Dzisiaj jest taki dzień, że powinnam była wyjść z domu
znacznie wcześniej i wrócić dopiero jak się ściemni. Zaczęło się od jaskółek pluskających
się w Dąbrówce,
potem było półtorej godziny siedzenia nad Pisą i dumania i
kiedy już, już miałam zrezygnować, najpierw w czarnym bzie dała się słyszeć jakaś awantura, po czym wyleciał stamtąd kos, a po chwili "coś błękitem mignęło".
Zimorodek jest bardzo zaborczy, kontroluje odcinek rzeki nawet na przestrzeni sześciu kilometrów, więc buszowanie kosa na brzegu nie spodobało mu się. Nadleciał, zanurkował i z czymś w
dziobie, przysiadł na gałązce. Zaczął to obracać, a ja jak zwykle zaczęłam wariować z emocji, bo prędzej
bym się traczy spodziewała. Jak już zjadł, zanurkował
kilka razy i wyglądało to jak rozkoszna kąpiel, po czym usiadł na chwile w
cieniu, przyjrzał się dziwnemu zielonemu kopczykowi z wystającą czarną rurą, którego
wczoraj z pewnością tu nie było i odleciał.
Czyż nie piękna ta Pisa? Dzisiaj już
niczego więcej nie było mi trzeba. Wiem gdzie jest jego rewir i zawsze mogę tu
wrócić. Po drodze spotkałam żerującego u podstawy pni dzięcioła dużego.
Myślałam,
że to na dzisiaj koniec atrakcji, ale wystarczyło, że wyszłam z domu na taras
by odbyć pierwsze szukanie kleszczy, gdy nad łąką zobaczyłam szybującego błotniaka.
Co go tam w południe przyciągnęło nie wiedziałam, ale kiedy dojrzałam na jaskrawo
zielonym tle długie uszy domyśliłam się, co planował.
Zając siedział jak
sparaliżowany. Podchodziłam do niego powoli, a on się tylko obracał i kiedy
pomyślałam, że jest ranny nagle pokazał, co potrafi.
Mogłam wreszcie wrócić do
domu. Ogarnęłam się trochę i ze szklaneczką soku usiadłam na tarasie i wtedy
usłyszałam klekot. Na stodole sąsiada siedział bocian.
Pomyślałam, rychło w czas,
dobre dwa miesiące za późno, potem spojrzałam na stajnię Franka i Borówki, no
nie, na wywietrzniku siedziały jeszcze dwa.
Co robiły, czy zostały i będą odbudowywać
gniazdo opowiem jak się sytuacja rozwinie. Do zachodu słońca jest jeszcze parę
godzin, a nad stawem krąży właśnie czapla siwa. Taki dzień nazywa się „beczka
bez dna”.
I w końcu jest i zimorodek :-)
OdpowiedzUsuńA Franek i Borówka to Pani koniki?
Właściwie to go sobie wychodziłam i wysiedziałam :)) Tak, gruba kobyłka i Franek pod siodło, tylko ciągle ma kłopoty ze stawem skokowym, i siodło wisi na kołku.
UsuńKto ma dobre oko, ten ma beczkę bez dna :)))
OdpowiedzUsuńDzieękuję! Dzisiaj było wyjątkowe ożywienie w przyrodzie. Wczoraj pierwszy raz od bardzo dawna spadł porządny deszcz i może to dlatego.
UsuńJA mysle jak Ania!! oko to jest... oko!!! swietny reportaz i swietne zdjecia...a zimorodka to zazdroszcze z calego mego serca...i bocianow zazdroszcze w poblizu, i zajaca pieknego ii.. iii... iiii!! a co z kleszczami, lapiesz po powrotacgh ze spacerow? zdarzaja sie? boje sie ich jak ognia....pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję, udało mi się :)) Przed wyjściem z domu psikam się repelentem, w lesie powtórka i po powrocie do domu kontrola ubrania na prawej i lewej, gorący prysznic i wyczesywanie włosów gęstym grzebieniem. Uciążliwe, ale raczej skuteczne. Pozdrawiam serdecznie
UsuńFajna ta beczka. Najchętniej wyjąłbym z niej zimorodka i tego szarżującego na Panią zająca:)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Fajnie było, tylko,że przez 1,5 godziny pozmieniałam w ustawieniach i ja przyleciał to trzaskałam na oślep, a potem w domu było chlipanie. A zając z ręki, bo nie było czasu i wyjątkowo się udało, z błotniakiem już nie koniecznie.
UsuńOch, jak zazdroszczę zimorodka, miga kilka razy w roku i jakoś nie mam pojęcia gdzie go dorwać. Błotniak wspaniały a zając to mnie z kapci wyrwał. Czasami się taki dzień trafia. Oby jak najwięcej.
OdpowiedzUsuńTo był wyjątkowy dzień i gdyby reszta pozwoliła podejść tak blisko jak zając i siedziała jak on nieruchomo, to bym pewnie zwariowała ze szczęścia. Dziękuje i pozdrawiam.
UsuńGratuluję zimka :) nie widziałem ich kilka lat a w tym roku mam ich kilka. Miała Pani dzisiaj dzień na bogato :)
OdpowiedzUsuńOj było! Dziękuję, mam nadzieję jeszcze go spotkać.
UsuńZając przepiękny! Ale raczej błotniaka nie miał się co bać, myślę że nawet jakby błotniak był bardzo głodny to nie dałby mu rady ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Miód na moje serce. Ale czy mniejszymi błotniak także nie jest zainteresowany, bo ostatnio coś mi zjadło dwa tegoroczne takie już całkiem spore młode z pierwszego wykotu , jeden by częściowo oskubany.
UsuńZimny! brawo!!! kiedyś odżałuję las i wybiorę sie nad Wadąg specjalnie dla nich :)
OdpowiedzUsuńDzięki! Mam nadzieję spotkać go jeszcze parę razy. Zimorodki masz w strumykach na skraju PNR, kolega robił im fotki zimą.
UsuńSzarak - super! ja ostatnio też fotografowałam szaraka nad Biebrzą, ale ten mój jakiś taki mniej szary:). Pozdrawiam:)!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Bo to zdjęcia w samo południe w młodej pszenicy dodatkowo odbijającej światło, to i szarakowi się dostało w kudełki.
UsuńOj ... chciałabym mieć takie oko i miejsce do fotografowanie !!! Super fotki !!!
OdpowiedzUsuńOstatnio zauważyłam, że nieustanne wypatrywanie różnych różności spowodowało, że wzrok mi się wyostrzył, może to taki trening dla oczu :)) Miejsce, jak to na wsi, chociaż oczywiście Warmia jest wyjątkowa. Dziękuję i pozdrawiam.
Usuń