Pod koniec kwietnia postanowiłam sprawdzić jak to jest z
tym gniazdowaniem gągołów i traczy w dziuplach nad Pisą. Skończyło się tak, że
zaraz na wstępie spłoszyłam samca i dwie samiczki traczy nurogęsi.
Wszystko z
powodu kleszczy. Jednorazowo, po przejściu przez chaszcze zdjęłam ich ze spodni
kilkanaście. Może repelent był zbyt słaby, albo one bardzo zdeterminowane. Ponownie
wybrałam się nad Pisę na początku maja. Rozświetlona słońcem droga wróżyła
fajną wyprawę.
Ale kiedy zaraz na początku znowu wypłoszyłam tracze
zrozumiałam,
że bez solidnej zasiadki nic nie zrobię. A mogły być zdjęcia dzięcioła
biorącego kąpiel na płyciźnie, kwilącego bielika kołującego nad łąką, dziewięciu żurawi, które zobaczywszy mnie zrezygnowały z lądowania. Kiedy
myślałam, że wrócę do domu tylko z widokami w pamięci, zza zakrętu wypłynęła
ona.
Niesiona nurtem pozwoliła się obserwować tylko minutę, raz czy dwa
zawróciła, zanurkowała a potem zniknęła za kolejnym zakrętem.
Jak się ukryć na niemal
pionowym urwisku? Czatowni nie zbuduję, nory nie wykopię. Tam, co krok są
zwierzęce ścieżki, zwalone przez wiatr i bobry drzewa, obłamane wiatrem gałęzie, a wszystko
porośnięte konwaliami, kokoryczą, dziewanną, przy samym brzegu żywokostem i setkami innych dzikich roślin. Spacerując w tę i z powrotem
wypatrzyłam miejsce niemal na samym brzegu pod starym dębem. Miejsce, z którego
świetnie było widać oba zakręty rzeki. Udało mi się zejść, jako tako usadowić i
zakotwiczyć statyw. Przykryta siatką nie liczyłam na jakieś specjalne fory.
Test na kaczorze krzyżówki nie wypadł pomyślnie, niesiony nurtem płynął tak
szybko, że podążając za nim obiektywem ujawniłam się i było po ptaku. Mimo
wszystko siedziałam. Po chwili nisko nad wodą, jak autostradą przeleciała
samica tracza. Wiedziałam, że będzie wracała, więc czekałam dalej. Po kilku minutach
wypłynęła, ona i zaraz za nią kormoran.
Pojęcia nie mam jak to działa, tracz i kormoran
razem, a gdzie samiec, czyżby już rozpoczął pierzenie? Może po całym sezonie obserwacyjnym dowiem więcej. Ona nurkowała
trzymając się blisko zakrętu i niewielkiej zatoczki,
on niesiony prądem po
dwóch nurach zbliżył się do mnie, zobaczył i odleciał.
Całe szczęście, że
podczas tej panicznej ucieczki ona był pod wodą i nic nie widziała. Zanurkowała
jeszcze kilka razy, podpłynęła na płyciznę i zabrała się za toaletę.
Jak to
kobieta, piórko po piórku, skrzydła, brzuszek, grzbiet i tak w koło. Kiedy
skończyła i odpłynęła odetchnęłam z ulgą.
Jeszcze trochę, a zaliczyłabym
pierwszą w tym roku kąpiel w rzece. Wygramoliłam się z tej, co tu dużo mówić
pułapki i zobaczywszy krążącego myszołowa
poszłam jeszcze kawałek brzegiem sprawdzić,
czego wypatrywał. Warto było, bo udało mi się, nie do końca potajemnie zobaczyć
dwa malutkie gągoły.
Były same, ale świetnie sobie radziły. Myślę, że matka z
resztą maluchów mogła być ukryta przy brzegu, na którym stałam.
Traczy nie znam
tak jak „moich” żurawi, perkozków, czy
choćby cyraneczek.
Wszystkie dotychczasowe spotkania były i dla mnie i dla nich
mocno zaskakujące, a dla nich pewnie też stresujące. Ten kawałek płynącej pośród
łąk i lasu Pisy to ich świat, w którym człowiek bywa sporadycznie podczas
sianokosów i to w sporym oddaleniu. Dzisiejsza wyprawa uświadomiła mi, że
trzeba czasu, cierpliwości i ostrożności, by lepiej poznać te płochliwe ptaki i robić to tak by ten świat pozostał ich światem.
