Pod dachówkami domu gniazdują cztery szpacze rodziny,
każda z jednej strony świata. Trzy są normalne, dawno zbudowały gniazda,
zniosły jaja, teraz karmią młode.
Czwarta rodzina wybrała sobie miejsce od
południa nad tarasem, gdzie pod dachówką jest kawałek blachy.
Ona wchodząc do
gniazda ślizga się i musi zrobić ze trzy podejścia nim się tam dostanie.
On też by tam chętnie zajrzał, ale nie daje sobie rady z blachą i ciągle szuka
innego wejścia.
Samczyk jak to samczyk ma żółty dziób z niebieskim refleksem u
nasady. Ona także powinna mieć żółty dziób, ale z różowym refleksem, ma czarny.
Oprócz szpaków od południowej strony mieszka kilka par mazurków. Żadnemu z
ptaków nie przeszkadza moja obecność, żadnemu prócz szpaka dziwaka. Kiedy
mam ochotę na kawę na tarasie, on nie siada na dachu tylko na cyprysiku
naprzeciwko
i zaczyna lament
- jejuuuu, jejuuuu. Ona podlatuje i pyta
- co się znowu stało?
- jejuuuu, siedzi na tarasie
- niech siedzi, przecież tylko kawę pije,
- jejuuuu, a nie może w domu?
Skłonność do lamentów ma nie tylko z mojego powodu. Ona
prosi,
- przynieś mi gałązkę wrotyczu, bo tu chyba jakieś
insekty są. On leci, przynosi w dziobie kawałek uschłego mniszka, staje w
pobliżu wejścia, słyszy jej głos, ale widzi tylko blachę, postanawia poszukać
bardziej dogodnego wejścia,
zagląda pod dachówkę wentylacyjną, wraca na rynnę i
słyszy,
- gdzie jesteś?
Chce powiedzieć, że stoi tu blisko, otwiera dziób,
mniszek spada na taras, a on, co ma powiedzieć,
z gardła wydostaje się tylko,
- jejuuuuu, jejuuuu, a może być oregano?
- może, może, to nawet lepiej.
Zlatuje na rabatę obok tarasu i po chwili jest już na
rynnie z gałązką świeżutkiego oregano.
Z każdym przylotem jest to samo, nie wie jak się do niej
dostać.
Ona mówi,
- zostaw w rynnie, zaraz zejdę i sobie wezmę. I tak zanosi jej do rynny suche gałązki zeszłorocznego piołunu, krwawnika,
przy
czym spora część z tego, co przynosi ląduje na tarasie. Ona wychodzi, przy okazji rozprostowuje kości, zabiera to co przyniósł i wraca.
Dziś chyba jednak zaczęło się wysiadywanie, bo on uwija
się z innymi szpakami w trawie.
Ona czasami sama leci coś sobie
złowić. Jeśli będzie ciepło to może i takie wysiadywanie na raty się sprawdzi,
ale to będzie bardzo spóźniony lęg, bo tegoroczne młode są już całkiem spore, o
czym miałam okazje przekonać się w poniedziałek. Synkowie sąsiadki znaleźli
przy wejściu do domu małego ptaka i spytała co z nim zrobić robić. To był szpak, już opierzony. Takiego
niepełnego podlota najlepiej odstawić na powrót do gniazda. Mój mąż wszedł na
drabinę, zajrzał pod dachówki nad wejściem, a tam rzeczywiście było gniazdo, w
którym siedział troszkę młodszy szpak. Malcy litując się nad losem
nieszczęśnika gotowi byli kopać rosówki i karmić go, żeby tylko przeżył i chyba
im nawet trochę żal było, że uciekinier wrócił do gniazdka. Dobrze jest wiedzieć, że dwa domy dalej
mieszka ktoś, kto z domu wyniósł miłość do przyrody i, że młoda mama potrafiła
to przekazać swoim dzieciom.
Jest nadzieja, że ci młodzi ludzie wyrosną na przyzwoitych miłośników przyrody :-)
OdpowiedzUsuńA ten pan szpak - fajtłapa jakaś ;-)
Wszystko na to wskazuje, to jest właśnie to coś, co tylko rodzice potrafią dzieciom przekazać :) No co tu dużo mówić, oferma, ale dzięki temu ja mam zabawę.
UsuńFajny zbieg okoliczności, bo dziś też fotografowałem szpaki, tyle tylko, że w lesie:) Dziwi mnie trochę ten czarny dziób. Szpaki po okresie godowym tracą to żółte zabarwienie, ale i wtedy dzioby nie są czarne, tylko ciemnoszare. Poza tym upierzenie (jego? jej?) nie jest spoczynkowe, tylko w dalszym ciągu godowe. Faktycznie - dziwoszpaki:)
OdpowiedzUsuńŻe dziób czarny, przesadziłam, rzeczywiście jest ciemnoszary. Myślałam, że może z braku jakichś witamin nie jest żółty ale nigdzie nic nie mogę na ten temat znaleźć:) Para dobrała się jak w korcu maku.
UsuńCiekawe rzeczy dzieją się u Pani w ogrodku :) W takim towarzystwie pić kawę to sama przyjemność. Ale patrząc na tę szpaczą rozmowę to chętnie zawlaszczyl by sobie szpak Pani taras :)
OdpowiedzUsuńOn już go sobie zawłaszczył bo kiedy siedzi na cyprysiku i jęczy zaraz zabieram się do domu. Nie darowałabym sobie gdyby przeze mnie samica siedząca na jajach nie dostała jeść.
UsuńMy też mamy takiego jednego szpaka, co siada na kalenicy i wyśpiewuje takie pieśni, że czasem można mieć wrażenie, że to kilka różnych ptaków śpiewa.
OdpowiedzUsuńTe moje też śpiewają jak wilga, ale od półtora tygodnia kiedy wilgi przyleciały i maja toki to już tylko sporadycznie, raczej lament i pogwizdywanie.
UsuńMój udaje wilgę, kosa i nawet jastrzębia.
UsuńOne są mistrzami naśladowania, a niektóre z nich to geniusze i Ty pewnie takiego masz koło siebie.
Usuńno, powkurzaj nas jeszcze, powkurzaj - mało Ci maruńskich łąk, stawów z ilością gatunków, której nie powstydziłoby się ZOO w Berlinie, to jeszcze się okaże, że to wszystko Ci niemal do chaułpy włazi :))))
OdpowiedzUsuńWłasnie mi przypomniałeś starą historyjkę z wlezieniem do chałupy i w dodatku przez komin, a ten post jest lekarstwem na ból żołądka po tym jak na stawie było najpierw dziewięć młodych gągołów, następnego dnia już tylko cztery, a teraz boję się tam iść, bo pewnie nie ma już ani jednego.
UsuńPani Grażyno, wyrazy współczucia z powodu takich awanturniczych sąsiadów (oczywiście, jeśli dobrze zrozumiałam, że to dachówki Pani domostwa). Ja bym tego nie wytrzymała - trzeba to gdzieś zgłosić...może jakieś odszkodowanie, czy coś...:)! A tak całkiem serio! Świetna historia:)! Uśmiałam się na dobranoc:). Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Miły ten harmider, a niezdara pogadał na dachu z kumplami i już daje radę.
Usuń