimno, niby tylko -3, a jednak powietrze czyste i ostre jak oszlifowany
diament robiło dzisiejszego ranka wrażenie.
Chyba jednak tylko na mnie, bo w
przyrodzie żadne tam -3 nie było w stanie powstrzymać buzujących w małych i
większych zwierzęcych ciałach hormonów. Siedząca na brzozie sójka patrząc na wschodzące
właśnie słońce mruczała, że to będzie ciekawy dzień,
ale kto by tam wierzył sójce,
kiedy cały organizm mówi wracaj do domu, bo zimno. Ciepełko domowe kusiło, ale
i lecąca mewa śmieszka kusiła
i samczyk makolągwy czekający na ukochaną
i
zjadający śliwkowe pączki dzwoniec,
jednak opowiadanie o tym, co się działo pod
domem i w lesie i znowu pod domem będzie innym razem, bo gdy już, już miałam wracać,
na rżysku za pasem świeżo zoranego pola zobaczyłam jakiś dziwny ruch. Zwykle
tkwiły tam żurawie, a to były jakieś małe ruchliwe kule… to były cztery zające.
Nie pamiętam czy kiedykolwiek widziała cztery zające na raz. W takiej sytuacji nie idzie się do domu tylko spokojnie, ale zdecydowanie idzie
się na łąkę by zastać taki oto sielski obrazek.
Podeszłam trochę bliżej i
zaczęłam obserwować to futerkowe towarzystwo. Kiedy i one mnie zauważyły wszystkie
na chwilę stanęły słupka,
ale rzeczywiście tylko na chwilę, bo od rana toczyła się
tam intrygująca gra. Otóż panna zającówna miała trzech konkurentów i nijak nie
mogła się zdecydować, którego wybrać. Główna rywalizacja toczyła się miedzy
dwoma dorosłymi samcami, a trzeci pewnie trochę młodszy niby brał udział w
zalotach, ale trochę z tyłu, bardziej w roli obserwatora. Kiedy już stwierdziły,
że nie ma co sobie mną głowy zawracać, zaloty nabrały rumieńców. Panna odkicała
na bok, a konkurenci wymienili kilka kopniaków, kilka zmarszczeń nosa i ruchów wąsikami,
kilka sierpowych,
po czym doszli do wniosku, że nie ma co się okładać pięściami
po mordkach i postanowili rozwiązać problem w bardziej cywilizowany sposób.
Młody zrezygnował dobrowolnie, w każdym razie tak powiedział, a pozostała
dwójka udała się do samiczki z pytaniem, którego wybiera.
- Może tego, który mnie pierwszy dogoni.
I zaczęły się dzikie gonitwy to w tę to w druga stroną,
ogonki i łapki śmigały w powietrzu, a nagłym zwrotom nie było końca.
Panna była
wytrawną sprinterką i wiedziała co zrobić, by odwlec jeszcze na trochę decyzję.
Kiedy się zmęczyła zarządziła przerwę w zawodach i zabrała się za skubanie
trawki, a konkurentów zobowiązała do zapewnienia jej bezpieczeństwa.
Tylko
młody wziął sobie to do serca i pilnie lustrował okolicę, a dwaj amanci nie
spuszczali z oka samiczki gotowi w każdej chwili powrócić do zawodów. Wtedy i
mnie się przypomniało, że jestem bez śniadania i zmarzłam na kość, w dodatku
siedząca na sośnie sójka poinformowała wszystkich, że nadjeżdża traktor i za
chwilę orki ciąg dalszy.
Tak czy siak trzeba było się zbierać. Pewnie nigdy nie
dowiem się, kto tym razem został mężem panny zajacówny, bo kiedy wracając obejrzałam
się, już ich na rżysku nie było, ale co to za różnica którego wybrała, przecież
małe zajączki i tak za każdym razem są prześliczne.
W jakiej Ty krainie mieszkasz! to raj na ziemi! zajaczki az cztery, co za szczescie, tym bardziej, ze mam wrazenie, ze kiedys ich bylo duzo wiecej, no powiedzmy, kiedy ja bylam mlodziutka. Zdjecia biegajacych zajecy strasznie fajne, no i to gdzie sa takze zurawie! no raj po prostu!
OdpowiedzUsuńKiedyś było ich rzeczywiście więcej, myślę, że trafiłam na kolejne parkoty i przez to, że 2/3 rżyska z młodziutkim zbożem było zaorane łatwiej było je zlokalizować. Dziś i po rżysku i po zającach nie ma śladu tylko stado śmieszek poluje na dżdżownice. Dziękuje Grażynko, to tylko na zdjęciach pokazane to co ładne i ciekawe. Gdyby wszyscy rozumieli jakim skarbem jest Warmia może by przynajmniej nie wyrzucali śmieci byle gdzie. Trochę narzekam bo wczoraj zrobiłam przegląd okolicy i się naoglądałam. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńFaktycznie raj! I cudowna Gawęda ��
OdpowiedzUsuńHmm, tak to jest, jak się pisze z telefonu...
UsuńDziękuję Pani Ewo. Pani widziała i wie, jak przymknąć oko na butelki, pety, puszki, druty, ceramikę sanitarną, stare fotele to... Ech, co tam. RAJ!
UsuńJak się tak zastanowię to chyba nigdy nie widziałam nawet dwóch zajęcy na raz. U nas ich mało, ale mam wrażenie, że przybywa. Zazdroszczę widowiska, wspaniale się musiało to oglądać.
OdpowiedzUsuńJak to zające, czy duże czy małe są jednakowo pocieszne, ba słodkie i rzeczywiście cudownie się oglądało, tylko miałam nadzieję, że aparat da rade, ale one były takie szybciutkie.
UsuńZazdroszczę takiego ciekawego spotkania. Ja zające widuję sporadycznie, a jeśli już, to pojedynczo. No i wspaniałe zdjęcia!
OdpowiedzUsuńJa dwa lata temu spotkałam parę, ale cztery nigdy. Dziekuję i pozdrawiam
UsuńZające w ruchu są po prostu przefajne! Uwielbiam takie zdjęcia! PS. Czterech w kupie nie widziałem od ćwierćwiecza, więc cieszę się, że populacja się odradza. Pytanie tylko, dlaczego znowu wszystko dzieje się w Marunach?! Naślę na Ciebie Urząd Antymonopolowy, jak mi Pani Przyroda miła :)))
OdpowiedzUsuńTaka wiosna, a właściwie to wszystko przez niekumatego komputerowo kombajnistę co to raz sita nie założył wcale, a potem ustawił zbyt duże oczka i spora część pola była jesienią obsypana owsem, a to co zostało, wiosną skiełkowało i zwabiło ok 40 żurawi, zające i kto wie co tam jeszcze po nocy chodziło. I właśnie dzisiaj nastąpił koniec Eldorado. Wszystko zaorane:)) A naślij naślij i od razu zapomnij o tym, że dzisiaj znowu słyszałam dudka, krótko, ale słyszałam :)))
UsuńTo ja odszczekuję to nasyłanie, gdyż bliższy mi dudek, niż przyrodnicza sprawiedliwość :)))
OdpowiedzUsuńHa, przemyślę :)))
Usuń