Cudne te maluśkie gągoły :-). Pozostałe ptaki też piękne, ale to gągoły zawsze przyciągają moją uwagę na dłużej.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogę dzięki takim zdjęciom obserwować życie gatunków, których pewnie nigdy nie uda mi się spotkać.
Dziękuję! A jak ja się ucieszyłam, to było moje marzenie odkąd pierwszy raz zobaczyłam gągoły.
UsuńWspaniały ptak, nigdy ich nie widziałam. Podziwiam twoją determinację. A co do kleszczy to wczoraj jednego wyrwałam spod kolana. Jakiego repelentu używasz? Ja nigdy nic nie stosowałam ale chyba zacznę bo się szlajam po łąkach a po co ryzykować?
OdpowiedzUsuńDziekuję! To taki płochliwy gatunek, a samiczka bardzo atrakcyjna ze względu na rudy pióropusz :)) To piękne miejsce, a Ty przecież też lubisz sama siedzieć w Dziczy: Czasem używam olejek cedrowy, a ostatnio Brosa z DEET-em 25%.
UsuńPiękna ptasia kąpiel. I niesamowita woda - taka zielona.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Woda w Pisie jest krystalicznie czysta, ta zieleń to odbicie młodych liści i traw.
UsuńGrażynko, świetne obserwacje, zabrakło mi "międzyptasich" dialogów oczywiście, a bliskiego spotkania z traczami najzwyczjaniej zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńCo do repelentów, jeżeli mogę coś podpowiedzieć, do opsikiwania ubrań, kup taki, który zawiera substancję o nazwie DEET. Im więcej tym lepiej, ale wóczas uważaj na kontakt ze skórą!!!
dziękuję! No właśnie na to się skarżę miedzy wierszami, kiedy połowa uwagi skupiona jest na tym by pływającym szybko ptakom zrobić dobre zdjęcie, a druga połowa na utrzymaniu się na skarpie, nic nie słychać, wyobraźnia pracuje nad tym jak w razie wpadki utrzymać sprzęt nad wodą. 100 metrów w jedną lub druga stronę daje komfortowe warunki do pracy, ale one tam nie siadają, lubią to urwisko. Używam Brosa z DEET 25 % na ubranie i to zabezpiecza na 98% przez 2 godziny.
Usuńdoskonale Cie rozumiem, pamiętam jak (o rany jak ten czas leci) na studiach, postanowiłem zrobić zdjęcie nad Łyną za Rusią z takiej miniwysepki na której rosły dwie olchy. Lazłem w woderach, a woda była już na granicy gumiaków. Zostały 2-3 cm, a nogi zapadały się w grząskim dnie. Postanowiłem wykonać ruch rozpaczy i rzucić się na pień bliższej olchy! Jeden z kaloszy nie rozstał się z dnem, a ja jak kot dżinks pazurami trzymałem się kory i niestety, brutalnie, powolutku, zjeżdżałem w stronę lustra wody. Ryłem przy tym ze śmiechu, ale!!! ale sprzęt ocalał! :)))
UsuńPrzednia historyjka. Ja rok temu przechodziłam na skróty jeden z tych tajemnych wypływów w stromym zboczu lasu i miałam to co Ty, jedna noga ugrzęzła po kolano. Zamierzałam się położyć i dzwonić po męża, ale jakoś udało się zaprzeć kawałek dalej monopodem jak czekanem i podciągnąć i tak jak ty ryczałam ze śmiechu. Ech! Pięknie sobie żyjemy, choć normalni nie jesteśmy i dobrze.
UsuńKażde nasze wejście w świat zwierzaków, to trochę takie wtargnięcie. Myślę jednak, że jeżeli nie posuwamy się za daleko to nie dzieje się nic złego. W końcu te stworzenia są już do nas w pewnym stopniu przyzwyczajone. Podziwiam za determinację i zdjęcia. Z traczami mam takie doświadczenie (poza j. Kortowskim), że kaczka zostanie, gęś zostanie, kormoran zostanie, a tracz - zawsz ucieknie. I dlatego, w odróżnieniu, od Pani, nie mam ich zdjęć i pewnie tak już zostanie:)
OdpowiedzUsuńTam wszystko ucieka, nawet kaczki, bo tam ludzie nie chodzą i one o tym wiedzą. Zależy mi na tym, żeby widzieć jak się zachowują kiedy są same i nie boją się człowieka. Może jednak trzeba dalej usiąść, a wygodnie wtedy i obserwacja będzie przyjemna i statyw da się normalnie postawić. Poza dębami wszystko już ma liście, jak się zieloność zagęści będzie łatwiej. Dziękuję!
UsuńFajne obserwacje tarczy. Ostatnio widziałem 2 pary na Krzywym ale były daleko to fotki tylko dokumentacyjne, natomiast na Łynie dwie panie tracz dały się ładnie podejść i zrobić fotki. Nie uciekaly tylko spokojnie sobie odplynely.
OdpowiedzUsuńMałe gągoły świetne.
Uganiałam się za nimi od wiosny, na stawie w środku Barczewa były 3 samice i 5 samców, ale i wtedy i potem na Pisie uciekały, dopiero wczoraj, ale tylko samica i w dodatku nie wiedziała, że tam jestem. Dziękuję i pozdrawiam.
UsuńTwoje tereny sa zrodlem ciaglych niespodzianek i nowych znalezisk...kleszcze jak zwykle mnie przestraszyly , mam traume...ale patrze z zachwytem na nowe opisy Twoich "polowan" i sie napawam ! sciskam serdecznie
OdpowiedzUsuńW temacie kleszcze mam dla Ciebie dobrą wiadomość, właśnie kupiłam preparat Bros do stosowania na ubranie, który odstrasza i zabija kleszcze i podobno działa przez 20 dni. Chodzić w jednych spodniach przez 20 dni to jest niewykonalne, ale zobaczymy. Jak przestanie padać wypróbuję. Dziękuję serdecznie i pozdrawiam.
UsuńOj dziekuje...zapisalam juz nazwe , poszukam!
Usuń:))
UsuńTe tracze to mają taką nieco śmieszną fryzurkę - takie poczochrane jakieś:). Nigdy nie widziałam ich w takim wydaniu. Na kleszcze polecam wodery. Chronią nie tylko przed wodą...Po wyprawie wystarczy umyć, oczywiście repelent dodatkowo też nie zawadzi. Można by uznać, że wodery, to wyjątkowo niewygodny sposób zabezpieczania się przed kleszczami, ale jeśli często Pani wyrusza na wyprawy, to tak jest znacznie bezpieczniej ... W tamtym roku byliśmy na rykowisku, gdzie była istna plaga kleszczy. Tylu na raz na prawdę jeszcze nie widziałam, były wszędzie. Dzięki woderom miałam tylko 4 i to z własnej winy i nieostrożności. Inni członkowie tej wyprawy mieli nawet po 16 sztuk.
OdpowiedzUsuńZaraz po nurkowaniu był tzw. pic-ondul i stąd ta ruda rozczochrana czuprynę :)) Mam wodery i do zasiadki rzeczywiście będzie to dobry sposób. Wtedy to był jakiś koszmarny dzień, one nawet na torbę ze sprzętem właziły, na szczęście żaden się nie wpił.
UsuńTutaj widzę tracze bardziej płochliwe - w Toruniu nad Wisłą żyje i gniazduje kilkanaście par w budkach, można je bez problemu obserwować z brzegu przez cały rok. Są może trochę bardziej nerwowe niż krzyżówki, ale niewiele :) Gągołki prześliczne <3
OdpowiedzUsuńTak to już jest, krzyżówki i tracze pływały w lutym w środku Barczewa i ludzi się nie bały, no może tracze trochę tak, a tam na rzece gdzie ludzi nie ma, płoszą się z byle powodu i jedne i drugie. Dziękuję w imieniu gągołków. Dzisiaj na stawie w lesie spotkałam ich dziewięć. Słabe foty pod słonce, ale widok fantastyczny.
Usuń